To motocykl robi krzywdę motocykliście, czy może motocyklista sam za to odpowiada?
– O cholera jasna – dość trafnie podsumował sytuację TeenSpirit, przerywając ciszę.
Unlucky Luke zeskoczył z przyczepy Gruzowozu, nie utykając i nie krzywiąc się z bólu, a więc jest dobrze.
– Prawy Niemiecki. Przesadziłem z gazem na wyjściu – odpowiedział, nie czekając aż wiszące w powietrzu pytanie ktoś zada.
Załoganci Gruzowozu podstawili już najazd. Jednego z nich darzę szczególną sympatią; uśmiechnięty, z pokudłaną kitką, siada na zwożonych na padok zdechłych szkapach utrzymując je w pionie. Istota ludzka jako zestaw uniwersalnych, automatycznie montujących się, samoregulujących pasów transportowych.
Gdy chłopcy turlali do boksu to, co zostało z Ersixa, zobaczyliśmy drugą jego stronę.
– Kurde, chyba dawno nieużywany, bo zakurzył się i trawą zarósł…
Z lśniącośnieżnych owiewek dużo nie zostało, natomiast wartość dodana poutykana pomiędzy elementy silnika, zębatki oraz łańcuch świadczyła o tym, że Ersix zwiedził dość duży zakres terenu rozciągającego się poza ograniczającymi nitkę toru betonkami.
Człowiek z Kitką zdjął z przyczepy jeszcze przyprószony pyłem pobocza japoński akumulator i postawił go obok na betonie, niczym kropkę nad i.
SuperBro wprawnym okiem szacował i sumował wielkość strat. – Koło… tarcze hamulcowe… kiera… zegary… owiewki…
– I po cholerę kupowałem magnezowe felgi – westchnął Luke.
TeenSpirit, dla którego był to pierwszy raz na torze, wyglądał na pozamiatanego. Co prawda Gruzowóz jak zawsze od rana kursował po parku maszyn, przyciągając spojrzenia. Ludzie wpatrują się w potrzaskane kiery, zadupki i plastiki, myśląc – co się stało i gdzie? Przód czy też bok, jeden czy oba? Tył też, czyli poszedł w kozły… Ale teraz, gdy zajechany koń trafił do naszego boksu, młody debiutant spoglądał to na Ersixa, to na swoją maszynę, która kosztowała go tyle czasu ciężkiej pracy.
Doświadczony SuperBro podchwycił jego spojrzenie. – Dokładnie tak, jak myślisz – powiedział.
Jakiś czas temu przez net przetoczyła się fala emo-memu: kierowca, mówiący do motocykla „spójrz mi głęboko w oczy i obiecaj, że mnie nie zabijesz”. Przypominało mi to mego krewnego, który nie radząc sobie z komputerem dzwonił do mnie, a ja krok po kroku tłumaczyłam mu, co i gdzie kliknąć. „Głupie dziadostwo” przeklął zniecierpliwiony, a ja powiedziałam: „Maszyny nie są głupie. Robią dokładnie to, co im każemy robić, więc jeśli jest to nie to, co chcemy, to znaczy, że nie potrafimy się nimi posługiwać”.
Jazda po torze jest znacznie bezpieczniejsza niż jazda po mieście. Tu nie ma krawężników, zaparkowanych aut, pieszych, pojazdów jadących w innych kierunkach niż nasz. Ale ja nie o tym chciałam.
Marzenia nie zabijają ludzi. Ludzie robią to sami. Motocykl, któremu emomotonita każe składać absurdalne obietnice, mógłby odpowiedzieć: „Człowieku, ty kupo proteinowych flaków, sterowanych przez wolno i nieprecyzyjnie procesujący, galaretowaty mózg. W ogóle nie potrafię zrozumieć dlaczego ty, który nic nie umiesz i nawet kursu na prawko jeszcze nie skończyłeś, na pierwszy motocykl kupiłeś mnie, litra. Ty mnie nie ogarniesz nawet jak „nie będziesz odkręcał”, bo to nie kwestia rozsądku a umiejętności których nie masz. Drgniesz o milimetr mą manetkę a ja w mgnieniu oka, tak jak projektowali mnie japońscy inżynierowie, posłusznie wypuszczę kolejne dwadzieścia koni pod twój tyłek. Wiem że naiwnie wierzysz, że fakt iż jesteśmy na drodze z pierwszeństwem w magiczny sposób nas chroni. Więc gdy mi każesz, będę leciał z prędkością podświetlną, nie dając żadnych szans wyjeżdżającym z podporządkowanych, by nas zauważyli. Ty omylny, powolny, białkowy ssaku. Spójrz mi głęboko w oczy, człowieku, i obiecaj mi, że mnie nie zgruzujesz.”