Rozpaczliwy technologiczny krzyk katowanego sprzętu i rozkoszny smrodek palonej gumy w oparach dymu. Słychać, widać i czuć.
Jeszcze przed przekroczeniem progu wrocławskich targów widać, słychać i czuć, że to impreza robiona przez pasjonatów i dla pasjonatów. Bo jakąż trzeba mieć siłę pasji by wykonywać popisy stunterskie mimo mżawki, wiatru i gradu, w kałużach? I by się im mimo przenikliwego zimna przyglądać z opadem szczeny poniżej poziomu ogrodzeniowych barierek?
Do stuntu, z którego obszerną fotorelację już publikowaliśmy, wrócę jeszcze później, bo tymczasem wchodzimy do zabytkowej Hali Stulecia, a tam przebogata oferta motocykli, odzieży, części, chemii, warsztatów, kluby motocyklowe, media, stowarzyszenia, customy oraz rozliczne kurioza… Zapraszamy na relację z IV Targów Wrocław Motorcycle Show, które odbyły się w dniach 15-16 marca 2014!
Znaleźć konia dla hobbita
Motocykle prezentowane były przez dolnośląskich dealerów dużych i małych marek. Liczba pokazywanych modeli była naprawdę przyzwoita i większa niż rok temu. Np. na stoiskach dwóch dealerów Hondy naliczyłam siedemnaście jej wariantów (i mimo że z afterka wróciłam o 3 nad ranem, nie dwoiło mi się w oczach 😉 ) w tym modele które na tej właśnie imprezie miały swoją polską premierę. Dwa cruisery: CTX700 i CTX700N, które oprócz swojej funkcjonalności są wyjątkowo, jak na tę klasę motocykli, urodziwe w formie. Skrót rozszyfrowuje się jako Comfort-Technology-eXperience (doznanie); ciekawe jak założenia projektantów, czyli poręczność manewrowania, wygoda podczas wielogodzinnej jazdy, osiągi i ekonomia silnika sprawdzą się w praniu czyli na kilokilometrowych trasach. Oraz CBR1000RR SP, czyli maszyna wyczynowa z homologacją drogową, konstruowana w oparciu o technologie torowe (zawieszenie Ohlins, hamulce Brembo…) – oby nikomu nie przyszło do głowy testować jej możliwości w ruchu miejskim, bo potencję, sorry potencjał, ma niewątpliwie potężny. Mi osobiście, ze względu na ograniczające warunki fizyczne, bardziej pasuje jednak CBR600RR, której zwarta bryła lepiej wpisuje się w moje hobbickie międzyudzie.
Yamaha, której nowy wizerunek i tegoroczną kampanię reklamową bardzo doceniam, imponowała oczywiście nowymi modelami z serii Master of Torque, czyli MT-09 i MT-07. KTM pokazał m. in. Duke 390, który nie tylko jest superlekki, ale też tak kompaktowy, że jego i tak symbolicznej wagi (139 kg na sucho) niemalże się nie czuje. Dla niziołka takiego jak ja (155 cm wzrostu) jest to kluczowy parametr, a nie siedziałam jeszcze na maszynie, która by miała tak wyśrubowane proporcje poręczności do mocy. A do tego imponujący, odważny design.
Obejrzeć można było duży wybór modeli Suzuki, Ducati i Triumpha, zatem z „wielkich” marek zabrakło BMW, H-D i Aprilii. Kawasaki nie liczę, bo z założenia olewa takie imprezy. Zmartwił mnie Junak, który rok temu miał największe na całych targach stoisko (ex-aequo z Yamahą), a teraz nie wystawił się w ogóle. Mimo że po reinkarnacji do obecnego wcielenia jest już bardziej chiński niż szczeciński, mam do tej marki duży sentyment…
Nie szatan 😉 zdobi człowieka
Ofertę odzieży zaprezentowały zarówno międzynarodowe marki, jak i rodzinne, lokalne firmy. Modeka pokazała nowości 2014, w tym turystyczny zestaw textylny Tacoma oraz piękną damską skórę Black Star Lady. Znani i uznani międzynarodowi producenci – Dainese, Seca, Spidi, Alpinestars, Brubeck, rękawice Shima, kaski Shoei i Shubert – sąsiadowali z Motoną z Lublina czy Ledmarem z Radomia, szyjącym inspirowane dzikim zachodem ubrania skórzane. Zaprezentowała się również Dane – wchodzący w tym sezonie na polski rynek producent odzieży turystycznej wysokiej jakości. Zobaczyć można było też kaski Reevu z niezwykłym, wbudowanym we wnętrze skorupy lusterkiem wstecznym.
