Tym razem Kyle chciał zaliczyć ok. 50-metrowy skok nad przejeżdżającym pociągiem. Niestety przestrzelił lądowanie…
Kyle Katsandris uwielbia freeride, czyli latanie motocyklem po wydmach. Na początku marca wygrał internet swoim 40-metrowym skokiem nad czynną autostradą. Na pewno to widzieliście (klik). Jedni pochwalą ten wyczyn, inni powiedzą że był głupi, ale przyznajcie, że ciężko nie być pod wrażeniem.
Niestety przy próbie kolejnego, legendarnego skoku, sprawy potoczyły się znacznie gorzej. Kyle wylądował w szpitalu, w stanie krytycznym, ale stabilnym. Sam jeszcze nie odniósł się do tego wydarzenia.
Kyle planował wykonać widowiskowy skok nad przejeżdżającym pociągiem. Wybrał sobie miejscówkę w Simi Valley, pod Los Angeles. W tym miejscu po obu stronach torów kolejowych są potężne, naturalne wzniesienia. Miejscówka idealna.
Przed wykonaniem skoku, Kyle kontaktował się z innym freeriderem, Colinem Morrisonem, który kiedyś już dokonał czegoś podobnego:
W wywiadzie dla KTLA-TV, po wypadku Kyle’a, Colin powiedział, że to wymaga około 50-metrowego skoku i „jeżeli cokolwiek pójdzie nie tak, konsekwencje mogą być naprawdę poważne”. Na swoim facebooku dodał też, że Kyle’owi życzy szybkiego powrotu do zdrowia, a sam wciąż ma „koszmary na temat wszystkich tych rzeczy, które mogły zdarzyć się w tamtych dniach [kiedy ostro latałem na crossach].”
No i rzeczywiście. Według wstępnych doniesień policji, Kyle Katsandris przestrzelił lądowanie. Poleciał zbyt daleko i zaliczył poważny wypadek. Koledzy wezwali pogotowie, a Kyle został zabrany do szpitala w stanie krytycznym, ale stabilnym.
Po wszystkim przyjaciel Kyle’a powiedział: „Czasem nawet najlepsi zawodnicy miewają wypadki i właśnie to zdarzyło się Katsowi w niedzielę. Kats to twardy dzieciak, wyleczy się z tych kontuzji i wróci do robienia tego, po co żyje: freeride.”