Właściciel legendarnej marki ma coraz bardziej poważne problemy.
Człowiekiem, który jakiś czas temu postanowił przejąć i wskrzesić do życia brytyjskiego Nortona jest Stuart Garner. Milioner i właściciel posiadłości Donington Hall graniczącej bezpośrednio ze słynnym torem na którym odbywają się zawody WSBK, a w przeszłości również Grand Prix 500 oraz MotoGP. To właśnie w Donington Hall zaadaptowano jeden z budynków na pomieszczenie gdzie kilkanaście osób montowało motocykle – później ten budynek został powiększony i nadano mu nowoczesny wygląd. Plan wydawał się solidny. Promować markę ( co szczególnie w brytyjskich mediach szło doskonale), rozwijać ją sportowo na TT, a następnie rozszerzyć ofertę. Norton opracował swój silnik V4, a potem postanowił go przeciąć na pół i dostarczyć na rynek serię dostępnych finansowo maszyn 650cc. Teoretycznie miał nawet swojego przedstawiciela w Polsce ( Intercars/ Liberty – podmioty, które od niedawana się rozstały). Ewidentnie jednak sprzedaże nie zapewniały zysku wystarczającego do realizacji planów, a nawet milionerom kończą się kiedyś pieniądze. Dramatycznym znakiem ostrzegawczym było ogłoszenie zbierania funduszy crowdfundingowych ogłoszonych przez Garnera w ubiegłym roku. Szybko potem zawieszono akcję ponieważ zgłosił się inwestor. Niestety w sytuacjach kiedy rękę wyciąga Urząd Skarbowy nawet najbardziej optymistyczni inwestorzy bardzo szybko znikają. Około 1,5 mln zł Norton jest winny brytyjskiej skarbówce, a Garner negocjuje. Ta relatywnie niewielka kwota w skali dużego biznesu nie jest tak naprawdę wielkim problemem – ona pokazuje skalę zaległości na wszystkich frontach i niezwykle krytyczną sytuację. Ze źródeł zbliżonych do Donington Hall wiemy, że Norton nie ma liczącej się liczby zamówień, i nie ma za co realizować obecnych.. Miejmy nadzieję, że znajdą finansowanie i sposób na wyjście z sytuacji.