Wśród producentów chemii miło było spotkać Millers Oils, firmę z tradycją 127-letnią, jednak w Polsce obecną dopiero od kilku lat, szczycącą się swymi przełomowymi technologiami. Z rodzimych innowatorów zaprezentowali się producenci wydechów Dominator i Kaliński – bardzo się cieszę że ich inicjatywy rozwijają się mimo trudnych czasów.
Regionalny wymiar imprez takich jak wrocławska jest ich ogromną zaletą, bo można się na nich dowiedzieć o inicjatywach z najbliższej okolicy; sklepach i warsztatach, kolekcjach zabytkowych pojazdów, salonie tatuażu o orientacji motocyklowej, czy szkołach nauki jazdy, które kategorię „A” i pokrewne traktują jako podstawową (jak wrocławska Motorsfera), a nie jak piąte dwa koła u wozu masowego przerobu przyszłych użytkowników aut. Albo o wypożyczalni motocykli, którą uruchomił salon Honda D&D, oferując na wynajem nowe modele w pojemnościach od 50 ccm do ponad litra (np. CB 1100) dopasowane do wszystkich kategorii praw jazdy.
Stunter13 ma motocykl po wuju…
O tym że wrocławskie targi są nie tylko zgromadzeniem wszystkich sklepów w jednym miejscu, lecz wielkim świętem motocyklistów, świadczy ogrom atrakcji towarzyszących imprezie. W sali spotkań prezentacje swych egzotycznych tras prowadziła samodzielna podróżniczka Ania Jackowska. Na scenie bez przerwy coś się działo. Pokazy odzieży motocyklowej, konkursy z wartościowymi nagrodami, spotkania z gośćmi targów, w tym z zachwycającą Natalią Florek, która opowiadała o swoich doświadczeniach w ściganiu na torze. Jednocześnie (a trudno było się rozdwoić) na zewnątrz Hali prezentowali swój skill stunterzy, wśród nich nasz redakcyjny kolega Rafał Pasierbek, znany jako Stunter13 – w tym roku już w pełni oficjalny mistrz świata w stuntridingu, a także nieoficjalny mistrz świata w skromności i entuzjastycznym podejściu do życia. Rafał opowiadał, że ramę jego maszyny stworzyli dwaj jego wujkowie, osiągając w końcu optymalną dla niego geometrię.
Mrożące krew w żyłach tricki, w tym przeskakiwanie nad żywym człowiekiem leżącym na asfalcie (szacun za odwagę dla ochotnika; ciekawe czy doprał bluzę…) lub skoki z dachu jednego busa na drugi pokazywał Tomek Hajduk, 8-krotny mistrz Polski seniorów w Trialu. Tomek startuje w barwach Sherco.pl. Firma powstała 11 lat temu z wkurzenia, że wszystko do trialu i extreme enduro trzeba sprowadzać z zagranicy, a obecnie nie tylko sprzedaje pełną ofertę produktów i usług, ale też ma jedyną w Polsce halę treningową i sponsoruje budowę toru w Nowym Targu.
