Motocyklowe Mistrzostwa Świata u naszych czeskich sąsiadów odwiedziło w tym roku 230 tysięcy zapaleńców. Miałam to szczęście, znaleźć się wśród nich.
Spodziewałam się zobaczyć imprezę podobną rozmachem do SBK, o której pisałam niespełna miesiąc temu, ale …. hmmm …. byłam w błędzie – niby wszystko tak samo ale 3 x szybciej, 5 x więcej i 10 x bardziej !
Żeby nie tracić cennego czasu, ominąć pielgrzymki fanów z całego świata i zobaczyć jak najwięcej (ale również za sprawą Waldka Walerczuka – gość z obiektywem wielkości bazooki, dzięki któremu możecie oglądać genialne zdjęcia z toru – i jego żołnierskiej wręcz dyscyplinie pobudki) byłam na paddocku w środku nocy czyli eight o’clock. Widok, który zastałam jako jeden z pierwszych to Ben Spies, stojący pod swoim boksem, oparty o kontener na śmieci, pochłonięty pogaduszkami z jednym ze swoich teamowych kolegów. Zdjęcie? Nie ma problemu. Autograf? Jasne. Kto rano wstaje temu Ben … 😉 Później niestety nie było już tak łatwo. Oczywiście, przy odrobinie szczęścia można w ten sposób zebrać całkiem pokaźną kolekcję pamiątkowych fotek, ale z każdą minutą przybywa fanów, a zawodnicy stają się mało osiągalni. Ci najbardziej oblegani, muszą się ratować szaleńczą jazdą skuterami w drodze boks <–> mobile home i taśmami odgradzającymi dziki tłum. Mimo taśm, ochroniarze, z których usług korzysta m.in. Rossi, mają pełne ręce roboty dzięki kibicom wyznającym zasadę: co mi taka taśma, stanę cichutko przy skuterze, skurczę się i może mnie nie zauważą. Jest on jedynym zawodnikiem, którego pojawienie się słyszysz stojąc nawet 100 metrów dalej. Owacja fanów jest ogłuszająca i nie da się jej przegapić. Dziki tłum nie odpuszcza i potrafi stać godzinami byle tylko zobaczyć z bliska Valentino, Jorge czy Daniego (który notabene nie korzysta z żadnych zabezpieczeń – jest tak niski, że przemyka często niezauważony). Sława potrafi być męcząca, a tysiące zdjęć z wielbicielami najprostszą drogą do zmarszczek mimicznych. Dosyć ciekawym zjawiskiem są kolekcjonerzy – handlarze. Ze zdziwieniem przyglądałam się panu, który warował kolejno przy każdym boksie z czarną aktówką w której, jak podejrzałam, każdy z zawodników miał swoją przegródkę a w niej po kilka zdjęć. Pan zbiera autografy, a potem jego kreatywna, jednoosobowa firma wystawia takie zdjęcia na sprzedaż (nie masz pomysłu na biznes? olej dofinansowanie z Urzędu Pracy i zacznij jeździć na MotoGP).
Miłym akcentem jest fakt wyjątkowego traktowania osób niepełnosprawnych, a takich wśród fanów jest naprawdę sporo. Żaden z zawodników (nawet Ci, delikatnie mówiąc mniej przyjaźni, jak choćby Crutchlow) nie odmawia chwili rozmowy z nimi, wspólnych zdjęć, autografów a często są też zapraszani do obejrzenia tego co się dzieje w boksach.
