Grupa kierowców z Łodzi złożyła taki wniosek do Ministra Infrastruktury. Pomysł inspirowany jest znakami z Niemiec i Austrii.
Można narzekać na infrastrukturę drogową w Polsce, ale jedno trzeba przyznać – ciężko wyobrazić sobie, jak bardzo trzeba być rozkojarzonym, aby na autostradę lub drogę szybkiego ruchu wjechać pod prąd. Przecież są wiadukty, rozjazdy, wysepki, znaki, to jest niemożliwe. A jednak w sieciach społecznościowych, na YouTubie, w wiadomościach regularnie pojawiają się wzmianki o kierowcach jadących pod prąd. Chyba nie trzeba wspominać, jakie to powoduje zagrożenie…
Na terenie Niemiec czy Austrii, na autostradach znajdują się duże i wyraźne znaki (na zdjęciu głównym), ustawione oczywiście w odpowiednią stronę. Jeżeli delikwent jadący pod prąd nie zauważy tej jaskrawej tablicy, to znaczy że zatrzyma go już jedynie wyciągnięcie kluczyków ze stacyjki.
Jak informuje portal Trans.info, członkowie grupy „EL.00000 Zmotoryzowani Mieszkańcy Łodzi” chcą poprawić bezpieczeństwo na drogach, właśnie wzorem zachodnich sąsiadów. Członkowie grupy złożyli na ręce ministra infrastruktury, Andrzeja Adamczyka, wniosek o ustanowienie nowego znaku o roboczej nazwie “STOP JEDZIESZ POD PRĄD” (F-23).
Znak miałby wyglądać jak na Zachodzie, ale oczywiście po polsku. Podobna inicjatywa miała już miejsce w połowie 2018 roku. Wtedy Ministerstwo Infrastruktury odpowiedziało, że „nie ma uzasadnienia dla wprowadzania kolejnego znaku drogowego”. A jednak przypadki jazdy pod prąd wciąż się zdarzają…
Jakie jest Wasze zdanie? Czy takie znaki powinny pojawić się na polskich drogach i czy rzeczywiście pomogą w redukcji zjawiska wjazdu pod prąd na drogi szybkiego ruchu i autostrady?