Suzuki wystawia nową broń w segmencie Sport Enduro Tourer, nowego V-Stroma 1000 ABS! Przejechaliśmy nim kilkadziesiąt kilometrów i mamy dla Was pierwsze wrażenia!
Nie ma to jak rozpocząć sezon w dobrym stylu. Jedni robią to na Jasnej Górze, a inni – no własnie! My rozpoczęliśmy sezon razem z Wami na torze Slovakiaring! Niedługo później pojawiliśmy się na kolejnym rozpoczęciu sezonu, tym razem z Suzuki. Polski importer marki, wzorem z poprzedniego roku, zaprosił nas na turystyczny wyjazd na Warmię i Mazury. Mieliśmy integrować się nie tylko z motocyklami Suzuki, ale i z innymi przedstawicielami polskich mediów motocyklowych. To drugie wyszło niespodziewanie dobrze – szczególnie, gdy przyszedł czas na zwalanie winy za zgubienie trasy! 😉
Na sezon 2014 Suzuki nie przygotowało zbyt wielu nowości. Są to Burgman 125 oraz 250, których zabrakło we flocie testowej, oraz główna gwiazda wyjazdu – zupełnie nowy V-Strom 100 ABS. Na Warmię ruszyliśmy więc w przewadze nowości 2013. Większość z nich już testowaliśmy, a nowym doświadczeniem był dla nas…
Intruder C1500T. Ten turystyczny cruiser to nietypowe podejście do tematu, bo poza aspektem turystycznym, ma być też trochę sportowo. Najbardziej charakterystyczną cechą tego motocykla jest silnik. Jest to jednostka V2 i tam, gdzie spodziewasz się kopa w plecy, czyli na niskich obrotach, nie dzieje się zupełnie nic szczególnego. Dopiero w wysokim zakresie Intruder dostaje jakby zastrzyk – ba, w górnych partiach obrotomierza silnik zachowuje się raczej jak sportowe V2, niż cruiserowe, oferując przy tym masę radochy. Zresztą jak na cruisera, C1500T prowadzi się też wyśmienicie. Łyka wszelkie winkle ze sprawnością raczej rzadką w tej klasie motocykli, a zawieszenie pokazuje swoje braki dopiero na nierównościach. Tylne zawieszenie ma raczej nieduży skok i potrafi dobić, a to bardzo boli w tylną część ciała. Hamulce też przypominają, że nie jedziesz sportowym sprzętem, ale jak na klasę cruiserów – nie ma na co narzekać. Krótko mówiąc, Intruder C1500T jest na tyle fajny, że z chęcią do niego wrócimy na większą przejażdżkę, niż kilkadziesiąt minut! Jest jeszcze jedno – w tym motocyklu, ponad chromami króluje czerń i bardzo nam to przypadło do gustu.
Po kilku wymianach motocykli, w końcu przyszedł czas i na niego. Nowy V-Strom 1000 ABS! O ile na zdjęciach można mu zarzucić aparycję przerażonej kaczki, to w rzeczywistości nie ma mowy, żeby się do czegoś przyczepić! Chodzą opinie, według których Suzuki skopiowało styl przedniego błotnika z serii BMW GS. Prawda jest jednak trochę inna i sięga aż 1987 roku, kiedy zadebiutował Doktor BIG, czyli Suzuki DR750S. To własnie do niego upodabnia się nowy V-Strom!
Wygląd to jednak kwestia drugoplanowa. Interesowało nas bardziej jak to jeździ! Silnik V-Stroma to znana i lubiana z poprzednich DL i TL, litrowa jednostka V2… Ale nie do końca. W środku tyle elementów jest nowych, że z powodzeniem można go nazwać nową generacją. Osiągi nie wzrosły drastycznie i wynoszą 99 KM oraz 103 Nm. Zupełnie zmieniła się jednak charakterystyka. Pełny moment obrotowy dostępny jest już przy 4000 obr/min, co przekłada się na pełną elastyczność. W praktyce, o ile nie zwalniasz poniżej 65 km/h, redukcja z szóstego biegu jest zupełnie zbędna. V-Strom nie widzi też żadnych przeciwwskazań przed ciągnięciem go do samego końca. „Pałer” dostępny jest w całym zakresie obrotomierza, silnik przepłynnie reaguje na ruch manetką i oficjalnie potwierdzamy, że są to świetne odczucia. Przy okazji pozwalają one zapomnieć, że mocy nie ma wcale zbyt dużo.