Wrocławskie Mistrzostwa Motocykli Custom to uczta dla oczu – przedziwne, wymyślne, przesadzone maszyny, które rodziły się długo w warsztatach i garażach. Moją uwagę zwrócił swą niezwykłą sylwetką i technologiczną niebanalnością R100STER, którego doceniło również Jury, przyznając mu drugą nagrodę, oraz niezwykle niski i ażurowy Sysy Bobber 250. Okazało się iż jest on dziełem dwuletniej pracy i walki nastolatka, który pokonał trudności nie tylko finansowe, ale i zdrowotne. Patryk Sysy choruje na zanik mięśni (waży 37kg) i chciał mieć maszynę, którą będzie mógł opanować. Motorower kupiony za grosze w fatalnym stanie podczas jednej z przejażdżek po prostu się rozsypał – a naprawa dała początek przeróbkom i przeszczepom części (dawcami był cały wachlarz pojazdów, od roweru i Fiata125, po Harley-Davidson), z których narodziła się jedyna w swoim rodzaju, funkcjonalna, ergonomiczna, przemyślana w każdym detalu maszyna. Jej twórca otrzymał wyróżnienie i nagrodę w postaci kurtki od jury konkursu.
Transkonsumeryzm
Transcendujący komercję i konsumeryzm humanistyczny wymiar WrocławMotorcycleShow podkreślała obecność licznych klubów i stowarzyszeń. Wśród nich znalazła się nowopowstała grupa Motomamusie, zrzeszająca dziewczyny, które walczyć muszą nie tylko z zasadzkami ruchu ulicznego, ale ograniczeniami wynikającymi z obowiązków rodzicielskich i faktu, że to od nich się oczekuje, że będą je dźwigać. Na stoisku Apanonaru (Klub Motocyklowy Politechniki) można było zobaczyć kolumnę głośnikową zrobioną z kanistra oraz modele silników; klubowicze niestrudzenie tłumaczyli kolejnym gościom zasadę ich działania. Równie dzielni byli soczyście pomarańczowi ratownicy Motopomocnych, którzy w kółko przez dwa dni szkolili z resuscytacji wszystkich chętnych.
MotoRmania jest patronem medialnym imprezy – na naszym stoisku można było zobaczyć prezentację z leżenia na pufie prowadzoną profesjonalnie przez Simpsona. Odwiedzili nas tam w pełnym składzie Motogamonie, znani z błyskotliwości prezentowanej cyklicznie w miesięczniku. Z braku firmowych, przyszli w koszulkach MotoRmanii własnoręcznie stworzonych.
Pojazd, który nie istnieje, w boxie 11a
Imprezą towarzyszącą targom był Wrocław OFF-Road Show. Kilkanaście zespołów prezentowało imponująco wytrzymałe i potężne auta przerabiane lub budowane od podstaw przez „zjednoczonych w błocie”. Na wybiegu plenerowym prezentowany był CAN-AM Spyder RS-S – high-techowy, jeden z nielicznych produkowanych seryjnie trójkołowców z dwoma kołami na przedniej osi; lamparta takiego można kupić za jedyne 19 tysięcy. Dolców. Na drugim końcu wachlarza kuriozów – czeskie hulajnogi z dwusuwowymi silnikami spalinowymi o pojemności 49 ccm. Wyciągają 50-60 km/h. Nie trzeba na nie uprawnień, bo kodeks drogowy nie przewiduje ich istnienia…
WrocławMotorcycleShow z roku na rok się rozrasta. W tegorocznej, czwartej edycji, prezentowało się 87 wystawców – półtora raza więcej niż na Warszawskiej Wystawie Motocykli i Skuterów, co czyni WMS największą pod tym względem stricte motocyklową imprezę targową w Polsce. Wystawę odwiedziło 12 tysięcy gości przez dwa dni, co daje dzienną średnią pomijalnie wyższą niż w Warszawie, ale nasuwa mi wniosek racjonalizatorski – bardzo bym chciała, by przedłużyć targi o jeden dzień, bo dwa to zdecydowanie za mało by zwiedzić wszystko dokładnie i obejrzeć wszystkie atrakcje i pokazy – ja zwyczajnie nie zdążyłam…
Niedziela wieczorem. Ostatni goście opuścili Halę Stulecia. Zmęczone ekipy wyprowadzają motocykle, zwijają bannery, demontują stoiska. Hostessy zmieniły się w plastik. Ci, których miały kusić, wyszli, więc Matrix nie zużywa już kosztownych zasobów procesora na renderowanie ich ruchu. Teraz trzeba je owinąć streczem, wrzucić do kartona i zawieźć z powrotem do sklepu by postawić na witrynie…