O złodziejach starej daty, „z zasadami” w latach ’80 oraz o tych „bez zasad” w XXI wieku. Chęć posiadania ma każdy, ale dalej to jest już kwestia kręgosłupa moralnego, jaką drogą można wejść w posiadanie.
Pilnujemy, dbamy, zabezpieczamy, ale mimo to zdarza się, że nasze ukochane motocykle są kradzione. Jak ta sprawa wygląda z punktu widzenia właścicieli, policji, statystyki i przestępców? W ostatniej z czterech części posłuchajcie opowieści człowieka, który znał środowisko złodziei…
Mój anonimowy rozmówca opowiada o latach ’80 i wczesnych ’90, o czasach komuny, których wielu czytelników już nie pamięta. Była to epoka, kiedy nie można było normalnie kupić auta, czekało się latami na przydział. Import nie funkcjonował, różnice w wartości waluty polskiej i marki czy dolara nie pozwalały na zakup niczego z zagranicy. Niezależnie od tego, czy uznamy czy nie „okoliczności łagodzące” dla złodziei tamtej epoki, jest to ciekawe wspomnienie minionych czasów.
Dlaczego w ogóle zdarzały się kradzieże motocykli? Bo, primo, jesteśmy narodem temperamentnym, chcieliśmy mieć to co ma Zachód, bo Polak oczywiście czuje się nie gorszy od tego, który mieszka tam na Zachodzie, więc chciałby mu dorównać albo wręcz przewyższyć. No i szlag takiego chłopaka czy faceta trafiał, gdy przejeżdżali przez nasz kraj ludzie na przepięknych maszynach, kiedyś to byli Szwedzi, później Niemcy, a jak człowiek zobaczył takie cudo, które stanęło w centrum czy pod hotelem, to to było jego marzeniem. Złodzieje? Pierwszym złodziejem jest państwo. Idea clenia towarów polega na tym, że cło jest po to, by zablokować przywóz z zewnątrz towarów, które produkujemy. Od 1985, gdy skończyła się WSKa, nie produkujemy motocykli, a kiedy przestali nakładać cła i zrobili coś innego, co się nazywa akcyza? W późnych latach ’90. Ja w tamtych czasach bym chętnie kupił motocykl, ale w Polsce ich nie było, a sprowadzać maszynę przez Pewex, to się wiązało z takimi kosztami, że można było za to mieszkanie kupić. Więc to cło, ile by nie wynosiło, to są pieniądze ukradzione z naszego portfela – nielegalnie. Bo nie można nakładać kary pieniężnej za to, że chcesz mieć coś, czego ten kraj nie produkuje.
Dlaczego ludzie kradli motocykle? Bo chcieli je mieć i nie mieli w zasięgu ręki.
Ci, którzy kradną, dzielą się na różne grupy. Są te, które mają podstawy dobre, czyli są wychowani na – jakkolwiek śmiesznie to zabrzmi – „złodziei z zasadami” i są, tacy którzy nie mają żadnych zasad.
Złodziej z zasadami nie kradł nigdy w naszym kraju, nie kradł maszyny na polskich blachach, których było bardzo mało. Jeśli już to kradł w Szwecji albo w Niemczech, bo najbliżej.
Złodzieje bez zasad to byli tacy, którzy kradli na terenie własnego kraju. Stara zasada brzmi, że złodziej z własnego podwórka nie ukradnie, tylko je pilnuje. Tutaj jest pytanie, co to jest to własne podwórko. Czy to jest własna dzielnica, własne miasto, własne województwo, czy własny kraj? Ale to już przeszłość, teraz skończyły się wszelkie bariery, a ci którzy przestrzegali zasad poszli do lamusa, bo nie mieli szansy wyżyć w konkurencji z tą obecną złodziejską hołotą.
Taki polski złodziej zdawał sobie sprawę z tego, że ten motocykl jest ubezpieczony i właściciel będzie miał zwrot jakichś tam pieniędzy w ramach odszkodowania. Stres będzie miał na pewno, dół psychiczny na pewno, a tu będzie spełnione jakieś czyjeś marzenie.
