W ostatnich dniach bardzo dużo mówi się o sposobie szkolenia motocyklistów, co jest dobre, a co złe. Marcin wykłada „kawę na ławę” i mówi Wam, o co dokładnie to chodzi!
Od kilku dni, kiedy to doszło do tragedii i śmierci uczestnika kursu prawa jazdy kategorii A, rozbrzmiały w mediach oraz na portalach społecznościowych dyskusje dotyczące sposobu szkolenia motocyklistów oraz przepisów w tym zakresie. Jak to zwykle bywa wielu dziennikarzy szuka sensacji znajdując wielu tak zwanych „ludzi z branży”, którzy wtórują im i podsuwają nie zawsze prawdziwe informacje. Damy Wam więc obraz tego, co dzieje się w nauce jazdy na motocyklu w Polsce obecnie, w oparciu o obowiązujące przepisy. Bez zbędnego unoszenia się i bicia piany wokół zaistniałego wypadku. Poniżej kilka faktów.
1. PRZEPISY! Szkolenie reguluje ustawa o kierujących (weszła w życie 19.01.2013 roku) oraz m.in. rozporządzenie MTBiGM z dnia 13 lipca 2012 roku w sprawie szkolenia osób ubiegających się o uprawnienia do kierowania pojazdami, instruktorów i wykładowców. Wprowadzenie tych przepisów było związane z rewolucją w systemie szkolenia kandydatów na kierowców. Wiele zmian było nieprzemyślanych i całkowicie nielogicznych. Z części z nich ustawodawca wycofuje się w kolejnych nowelizacjach ustawy (nad kolejną prace trwają). Ustawa i rozporządzenia zawierają wiele błędów, szczególnie w programach szkolenia. Po przeczytaniu treści rozporządzenia od razu widać, że przepisy tworzyli ludzie niemający zielonego pojęcia o nauce jazdy i technice kierowania. Wielokrotnie o tym pisałem (chociażby słynna zmiana biegów w dół w motocyklu wykonywana stopą włożoną pod dźwigienkę – w cywilnych motocyklach!!).
2. CZAS TRWANIA KURSU! Zgodnie z przepisami kurs prawa jazdy kategorii A (A1, A2) musi trwać minimum 30 godzin po 45 minut szkolenia teoretycznego (w tym zajęcia z pierwszej pomocy prowadzone przez upoważnioną osobę) oraz minimum 20 godzin szkolenia praktycznego. Zniesiono obowiązek szkolenia w okresie od zmierzchu do świtu, zatem obecnie całe szkolenie może odbywać się w ciągu dnia.
3. MOTOCYKLE SZKOLENIOWE! Przepisy dotyczące warunków technicznych pojazdów wprowadziły zmiany dotyczące motocykli szkoleniowych. Dla kategorii A o pojemności minimum 595 cm3 i mocy wynoszącej co najmniej 50 kW. W tej sposób skutecznie zablokowano instruktorom nauki jazdy możliwość szkolenia osób uczestniczących w kursie kat. A na motocyklach o mniejszej pojemności i mocy. Wprowadzono co prawda okres przejściowy (2 lata od 19.01.2013), ale faktycznie motocykle wcześniej używane przestają spełniać wymagania w chwili, kiedy skończy się ich badanie techniczne (w nauce jazdy ważne maksimum przez rok). Dlaczego? Dlatego, że diagnosta wykonując badanie techniczne ma obowiązek sprawdzić czy pojazd spełnia dodatkowe wymogi (w tym przypadku dla nauki jazdy), a pojazdy o mniejszej pojemności lub mocy nie spełniają, co tym samym uniemożliwia przedłużenia badania technicznego dla pojazdu nauki jazdy – motocykla w tym przypadku. Te same przepisy regulują pojemność i moc dla pojazdów do szkolenia w zakresie kategorii A1 i A2. Odpowiednio dla A1 – motocykl o pojemności co między 115 a 125 cm3, mocy nieprzekraczającej 11 kW i stosunku mocy do masy mniejszym od 0,1 kW/kg; dla kategorii A2 – motocykl o pojemności co najmniej 395 cm3, mocy maksymalnej do 35 kW i stosunku mocy do masy max. 0,2 kW/kg. W chwili obecnej instruktorzy nauki jazdy oraz właściciele szkół mają bardzo ograniczone możliwości swobodnego kształtowania floty pojazdów wykorzystywanych do prowadzenia szkolenia. Chyba każdy rozsądny człowiek przyzna, że szkolenie motocyklisty od podstaw, bez względu na jego wiek, wagę, płeć czy kolor oczu powinno się rozpoczynać od mniejszych i lżejszych motocykli. Z tego powodu, że regulacje prawne są inne, zarzucam ustawodawcy bezmyślność i całkowite oderwanie od rzeczywistości.
Chciałbym poznać tego „leśnego dziada”, który wymyślił wspomniane powyżej zasady i przy okazji może byłby to ten sam, który opisał jazdę w terenie wśród duktów leśnych i kolein wyjeżdżonych przez furmanki – tak było swego czasu w projekcie.
