Bradley O’Neal uwielbia w życiu dwie rzeczy – jazdę na crossach oraz skoki BASE jump.
Od pewnego czasu Bradley łączy obie swoje pasje. Tym razem gdzieś na pustyni w Utah skonstruował ogromną hopkę. No właśnie… Patrząc na jego skok z motocyklowego punktu widzenia, skok był kosmicznie wielki. Ale biorąc pod uwagę, że jego druga część miała zawierać lot ze spadochronem, wysokość wcale nie była tak duża… No ale to chyba o to właśnie chodzi w BASE jumpingu?
Sprawdźcie tego film z tego szaleństwa na instagramie:
Po znalezieniu filmu, Mike Emery z Transworld Motocross przeprowadził z Bradleyem wywiad. Możecie go przeczytać tutaj, a my przytoczymy kilka najciekawszych informacji.
Przede wszystkim to nie jest pierwszy skok Bradleya. Było o nim głośno w internecie już 4 lata temu. Przypomnijcie sobie to:
Teraz jednak wróćmy do najświeższego wyczynu z Utah.
Samo przygotowanie najazdu i skoku zajęło ogrom czasu. Jak pewnie widzicie, gdzieś po środku dojazdu Bradley przeskakuje przez mniejszą hopkę. Żeby nie stracić tam prędkości, O’Neal przez cały dzień kopał, przekładał głazy i dostosowywał ścieżkę. Główny wyskok również wymagał sporo pracy.
Jego motocykl to dwusuwowa Yamaha YZ250, która po kilku skokach jest już Frankensteinem złożonym z kilku, z pojemnością zwiększoną do 290 ccm. Gdy Bradley uczył się BASE jumpingu z motocykla, używał tanich, używanych crossów kupionych w internecie. Z czasem nauczył się nie tylko skakać, ale tak przygotowywać swój motocykl, aby idealnie służył do skoków, a przy okazji nie niszczył się zbyt mocno przy lądowaniu.
Na pierwszy, mniejszy skok, początkowo Bradley wjeżdżał mając 89 km/h. Przelatywał wtedy jakieś 37 metrów, ale prędkość do głównego najazdu wciąż była zbyt mała. Po wyrównaniu skoku, pomiar na pierwszym skoku pokazał 117 km/h. Na krawędzi głównego wyskoku było wtedy 120 km/h.
Myślicie, że po czymś takim motocykl można jedynie przetopić na sztućce? Nic bardziej mylnego. Spadochron zamontowany na motocyklu nie tylko go spowolnił, ale także skierował kołami w dół. Jedyne zniszczenia to połamana obręcz i pogięta oś tylnego koła. Yamaha-Frankenstein szybko wróciła do jazdy.
Bradley słusznie podsumowuje swój skok. Nie tylko krzyczy „F*ck yeah!” po wylądowaniu, ale na swoim insta napisał: „To gówno jest straszne jak cholera. Proszę nie próbujcie tego.”