Australia stoi przed obliczem prawdziwej wojny gangów motocyklowych.
Jak twierdzi emerytowany zastępca komisarza policji w New South Wales Clive Small, gangi walczą o kontrolę nad handlem amfetaminą oraz bronią. Do tego dochodzą też wymuszenia rozbójnicze oraz swojego rodzaju konkursy na nowych członków. Obawy o bezpieczeństwo publiczne intensyfikują się, jako że w ostatnim czasie miało miejsce wiele strzelanin przypisywanych właśnie do gangów. Wiele z kul trafiało w przypadkowe domy i miejsca.
Jak dla BBC News tłumaczy Clive Small, z aktualnej sytuacji są dwa wyjścia:
„Pierwsza opcja jest taka, że jedna ze stron powie 'poczekajcie chwilę, to wszystko zaszło zbyt daleko’ i obie strony wynegocjują rozejm.
W drugiej opcji zobaczymy jakąś zbłąkaną kulę, która przelatuje przez ścianę domu i trafia w członka rodziny któregoś z motocyklistów, szczególnie źle, jeżeli byłoby to dziecko. Myślę, że wtedy miarka by się przelała i zobaczylibyśmy znaczne nasilenie walk, a może nawet wojnę.”
Kryminalnym centrum bikersów jest Sydney, gdzie w ciągu zaledwie tego roku odnotowano ponad sześćdziesiąt strzelanin drive-by, czyli z jadącego samochodu czy motocykla. Policja twierdzi, że główną przyczyną jest konflikt pomiędzy gangami Hells Angels oraz Nomads.
Według policji w Australii jest 35 przestępczych gangów motocyklowych, które zrzeszają 3500 członków. Od lat osiemdziesiątych w porachunkach zginęło około 100 motocyklistów, a wszczęto ok. 1000 strzelanin w całym kraju.
A w Polsce ludzie denerwują się, że motocykliści strzelają z wydechów…