Czwarty dzień Dakaru był wyjątkowo trudny dla wielu zawodników, a do grona tych, którzy pożegnali się z rajdem, dołączyli kolejni faworyci. Problemy nie ominęły też Polaków, którzy jednak w komplecie zameldowali się na mecie etapu. Kuba Przygoński i Tom Colsoul ostatecznie byli 12. załogą, dzięki czemu awansowali do pierwszej dziesiątki w klasyfikacji generalnej. Motocyklista Maciek Giemza uzyskał dziś 38. czas odcinka specjalnego i w generalce jest 32.
Kolejny, wtorkowy etap po peruwiańskich wydmach, w trakcie którego zawodnicy musieli pokonać łącznie 444 km, należał do najtrudniejszych w tegorocznej edycji. Start do liczącego 330 km odcinka specjalnego odbywał się z szerokiej plaży nad Pacyfikiem. Uczestnicy, w grupach po piętnaście motocykli lub cztery samochody, rozpoczęli długi sprint wzdłuż wybrzeża, aby następnie zmierzyć się z najdłuższą w tym rajdzie sekcją po piasku. Pokonywania dużych i małych wydm nie ułatwiały wymagająca nawigacja i sprytnie rozmieszczone waypointy, które sprawiały trudności nawet najlepszym pilotom.
W rywalizacji motocyklistów od samego początku do odrabiania strat z dnia poprzedniego zabrał się Joan Barreda (Honda). Hiszpan jechał jak natchniony, jednak w drugiej części odcinka znowu popełnił błąd i pożegnał się z etapową wygraną. Jedynym, który utrzymywał jego tempo, był Francuz Adrien van Beveren (Yamaha). Po potknięciu rywala wyszedł na prowadzenie, powiększył przewagę nad pozostałymi zawodnikami i odniósł swoje drugie etapowe zwycięstwo. Dopiero po 5 minutach na mecie zameldował się jego rodak i kolega z zespołu, Xavier de Soultrait. Trzeci, ze stratą 7 minut, był Austriak Matthias Walkner z teamu KTM. Dramat przeżył dotychczasowy lider, Brytyjczyk Sam Sunderland. Zeszłoroczny zwycięzca rajdu zaliczył upadek i ze względu na uraz kręgosłupa musiał wycofać się z rywalizacji. Wspierany przez Jacka Czachora zawodnik ORLEN Team, Maciek Giemza (KTM), pojechał taktycznie, dzięki czemu nie popełnił żadnego błędu i uzyskał 38. czas odcinka.
„Jacek Czachor ostrzegał mnie, że to będzie wymagający etap, choć nie spodziewałem się, że aż tak trudny. Wielu zawodników miało problemy z odnalezieniem waypointów. Uznałem, że trzeba trochę zwolnić i przypilnować nawigacji, aby się nie pogubić i nie nadrabiać niepotrzebnych kilometrów. Dostosowałem tempo do warunków, nie zaliczyłem żadnego upadku, co przyniosło satysfakcjonujący wynik. Pozycja mniej więcej utrzymana. Jutro długie dojazdówki. Musimy się psychicznie przygotować na te kilometry.” – powiedział po odcinku Maciek Giemza.
Dzięki dużej przewadze na dzisiejszej próbie liderem rajdu został Van Beveren. Drugi, ze stratą prawie dwóch minut, jest Chilijczyk Pablo Quintanilla (Husqvarna). Argentyńczyk Kevin Benevides jest trzeci i traci już ponad trzy minuty. Maciek Giemza spadł o dwie pozycje na 32. miejsce. Maciej Berdysz plasuje się na 70. miejscu, dwie lokaty przed Pawłem Stasiaczkiem.
Jadący quadem Rafał Sonik musiał pokonać 270 km z przebitą oponą, a Kamil Wiśniewski utknął na pustyni z powodu braku paliwa. Czwartego etapu Rajdu Dakar polscy quadowcy z pewnością nie zaliczą do udanych, jednak dobrą wiadomością na koniec dnia była ta, że każdy z nich przesunął się w klasyfikacji generalnej tylko o jedną pozycję w dół.
Wtorkowe zmagania rozpoczęły się od spektakularnego startu nad oceanem. Rafał Sonik ruszył na trasę 330-kilometrowego odcinka specjalnego wraz z sześcioma innymi quadowcami i ośmioma motocyklistami. Na długiej plaży jednoślady szybko uciekły czterokołowcom. Polak przez jakiś czas utrzymywał miejsce w pierwszej piątce, ale niestety w walce o wyższe pozycje przeszkodziła mu przebita opona…
– Już na początku ścigania, przeciąłem oponę na kamieniu. Niestety dziura pojawił się z boku i nie było szans żeby ją naprawić na odcinku. W środku mam mousse, czyli wypełnienie ze specjalnej gąbki, dzięki któremu nie byłem na straconej pozycji i mogłem kontynuować jazdę. Niestety musiałem zachować ostrożność. Koło bez powietrza jest bardziej narażone na przecięcie o felgę, a nie chciałem zrobić z gumy frędzla, bo wtedy znalazłbym się w poważnych opałach – przyznał krakowianin.
