Pospolitą karą dla każdego sportowca jest jak wiadomo pozostanie w tyle. Czy zatem zwalnianie tempa na drodze wśród motocyklistów – jakby nie patrzeć sportowców, to niejako potwarz czy może szczytna zasada gry, której nieznajomość szkodzi?
Inspiracją do napisania artykułu był komentarz, który prawie tak samo mnie zaskoczył jak tegoroczne, ulewne lato. Tuż po miejskiej przejażdżce, kiedy to wygramoliłam się z całego opakowania zadzwonił do mnie znajomy. „W życiu nie widziałem tak przykładnego motocyklisty” – to były pierwsze słowa, które wypowiedział mi do ucha. Nie zdążyłam rozpocząć dialogu, bo rozmówca ów szybko sprecyzował co miał na myśli kończąc „…tak wolno jeżdżącego”. I tak jakby ostatnim gwoździem chciał dobić moje zaskoczenie: „Jak Ty się powstrzymujesz”?
Chyba nie muszę opisywać jak się czułam w chwili trwającej jakby wieczność na bezdechu? Choć wciąż żywiłam nadzieję, że nie mówił poważnie. Z łatwością odkręcenia manetki nauczyłabym go kilku oryginalnych epitetów, ale ugryzłam się w język i zastanowiłam się, czy warto poświęcić czas na szybkie zreformowowanie osobnika czy lepiej odpuścić, bo na naukę już za późno. Prawie każdy z nas zdaje sobie sprawę, że ulica to miejsce do krótkotrwałego wykorzystania potencjału motocykla. Oczywiście biorąc pod uwagę, że punkt mierzenia zależy od punktu, na którym się siedzi… Ja o tym wiem, bo już dawno się przekonałam i z innymi użytkownikami drogi staram się grać fair play. Musimy się jakoś zachowywać, w końcu nie jesteśmy sami i obowiązują na naszych drogach odpady kultury (ze zjeżdżaniem dla motocyklistów na czele, słynnym „dzień dobry”, „dziękuję” i czasem bezczelnym „do widzenia”). A wracając do potencjału moich dwóch kółek. Ma maszyna naprawdę duży silnik i niejeden mężczyzna może mu pozazdrościć. Na szczęście to ja decyduję gdzie i kiedy mogę go wykorzystać, w jakich granicach przysłowiowo zaszaleć. Towarzyszy mi przy tym świadomość i wyobraźnia w pakiecie. Przyznam też, że do spełnienia nie brakuje mi nawet szumu wiatru i współczuję tym, którzy ograniczają się tylko do jednej melodii. Domniemam, że mój rozmówca nie trzyma ciśnienia, nie potrafi zarządzać adrenaliną, być może czuje się zdecydowanie pewniej w ujeżdżaniu, a może po prostu jest szybki, bo wściekły? Dziękuję, postoję i zapytam czy aby na pewno my motocykliści jeździmy z wyobraźnią? Słysząc wspomniany osąd, szczególnie po przejażdżce w centrum miasta – do dziś targają mną poważne wątpliwości. O śmiertelne urwanie filmu nie trudno. Stop-klatka może nas tak samo szybko zaskoczyć jak rozbryzgująca się mucha na szybie naszego kasku. Dlatego też tak bardzo podoba mi się jeden z plakatów słynnej akcji portalu www.predkosczabija.pl pt. „Lubię powoli”…