Słynny poetycki synonim – ‘puch marny’, niewątpliwie marnie wypada w dzisiejszych czasach. Z ówczesną kobietą wcale nie jest jak z puchem, a jakby zaobserwować motocyklistki, to już na pewno nie z marnym.
Mimo wszystko każda z nas nawet przesiąknięta cechami przysłowiowej ‘Zosi – Samosi’ najnormalniej w świecie ma swoje trwogi. Tak tak, panów również one dotyczą, ale do was się nie wychylam i pozostaję w temacie motokobiecego pietra – z wiadomych powodów.
Nie ma się czego wstydzić. Już tak zostałyśmy skonstruowane, że w każdej z nas siedzi jakaś delikatnie rzecz ujmując – minifobia. Mniej lub bardziej wyraźna. Zaprzyjaźniona, a nawet z biegiem motocyklowych podbojów odkrywana. Proszę bardzo: lęk wysokości. Dziewczyny na motocyklach z pierwszorzędną lekkością pokonują wjazd pod górę, paradoksalnie jednak gorzej jest im później z tej górki zjechać. Inne przeraża wizja złapania gumy, bo jak wiadomo przepis lewarek plus klucz plus 15 minut ‘spalania się’ wcale problemu nie rozwiązują. Tak samo jak bezwzględne echo z głodnego baku, do którego zwyczajnie zapominają zajrzeć. Czego jeszcze się boją?
A na przykład tego, że z ‘puszek’ nikt nie zaoferuje swojej pomocy, bo aż wstyd pisać, ale tak się wciąż zdarza. Boją się upadku, pozbierania do kupy i co gorsza samotnego stawiania do pionu opornej maszyny. Ponadto, kobiecy lęk ubóstwia widok czyhającego żwiru, piachu na zakrętach, mokrej nawierzchni i jakże zdradliwych plam oleju. Nawet kierowca samochodu przyprawia o pakiecik cykora z zerowym zaufaniem. Bo ci po prostu nie lubią nas widzieć. Ale czego tu wymagać, skoro nawet między sobą współpracować nie potrafią. Co innego kierowcy obydwu pojazdów, którzy stanowią wyjątek z ciut wyższej rangi wyobraźnią. Ale ślizgnę się jeszcze o temat pasów dla pieszych i sygnalizacji świetlnej. Odblaskowe pasy to efekt specjalnej farby, którą są maźnięte. Z namiastką pokrytej wilgoci fundują niezły poślizg zakończony wywrotką. Nic przyjemnego. Sygnalizacja natomiast, poza centrami miast świeci przykładem ‘hi tech’, gdyż magiczny system zmiany świateł to reakcja wyłącznie na samochody. Tutaj historia się kończy, bo o mniejszym pojeździe, np. o motocyklu pomysłodawca zapomniał i świetlną wygodą uraczyć nie raczył. Nieczuła pętla indukcyjna, – tak to się fachowo nazywa bawi się z nami w ‘kotka i myszkę’. Bo zanim motocyklista ją dobrze namierzy, musi się wpierw trochę nagimnastykować.
I reasumując cały ten lękowy bajzel, staram się jednak mieć wszystko z górki, bo jakby dobrze policzyć, porcja każdego z tych lęków to dopiero prawdziwe ‘pod górę’. I nie to, że gimnastykować się nie lubię, ale przecież w jeździe nie tylko o to chodzi.