Na szczęście w drugiej części oesu opona była w na tyle dobrym stanie, że Sonik mógł przyspieszyć. – W końcowej partii mieliśmy problem ze znalezieniem waypointów, które moim zdaniem były nieprecyzyjnie oznaczone w roadbooku i przesunięte o 200, a czasem 400 metrów. Krążenie w trudnym terenie w poszukiwaniu właściwego punktu to duże wyzwanie, a dodatkową przeszkodą są krzyżujące się ślady poprzedników. Warto jednak poświęcić ten czas, niż dostać wysoką karę za niezaliczenie takiego waypointa – podkreślił.
O sporym pechu może mówić Kamil Wiśniewski, który długo trzymał się blisko pierwszej „dziesiątki”. Zawodnik dwukrotnie przewrócił się na trasie i utknął na pustyni na ponad półtorej godziny z powodu braku paliwa. Nie miał też wody, bo swój camelbak i rurkę wykorzystał wcześniej do przepompowania paliwa. Mimo to rajdowiec zachował doskonały humor.
– Trochę się wyrolowałem, ale nie byłem sam, bo rolował się ze mną również quad. Podnieśliśmy się, straciliśmy trochę paliwa, potem się dotankowaliśmy i Boliwijczyk Leonardo Martinez dociągnął nas na holu do mety. Teraz jedzonko, spanko, a jutro kolejny dzień ścigania, więc nie ma co dygać! – powiedział z szerokim uśmiechem.
W kategorii samochodów dzień należał do zespołu Peugeota, który zgarnął trzy pierwsze miejsca w klasyfikacji etapu. Od początku bezbłędnie jechał Francuz Sebastien Loeb, który tylko na moment oddał prowadzenie rodakowi Stéphane Peterhanselowi. Były mistrz rajdów WRC odniósł swoje dziesiąte zwycięstwo etapowe w Dakarze. Pod koniec odcinka do walki włączył się również Carlos Sainz, który ostatecznie zdołał odebrać drugie miejsce Peterhanselowi. Radość teamu spod znaku lwa popsuła przygoda Cyrila Despresa, który urwał prawe tylne koło. Zwycięzca drugiego etapu musiał czekać na serwis i pożegnał się z szansami na wygraną w tej edycji. Problemów nie uniknął też Katarczyk Nasser Al-Attiyah, który kilka minut po przygodzie Despresa zatrzymał się z powodu problemów z autem. Najlepszy kierowca Toyoty zdołał jednak naprawić samochód i kontynuować jazdę wolnym tempem, ale strata do Loeba wyniosła aż 54 minuty. Kolejny etap z przygodami zaliczyła jadąca Mini John Cooper Works Rally załoga ORLEN Team. Kuba Przygoński i Tom Colsoul po raz kolejny szczęśliwie uporali się ze wszystkimi problemami i uzyskali na mecie 12. czas odcinka.
„To był prawdziwy etap na przetrwanie, co widać po problemach moich i innych zawodników. Wszyscy popełniali błędy. Do połowy odcinka mieliśmy dobre tempo, potem niestety zakopaliśmy się i straciliśmy około 10 minut. Następnie trzy razy złapaliśmy kapcie i musieliśmy zmieniać koła. Dobrze, że tylko trzy, bo więcej zapasowych już nie mieliśmy.” – opowiada Kuba Przygoński i dodaje: „Jesteśmy najwyżej sklasyfikowaną załogą Mini, ale nie jestem do końca zadowolony z wyników. Tempo mamy dobre, ale potrzebujemy dnia bez problemów, żeby złapać przysłowiowy wiatr w żagle. Tak naprawdę rajd dopiero się zaczął i wszystko przed nami.”
Liderem klasyfikacji generalnej pozostał Francuz Peterhansel. Na drugie miejsce wskoczył Loeb, który ma prawie 7 minut straty do rodaka. Trzeci jest Sainz, który traci już ponad 13 minut. Na czwarte miejsce spadł Katarczyk Al-Attiyah. Przygoński mimo 12. czasu odcinka awansował na 10. miejsce w generalce.
Środa, 5. etap to przede wszystkim inne trasy dla motocykli i quadów oraz dla samochodów i załóg w ciężarówkach. Zawodnicy wystartują o świcie i pojadą dwoma odmiennymi odcinkami specjalnymi (266 km i 268 km), po raz pierwszy odkrywając piaski pustyni Tanaka. Dodatkową trudnością będzie bardzo długa (508 km i 666 km) dojazdówka na biwak pod Arequipą.