Są natomiast zawodnicy, którzy w każdej wolnej chętnie poświęcą zainteresowanym chwilę czasu i nie zobaczysz zniecierpliwienia na ich twarzy. Z całą pewnością należą do nich Pirro, Ellison, Espargaro, Edwards. I tak właśnie przy pojawieniu się nazwiska Ellison nie wypada mi nie przytoczyć anegdotki, której jednym z uczestników byłam ja sama. Przechodzi James… Ponieważ jestem solo, rozglądam się kogo mogłabym wykorzystać do zrobienia zdjęcia? Mój wzrok kieruję na Japończyka, który stoi z kawką i papierosem nieopodal. Grzecznie proszę o pomoc i przez ułamek sekundy dostrzegam konsternację na twarzy miłego pana, który daje mi paczkę papierosów do potrzymania, odstawia kawusię i grzecznie robi fotkę. Dziękuję obydwu Panom, a po jakimś czasie orientuję się, że wygrałam właśnie rywalizację w kategorii „przypał roku”, bo okazuje się, że o pomoc poprosiłam Vice Presidenta of HRC – Pana Nakamoto! No cóż…. Wysłałam wiadomość na FB z podziękowaniem za pomoc i otrzymałam w odpowiedzi: „NO PROBLEM” – równy gość z tego Nakamoto, nieprawdaż?
Spacerując przy boksach można dokładnie obejrzeć jak traktowane są części motocykli zawodników począwszy od owiewek, a kończąc na chłodnicy. Nawet najmniejszy element, po każdym treningu, jest dokładnie umyty i wysuszony. Nie znajdziesz nigdzie choćby ziarenka piasku i widząc takie obrazki czujesz się winny i obiecujesz sobie w myślach, że będziesz bardziej dbał o swój sprzęt. Przechodząc koło wszechobecnych beczułek z paliwem myślisz, że chętnie przygarnąłbyś kilka takich, ech… Stań chwilę obok namiotu Bridgestona, a wzbogacisz swoją wiedzę dotyczącą opon. Myślałeś może, że miękkie opony oznaczone białym paskiem wychodzą takie z fabryki ???? No way – mazak w dłoń i malujemy!!! Teamy uwijają się jak w ukropie i podejrzewam, że przebijają w ilości przedreptanych kilometrów niejedną gospodynię domową w rodzinie wielodzietnej.
W czasie braku możliwości złapania któregoś z zawodników tłum może spokojnie zwiedzić resztę „wesołego miasteczka” i tutaj każdy z zespołów również rywalizuje w zrobieniu wrażenia na oglądających. Ogromne, połyskujące w słońcu konstrukcje oparte na rozbudowanych przyczepach robią niesamowite wrażenie i z całkowitą pewnością (w przeciwieństwie do rywalizacji torowej) Ducati miażdży w tej kwestii konkurencję!!! Nie mam pojęcia jak oni to potem składają w rozmiary nadające się do transportu i nawet nie spróbuję się podjąć rozwikłania tej zagadki. Jedno jest pewne, Włosi wiodą prym w stylizacji i blichtrze i nikt nie jest w stanie nawet się do nich zbliżyć.
Mocno wzruszający jest fakt iż na każdym kroku możesz spotkać akcenty pamięci i sympatii dla Marco Simoncelliego. Na bardzo wielu przyczepach, ciężarówkach, skuterach czy też na koszulkach fanów zauważyłam jego wizerunek i mimo tego, że nie miałam okazji Go nigdy spotkać to mam pewność, że był fantastycznym facetem…
Fani MotoGP płci męskiej są tutaj w siódmym niebie. Tabuny oszałamiająco pięknych paddock girls spotykałam na każdym kroku (nie wiem jak to zaważy na moim zdrowiu psychicznym, ale staram się nie wpaść w depresję). Mam nawet podejrzenie, że jakieś modyfikacje genetyczne wchodzą tutaj w grę, bo to nie jest normalne, żeby mieć tak długie nogi! Zdjęcia tych piękności będziecie mogli zobaczyć niżej, a ja łykam prozac i szybko zmieniam temat.
