Nie od dzisiaj wiadomo, że zawodnicy, aby osiągnąć sukces muszą wcześnie rozpocząć jazdę na motocyklu. Co czują rodzice, którzy decydują się im to umożliwić? Anita Lipko mówi o swoich przeżyciach związanych ze startami Mateusza Korobacza w wyścigach motocyklowych.
Czy czuję strach strach? Hmmm…, dzisiaj na pewno zwykłe obawy matki. Wcześniej było gorzej. Ci co mnie znają, dobrze wiedzą, że podczas wyścigów lepiej było do mnie nawet nie podchodzić. Najgorsze są dla mnie pierwsze dwa zakręty wyścigu, kiedy wszyscy zawodnicy ze startu usiłują, jako pierwsi znaleźć się za kolejnym winklem. Jak zobaczę Mateusza, powraca mi oddech i zaczyna bić serce. Ale dla mnie najważniejsze jest szczęście syna. Nie chcę, aby zaprzątał sobie głowę znerwicowana matką. Dlatego też pokochałam pasję Mateusza. To wspaniałe uczucie być przy tym, jak się rozwija. Jak wchodząc w dorosłe życie, kroczy już przemyślaną drogą – dojrzałą. O tym, jak trudno jest pogodzić zamiłowanie do sportu i nauki, wie każdy, kto próbował podjąć się tego zadania. Niekiedy jest bardzo ciężko, aby uczyć się i trenować, ale jeśli chcemy coś osiągnąć, nie można się poddawać. Trzeba ciężko pracować, aby wygospodarować czas.
Sport to nie tylko wyniki, zawody, kariera i sława, ale bardzo dobra szkoła charakteru.
Aby uzyskać dobry wynik sportowy, trzeba mieć nie tylko talent lecz równocześnie ciężko pracować – godzić codzienny systematyczny trening z równie systematyczną nauką. Nie tylko można, ale trzeba pogodzić naukę ze sportem, ponieważ „kariera” sportowca nie trwa wiecznie, a później też coś trzeba robić. W Polsce niestety nie ma wielkich perspektyw na to, aby myśleć o wyczynowym uprawnianiu sportu motocyklowego. Wiadomo, że fajnie by było nie przejmować się niczym i mieć wszystko zapewnione, jednak zawsze wiedza i wykształcenie są najważniejsze.
Dlatego też syn przygotowywał się nie tylko do sezonu motocyklowego, ale również dużo czasu poświęcał na naukę. Mateusz jest rozsądnym i mądrym mężczyzną. Jestem z niego bardzo dumna. Cieszę się, że spełnia marzenia. Wiecie jak to jest, gdy dusza się śmieje? No właśnie, moja się śmieje. Wierzę w przeznaczenie, to co ma być, to będzie. Trzeba tylko dać sobie szanse. No bo kim jesteśmy, żeby zabronić sobie być najlepszym?
Co bym doradziła innym rodzicom?
Nie zabraniajcie dzieciom spełniać marzeń. Jeśli chcą uprawiać niebezpieczny sport, to Wasze zakazy nie zmienią tego. Będą to robić w tajemnicy, z tą różnicą, że pod presją Waszego zakazu i braku akceptacji. To automatycznie spowoduje sporo nikomu niepotrzebnych negatywnych emocji, które nie budują. Ja cenię sobie odpowiedzialność, szczerość i zaufanie to wpoiłam Mateuszowi. Dzięki temu, dzisiaj jestem spokojna. Wielu znajomych wiele razy zwracało nam uwagę, że nie powinniśmy tyle czasu spędzać z synem, twierdzą, że nie mamy z Łukaszem (mężem) swojego życia, za dużo czasu spędzamy z Mateuszem, a my bez przerwy powtarzamy – TO JEST WŁASNIE NASZE ŻYCIE!!! Jedni wymieniają samochody, budują domy, podróżują, imprezują, „politykują”, robią wiele różnych innych rzeczy, czasami nawet zapominają o dzieciach, czasami uważają, że dzieci już ich nie potrzebują. A my z mężem i synem jesteśmy szczęśliwi, że każdy z nas realizuje swoje pasje i do tego robimy to wszystko spędzając czas razem. Jesteśmy super teamem: Mateusz ściga się i wygrywa, Łukasz zajmuje się wsparciem zaplecza i obsługą startów Mateusza, a ja fotorelacjami i wszelkimi papierowymi sprawami…
Zdjęcia: Waldek Walerczuk