4. INSTRUKTORZY I SPOSOBY NAUCZANIA. Obecne przepisy nie regulują tego, czy instruktor ma jeździć razem z kursantem na motocyklu czy też za nim. Nie ustalają też jak ma wyglądać pojazd, którym porusza się instruktor. Obecnie toczy się gorąca dyskusja wśród instruktorów i zwolennicy jeżdżenia na jednym motocyklu z kursantem dość ostro zarzucają pozostałym (tym, którzy jeżdżą innym pojazdem za kursantem) brak profesjonalizmu lub to, że sami nie potrafią jeździć. Ja zajmuję się szkoleniem motocyklistów już długo. Nigdy nie wsiadałem razem z kursantem na motocykl i uważam, że tak jest lepiej i bezpieczniej dla obu stron. Nie zarzucam tym, którzy jeżdżą z kursantami, że robią coś źle – niech sobie robią tak jak uważają, że jest dobrze. Jestem jednak w 100% przekonany, że zarówno zwolennicy wsiadania na jeden motocykl z kursantem jak i przeciwnicy tego rozwiązania powinni przede wszystkim doinwestować infrastrukturę ośrodka, czyli chociażby porządną łączność. Sam prawie codziennie obserwuję na ulicach Poznania wiele OSK gdzie instruktor jedzie na motocyklu za lub przed kursantem i na skrzyżowaniach mówi mu gdzie ma pojechać, bo nie mają bezprzewodowej łączności. Ludzie – tutaj apel do instruktorów i właścicieli OSK – opamiętajcie się! Podnieście ceny kursów, a wtedy będzie Was stać na porządną łączność, która pozwala przekazywać kursantowi wszelkie uwagi non stop podczas jazdy. No chyba, że łączność Wam niepotrzebna, bo oprócz tego gdzie ma kursant pojechać, nie macie nic mu więcej do przekazania!
5. INSTRUKTORZY I ICH CODZIENNOŚĆ! Nie oszukujmy się. Prowadzenie szkoły jazdy to chyba jeden z najtrudniejszych biznesów w Polsce i na świecie. Od wielu lat zastanawiam się dlaczego to właściciele szkół tak bardzo „dbają” o kursantów obniżając wiecznie ceny kursów, a nie dbają o siebie i infrastrukturę szkoły oraz o zysk, jaki powinna przynosić działalność gospodarcza. Tak – nie boję się tego powiedzieć! Ja prowadzę szkołę po to, żeby zarabiać, a instruktorzy pracują u mnie również po to, aby co miesiąc otrzymać stosowne wynagrodzenie. I najdziwniejsze jest to, że jak się zapyta instruktorów i właścicieli OSK to zawsze mówią, że zarabiają bardzo mało, za mało. I co? I nikt z nich nie ma odwagi ponieść ceny kursu bo się boją, że kursanci do nich nie przyjdą. Otóż drodzy CZYTELNICY – jestem przekonany, że szkoły w których kurs jest odpowiednio drogi, szkolą dużo lepiej niż te najtańsze. Dlaczego? Bo stać je na lepszy sprzęt do szkolenia i mają lepiej opłaconych instruktorów, a to musi się przekładać na ich zadowolenie z pracy, czyli również zadowolenie kursantów.
Instruktor nauki jazdy to powinien być szanowany i dobrze zarabiający człowiek. Powinien mieć możliwość chociaż raz w miesiącu zapłacić sobie i pojechać np. na tor wyścigowy (powiedzmy z MotoRmanią) i na własnym, fajnym motocyklu podwyższać swoje umiejętności. Mieć te kilka dni wolnego dla siebie i treningu. Instruktor powinien być ekspertem od jazdy, więc również powinien posiadać samochód, motocykl i dużo nimi jeździć. Nie mówię tutaj o samochodzie wykorzystywanym do szkolenia. I tutaj całkowicie zgadzam się z ludźmi, którzy piszą, że instruktor nauki jazdy bez chociażby własnego auta to dziwny koleś / laska. No ale z drugiej strony nie stać ich na auto i motocykl bo zarabiają po 10 zł / godzinę (a czasem mniej). No i kółko się zamyka. I tutaj zaraz na pewno odezwą się echa – „no tak, to skoro prowadzisz szkołę, to zapłać instruktorom więcej!”. Staram się to robić na tyle na ile pozwala mi cena kursu, którą i tak mamy najwyższą w Poznaniu (i to o kilkaset złotych w stosunku do konkurencji). Ale cieszy mnie za każdym razem pełna sala na rozpoczęciu kursu, pełna sala ludzi, którzy wiedzą, że u nas dostają kurs prawa jazdy taki jaki być powinien.
Wyobraźcie sobie, że od wielu już lat marzę o tym, żebym mógł każdemu instruktorowi zapłacić minimum 50 zł / godzinę. Dlaczego tak dużo? Bo „pani od plumkania na gitarze”, która przychodzi do dziecka poplumkać, bierze właśnie ok. 50-60 zł. Raczej małe ryzyko, żeby coś jej się stało, no chyba, że przy ostrzejszym kawałku pęknie struna. Zatem instruktor, który często ryzykuje zdrowie i życie i ponosi bardzo dużą odpowiedzialność, powinien co najmniej tyle zarabiać. Wtedy mielibyśmy super fachowców.
Jestem przekonany, że ten artykuł przeczyta wielu czynnych instruktorów i właścicieli OSK. To co – może coś wspólnie zdziałamy, żeby było fajnie?
Pozdrawiam
Marcin