Spać każdy musi! Zawodnicy również, więc poszłam zobaczyć, w jakim otoczeniu łapią drzemki i oglądają serialowe tasiemce. Tutaj znowu przepaść między warunkami rehabu Vale, a pozostałych jest jak Wielki Kanion. „Czarna trumna” ustawiona jako pierwsza to połączenie mrocznego stajlu i elegancji. Zdecydowany lajk ode mnie! Reszta zawodników również z przepychem, ale można dostrzec dowody na to, że jednak to ludzie, a nie roboty. Z tyłu, na trawce wystawiona suszarka z praniem i tym sposobem wiem jakie gatki nosi Jorge Lorenzo.
To, co mocno odróżnia MotoGP od SBK to również kibice. Są ich niezliczone ilości i mają nieograniczoną fantazję. Oprócz tubylców można tu spotkać przynajmniej kilka niemieckich landów (w całości niemalże), Szkotów, Holendrów, Węgrów, a nawet Australijczyków. Tego, co się dzieje na największej zielonej trybunie nawet nie podejmuję się opisać, bo to awykonalne. Najliczniejsze są funcluby zgadnijcie kogo?? Tak, tak…. Rossi znów na podium, ale nie na najwyższym. Wielkie wsparcie ma Abraham co nie jest żadnym zaskoczeniem i tutaj on dubluje konkurencję. Rozczulają również ci najmniejsi kibice. Dzieciaki ubrane w koszulki z podobiznami swoich idoli, podskakują z radości na sam widok jakiegokolwiek motocykla i są naprawdę rozkoszne. Pola namiotowe rozmieszczone w bliskiej odległości od weekendowej fabryki adrenaliny, nabite do granic możliwości. Jeśli nic Ci w spaniu nie przeszkadza (całonocna odcinka, niosąca się echem aż do Ostravy, lub to, że wypłyniesz z namiotu – padało dwie noce) to śmiało możesz się tam rozkładać z gwarancją, że po mocnym, wieczornym „nawadnianiu” (i nie o deszczu piszę) doczłapiesz się na tor albo Cię ktoś tam dociągnie (taki obrazek też udało mi się zobaczyć). Na miejscu jest wszystko: wstajesz rano i suszi? Napoje, kawka, wszystko co chcesz. Wstajesz rano, masz ręce praczki (nie tylko ręce po całej nocy deszczu) i ciuchy nadające się do startu w konkursie Miss/Mister mokrego podkoszulka/mokrych gaci? Stragany z ciuchami czekają na Ciebie rzut beretem. Marzysz o gorącym żurku po ciężkiej nocy? Idziesz na węch, siadasz i jesz. Właściciele knajpek w pobliskich miasteczkach nie skaczą z zachwytu, ale takie prawa rynku. Czesi zdecydowanie mają głowy do interesów i aż żal serce ściska, że nie bierzemy przykładu z sąsiadów tylko borykamy się z chronionymi gatunkami ptaszków na terenach pod nowe inwestycje, czy też z normami głośności na poznańskim torze….
3 dni to zdecydowanie zbyt mało, żeby nacieszyć się tą atmosferą więc jeszcze w poniedziałek rano jadę na tor, który jednak robi na mnie smutne wrażenie. Pusto. Większość teamów została na testy, ale niestety nie mogę już wejść, bo ochroniarz ma wyraz twarzy: wejdziesz, ale po moim trupie! Trudno, nie ma tragedii. W końcu czeka mnie jeszcze sama radość z podróży więc głaszczę czule Suzę i ruszam na spotkanie… no właśnie…to nieprawda, że jak nie weźmiesz przeciwdeszczówki to nie będzie padać. 50 km przed Cieszynem zaczaiła się na mnie chmura, która skutecznie zmyła muchy z mojej kurtki (w sumie to zmyła mi prawie malowanie kasku), ale zauważyłam, że suszenie prania na balkonie to strata czasu!! Od dziś suszę ciuchy w trakcie jazdy – gorąco polecam Mija Słodowa.
Dziękujemy firmie Bridgestone Polska za przekazanie wejściówek na tor oraz paddock oraz serdeczną gościnność na miejscu.