Kolejną zaletą V-Stroma jest jego zawieszenie. Z przodu znalazły się potężne, złote, odwrócone widelce z pełną regulacją. Tylny zawias z kolei posiada regulację napięcia oraz tłumienia odbicia. Niestety nie udało nam się zabrać V-Stroma na szybkie winkle – bardzo tego żałujemy, bo podwozie wykazuje ogromny potencjał! Obiecujemy szybką poprawę! Póki co możemy Wam powiedzieć, że komfort jazdy jest świetny. Zauważyliśmy tendencję do trochę zbyt gwałtownego nurkowania przy hamowaniu, ale to w końcu motocykl z „enduro” w nazwie, więc jeżeli masz zamiar zjechać na szutry, to jest to tendencja w pełni zrozumiała. Jeżeli jednak jeździsz tylko po asfalcie, pełna regulacja widelca tylko czeka! Z przodu znalazło się 19-calowe koło, dzięki czemu wszelkie dziury wybierane są wyśmienicie, a stabilności nic nie można zarzucić. Przy okazji inżynierom udało się zachować sporą ochotę motocykla do inicjowania zakrętów. Na szutry i w mniejszy lub mniejszy offroad musimy jeszcze wjechać i obiecujemy, że stanie się to niebawem. Trzeba tutaj wspomnieć o jeszcze jednej zalecie V-Stroma. Ten motocykl trochę odstaje mocą od swoich konkurentów klasy 1200, ale za to masą bardziej zbliża się do klasy 600/800. Zatankowany pod korek, V-Strom waży tylko 228 kg i jego brak nadwagi naprawdę daje się odczuć!
Głównym podpunktem układu hamulcowego są 4-tłoczkowe, radialnie montowane zaciski Tokico Monobloc. Wgryzają się w tarcze, że aż miło, a ich dozowalność nie pozostawia wiele do życzenia. Kolejne pochwały V-Strom 1000 zbiera w temacie elektroniki. Standardowo montowany ABS wkracza do akcji dokładnie wtedy, kiedy tego oczekujesz, a jego ingerencja jest gładsza, niż pupa Twojej ulubionej modelki. Kolejnym, okrutnie pozytywnym zaskoczeniem jest kontrola trakcji. Można ją wyłączyć lub ustawić w dwóch trybach (w trakcie jazdy!), a jej działanie jest jeszcze przyjemniejsze, niż wspomniana pupa. Sami nie dowierzaliśmy w jej efektywność! Specjalnie wjeżdżaliśmy na asfalt zasypany piachem i okręcaliśmy do końca, a V-Strom? Zachowywał się bardziej niewinnie, niż gimnazjalista przyłapany na ściąganiu. On po prostu przyspieszał, bez szarpnięć, bez dziwnych skoków obrotomierza. Japończykom udało się opracować coś świetnego i zakładamy się o piwo, że gdy nowy Gixer już powstanie, też otrzyma ten system.
Co jeszcze możemy powiedzieć Wam o V-Stromie? Że jest bajecznie wygodny, ma regulowaną wysokość siedzenia, czytelny wyświetlacz, spore (opcjonalne) kufry nie przekraczające szerokości kierownicy, gniazdo 12V i świetny system regulacji nachylenia owiewki. Działa jak system zapadkowy w kanapie (takiej do spania, nie motocyklowej) i jest to genialny pomysł! Na szersze wrażenia z jazdy musicie jeszcze poczekać, ale jesteśmy prawie pewni, że za kwotę 49 900 złotych, V-Strom 1000 jest jedną z lepszych propozycji w swojej klasie. Motocykl spodobał się nam tak bardzo, że zaraz po powrocie z Warmii i Mazur zapisaliśmy się na typową jazdę testową. Jego pełen test w miesięczniku MotoRmania już niebawem!