Wielka obfitość na Berliner Motorrad Tage, tuż przy naszej zachodniej granicy.
Berlin: trzy-i-pół-milionowa metropolia, druga największa w Europie, stolica państwa dwukrotnie większego niż Polska. Niemcy to ojczyzna motocykla (1885 rok – Reitwagen skonstruowany przez Gottlieba Daimlera i Wilhelma Maybacha) oraz kraj o głęboko ugruntowanej kulturze motocyklowej i motoryzacyjnej. Więc nie jest niczym dziwnym, że trzydniowe targi Berliner Motorrad Tage (Berlińskie Dni Motocykla) to impreza o skali nie do porównania z naszymi.
Siedem hal wystawowych, 158 wystawców, dziesiątki tysięcy odwiedzających w każdy dzień (12-14 lutego 2016). Importerzy marek japońskich, producenci europejskich. Customy wszelkiego rodzaju, artystyczne i sportowe. Mniejsze i wielkie sieci sprzedawców kasków, odzieży i akcesoriów, wystawiające praktycznie całą swoją ofertę. Opony, chemia, części akcesoryjne, a nawet przenośne garaże. Producenci paliw, racing teamy, szkoły jazdy, biura podróży. Fetysze wszelkiego rodzaju w ogromnych ilościach. Jestem w raju.
Tears in heaven
No nie, przesadziłam troszkę: do pełni niebiańskiej rozkoszy zabrakło mi właśnie mojej ulubionej marki, Hondy. Wystawiono tylko nową Africę Twin na skromnym stanowisku. Są dwie możliwości wyjaśnienia tego zjawiska, z których wolę tę, że gigant z Tokio czuje się tak pewnie na rynku że wiedzą, iż sprzedawać się będą mimo braku lansu. Nie było też miłego memu sercu Harleya Davidsona.
Na ogromnych stanowiskach zaprezentowały się (wymieniam w kolejności wielkości ekspozycji): BMW (no przecież), KTM, Ducati, Yamaha, Suzuki, Kawasaki, na nieco mniejszych (jw.) MV Agusta, Triumph, Victory, Indian, Aprilia, MotoGuzzi, Vespa, Can-Am, Piaggio, a także marki z którymi nigdy wcześniej się nie zetknęłam: orientalne skutery Sym, offroadowe maszyny Beta i bardzo fajnie wyglądające Zero Motorcycles – kalifornijska marka motocykli elektrycznych. Zaprezentowano w sumie 30 nowych tegorocznych modeli. Oprócz motocykli i skuterów seryjnie produkowanych można było obejrzeć ponad sto przepięknych customów wszelkich typów oraz ogromne trajki.
Strefa dopieszczania Eliasza
Oferta odzieżowa była tak bogata, że nawet mając trzy dni, nie dałoby się wszystkiego obmacać i przymierzyć. Tradycją wystawy berlińskiej jest możliwość zakupu odzieży na miejscu w bardzo fajnych targowych cenach, więc jest to świetna okazja by zaopatrzyć się na zaczynający się właśnie sezon. Oprócz kasków i wszelkiego rodzaju ciuchów sportowych, turystycznych, offroadowych, chopperowych, były tam także potężne strefy fetyszów. Ci, którzy wzmożenia doznają nie przy oglądaniu Playboya, ale KTM-owskiej pomarańczy czy loga H-D, mieliby problem, „w co ręce włożyć”. Loga i barwy tych marek da się umieścić na wszystkim, ze śpioszkami dziecięcymi, klapkami pod prysznic i wycieraczkami włącznie. Tysiąc powodów, by w przyszłym miesiącu nie zapłacić czynszu i gazu znaleźliby także miłośnicy VR46 i MM93, wszelkiego rodzaju wizerunków rozkładających się ciał ludzkich, obnażonych części szkieletu, stylu hard rock i western.
Oferta biur organizujących turystykę motocyklową jest imponująco szeroka, liczne biura oferują wyjazdy nawet w tak egzotyczne miejsca jak tor na Philip Island.
Na górze róże, na dole fiołki, maszynę myją nam dwa aniołki
Najbardziej niezwykła prezentacja na jaką się natknęłam była prawdopodobnie pokazem jakiejś nowatorskiej metody mycia motocykla. Niestety wprowadzenia w narzeczu germańskim nie zrozumiałam, ale z zaobserwowanych działań wnioskuję, że do usunięcia brudu z maszyny potrzebna jest głośna, rytmiczna muzyka o małym stopniu skomplikowania melodycznego oraz mrugające różowe światło. Być może odpowiednia długość fal dźwiękowych i świetlnych wzmaga działanie detergentu. Innym elementem zaproponowanej metody jest bardzo dynamiczne operowanie gąbką, co wydaje się zawężać jej potencjalnych użytkowników do osób o dużej sprawności fizycznej. Efektem ubocznym tegoż wymogu jest intensywne rozchlapywanie środka myjącego. Prezentujące metodę dziewczęta były w związku z tym ubrane w specjalne stroje robocze, o powierzchni zredukowanej do absolutnego minimum, i wykonane z nienasiąkających, szybkoschnących, syntetycznych materiałów.
Stairway to heaven
Jest taka anegdotka: czym różni się niebo od piekła?
Niebo to miejsce, w którym:
– policjantami są Brytyjczycy,
– kochankami Francuzi,
– mechanikami Niemcy,
– szefami kuchni – Włosi,
– a całość organizują Szwajcarzy.
Piekło to miejsce, w którym:
– policjantami są Niemcy,
– kochankami – Szwajcarzy,
– samochody naprawiają Francuzi,
– gotują Brytyjczycy,
– a organizacją wszystkiego zajmują się Włosi.
Ale chyba jest w tym jakieś przekłamanie, bo berlińscy policjanci, którzy mieli na targach swoją przesympatyczną delegację, nie tylko zaopatrywali odwiedzających w liczne, świetnie opracowane materiały na temat bezpieczeństwa ruchu, ale też zachęcali mniej śmiałe dzieci do dosiadania ich gigantyncznej, policyjnej Beemy.
Miałam niestety tylko dwie godziny żeby obejrzeć całe targi, stąd relacja krótka, ale zdjęcia mówią same za siebie. Nie zdążyłam zobaczyć pokazów odbywających się na zewnątrz, a szkoda, w programie wymieniono kilkanaście shows, od Pit-Bike’ów po freestyle motocross i quady.
Więcej na stronie organizatora: berliner-motorrad-tage.de