Po ubiegłorocznych kontrowersjach i odwołaniu wyścigu MotoGP z powodu fatalnego odprowadzania wody na nowej, nierównej nawierzchni, włodarze brytyjskiego toru musieli sięgnąć po drastyczne środki aby zatrzymać u siebie cykl Grand Prix. I sięgnęli.
Silverstone właśnie poinformowało, że w czerwcu, dwa tygodnie przed wyścigiem F1, wymieni cały asfalt. Zrobi to pod okiem Jarno Zafelliego i jego firmy Dromo, która odpowiada m.in. za chwalony tor Termas de Rio Hondo, wymianę asfaltu na Misano, czy modyfikacje na Sepang.
Asfalt na Silverstone ma być sześć razy bardziej wytrzymały niż ten położony rok temu, który krytykowali zarówno zawodnicy MotoGP, jak i F1.
Wymiana asfaltu była warunkiem odzyskania licencji FIM oraz podpisania nowej umowy na organizację wyścigu MotoGP i tak też się stało. MotoGP zostaje na Silverstone do 2021. Z kolei tegoroczny wyścig F1 będzie ostatnim na mocy obecnej umowy.
Patrząc na dotychczasowe osiągnięcia Zafelliego jestem spokojny, choć wymiana asfaltu tuż przed wyścigiem F1 wydaje się dość ryzykownym posunięciem (przynajmniej krótkoterminowo, bo na dłuższą metę może to być dobry sprawdzian wykonanej roboty).
Zastanawiam się tylko na ile doświadczenia Dromo sprawdzą się w praktyce z wymogami współczesnej F1, która jednak mocno „niszczy” nawierzchnię. Przekonany się w sierpniu, bo wtedy też odbędzie się GP.
Swoją drogą trochę tęsknię za Donington Park, ale czy jest tu jeszcze ktoś, kto wspomina GP tam z łezką w oku?
W pierwszym moim roku na antenie komentowaliśmy w 2009 ostatni wyścig na Donington Park. W zmiennych warunkach Ducati zaryzykowało i o ile dobrze pamiętam, założyło wety na przesychający tor. Casey Stoner i Nicky Hayden przepadli w stawce z kretesem, a po wyścigu szef zespołu, Livio Suppo, powiedział; „Myśleliśmy, że wyjdziemy na bohaterów. Wyszliśmy na idiotów”.
Oby nikt nie musiał cytować jego słów po tegorocznym GP…