Złodzieje starej daty, ci którzy znają etykietę zawodu, nigdy nie okradali jednostki. Zawsze okradali firmy, instytucje, państwo, nigdy tak, żeby jednostka ucierpiała.
– No tak, ale okradając z maszyny Hansa czy Jurgena, też przecież okradali prywatną osobę…
– Tak, ale z myślą, że on dostanie odszkodowanie.
– Czyli koszt rozłoży się na wszystkich płacących składki?
– W Polsce, jak nie masz AC, to nie dostaniesz nic. Polak sobie to inaczej tłumaczy. Hansa motocykl kosztował pięć wypłat. U nas pięćdziesiąt.
Te młode wilki nie patrzą na nic, ich interesuje tylko zysk. Wychodzi facet z banku, walą go w łeb tak żeby nie wstał, nieważne czy go zabiją czy nie i nieważne czy wyciągnął z tego banku 300 zł czy 30 tysięcy. Ich interesuje jego forsa, a nie jego życie. I to jest właśnie ta różnica między starymi złodziejami, a nowymi złodziejami. Chęć posiadania ma każdy, ale dalej to jest już kwestia kręgosłupa moralnego – jaką drogą można wejść w posiadanie.
Brazylia jest wiodącym krajem jeśli chodzi o zuchwałość złodziejską. Tam stoisz na skrzyżowaniu na czerwonym świetle i ktoś ci przystawia pistolet do głowy i mówi: zostaw kluczyki, zsiadaj i uciekaj. I wtedy trzeba to zrobić, bo inaczej cię zastrzeli. Tak samo jak przyjeżdża ekipa do mieszkania w jednakowych strojach pracowników firmy od przeprowadzek, na dole stoi ciężarówka tejże firmy i wyprowadzają kogoś z mieszkania, tylko ten ktoś o tym nie wie. W Polsce były dwa przypadki kradzieży auta z pasażerem w środku, raz z kobietą, a raz z małym dzieckiem. I jeszcze kontaktowali się i mówili – dopłaćcie nam, to oddamy wam człowieka. Bezczelność złodziei i dążność do łupu jest tak mocna, że w wyobraźni zdrowego człowieka to się nie mieści, do czego potrafią się posunąć.
Wracając do lat 80. Co się działo z takim motocyklem jak już go sobie upatrzyli? Polak to Polak, jak ma dwie kulki to jedną potrafi zwinąć, a drugą złamać na pół. Tak samo z motocyklami, nie ma w nich zabezpieczeń, których nie można obejść. Kombinowali, łamali stacyjki, przywozili swoje tablice rejestracyjne i przekładali, przejeżdżali przez granicę. Najwięksi kozacy jechali przez zieloną granicę, czyli tam, gdzie nie było legalnego przejścia, tylko jakiś pas zieleni albo nawet dół przez spychacz wykopany – więc deski skombinowali, gdzieś tam je skitrali, potem układali w poprzek, żeby przejechać nad tym dołem.
Kradzieże zdarzają się do dzisiaj, ale dziś jest bardziej świadome społeczeństwo, jest internet, każdy wybierając się gdzieś, sprawdza jaki jest kraj, do którego jedzie i dowie się, że jak wybiera się do Polski, to pozostawiając motocykl musi go zakuć w kajdany i założyć zabezpieczenia – im droższe tym lepsze.
Były czasy, jakoś w latach ’80, kiedy w takim mieście jak Szczecin co najmniej 20% motocykli było nielegalnych. Co najmniej – ale być może dużo więcej. Albo były kradzione, albo miały sfabrykowane papiery, bo nie dało się tych papierów uzyskać. Było takie powiedzonko w Niemczech – jedź do Polski na urlop, bo twój samochód tam już jest.
– Tak, była taka reklama firmy ubezpieczeniowej. Wzbudziła dużo kontrowersji…
– A była bardzo trafna.
Honorowo było, ale przestało to funkcjonować, kiedy otworzono granicę. Wopiści pilnowali, i niemieccy i polscy, to skakali chłopaki przez tę granicę. A teraz? Nikt nie pilnuje, to nikt nie skacze. To tak jak na forum, gdzie jest zakaz klęcia, to rzucają mięchem, a na tym gdzie nie ma zakazu, to raz na kwartał ktoś może jakąś wiązkę puści…