Spis treści
Gdy tylko mieliśmy okazję sprawdzenia jak samochód z silnikami elektrycznym i spalinowym sprawdza się w mieście jako zamiennik skutera, nie wahaliśmy się ani chwili!
zdjęcia: Adam Włóczkowski
Na wieść o otrzymaniu testowego Volvo V60 Plug-In Hybrid ucieszyliśmy się bardzo. Może dlatego, że to samochód hybrydowy i porównanie jego miejskich możliwości z innym, miejskim jednośladem wydawało nam się naprawdę ciekawym przedsięwzięciem. A może dlatego, że jaskrawe naklejki na boku tej hybrydy zapowiadały 283 KM mocy i 6,1 do setki…
Jako konkurenta dla tego auta mogliśmy wybrać prawdziwie miejskiego killera pod postacią skutera 50-tki. To wydało się nam jednak nierozsądne. W przypadku najmniejszych skuterów ciężko przebić spalanie i możliwość wjechania nawet w najmniejsze zakamarki miasta i korków… Dlatego wybraliśmy Aprilię SR Max 300. Jest to skuter średnich rozmiarów, który już całkiem nieźle się odpycha, jest naprawdę wygodny, a przy tym jego rozmiary nie stanowią wyzwania w zakorkowanym mieście.
VOLVO V60 Plug-In Hybrid
Zacznijmy od krótkiej prezentacji auta. Gdyby nie jaskrawe, reklamowe naklejki z każdej strony, V60 Plug-In Hybrid nie wyróżniałby się niczym nadzwyczajnym. Ot, zwykłe, miłe da oka, białe kombi. Niespodzianka kryje się w środku, a są nią dwa silniki. Jeden z nich to jednostka o oznaczeniu D5, czyli typowy turbo-diesel o pojemności 2,4 litra oraz o przyzwoitych osiągach (215 KM i 440 Nm). Druga jednostka to silnik elektryczny, który produkuje dodatkowe 70 KM mocy i 200 Nm. W efekcie niby zwykłe, białe kombi może pochwalić się potężną mocą 283 KM i oszałamiającą górą 640 Nm momentu obrotowego!
V60 Plug-In Hybrid ma 3 tryby jazdy. Power, w którym używana jest pełna dostępna moc – musimy przyznać, że to „zwykłe, białe kombi” zaskoczyło niejednego sportowego Civica lub BMW, powodując u nas głupkowaty uśmiech. Co ciekawe, w tym trybie nawet przy rozładowanych akumulatorach, komputer robi takie cuda, że osiągi nie spadają. Kolejny tryb to Hybrid, tutaj oba silnika pracują w optymalnym stosunku. Ostatni tryb to Pure, czyli praca jedynie na silniku elektrycznym. Wrażenie przyspieszania w totalnej ciszy jest niezastąpione! W tym trybie można przejechać do 50 km, a więc każdemu powinno udać się dojechać do pracy.
Napęd odbywa się na wszystkie koła, z zaznaczeniem, że przednie obsługiwane są przez silnik spalinowy, a tylne przez elektryczny. Nie ma pomiędzy nimi żadnego połączenia, jednak dzięki komputerowi i 200 Nm momentu z elektryka, tylna oś może być przydatna w sytuacjach podbramkowych i w ciężkich warunkach.
System elektryczny dodaje do masy standardowego V60 dodatkowe 300 kilogramów, z czego 150 to akumulatory. Ich ładowanie, pod warunkiem podpięcia się do mocnej sieci, zajmuje ok. 4 godziny. Pierwsze dwie godziny to 80% akumulatorów, drugie dwie godziny to ostatnie 20%. W przypadku podpięcia się do zwykłej, domowej sieci, całkowity czas ładowania przy niższym napięciu (aby nie nadwyrężyć sieci) wynosi ok. 8 godzin.
APRILIA SR Max 300
Na skuter średnich rozmiarów zdecydowaliśmy się dlatego, że to ten wybór wydawał nam się najbardziej rozsądny. SR Max 300 nie odstaje osiągami, wciąż pozostając dobrym wyborem do podbijania miasta. Jego jednocylindrowy silnik produkuje 22 KM mocy z pojemności 278 ccm. Skuter waży 161 kg, co nie powinno nikomu sprawiać problemów, a przy tym jest wygodny. Oferuje spory schowek pod kanapą, która pozostaje wygodna zarówno dla kierowcy, jak i dla pasażera. Jego prowadzenie jest łatwe, a niewielkie rozmiary wspaniale pasują do zatłoczonego miasta. Moglibyśmy rozpisać się bardziej na temat prowadzenia, ale tym razem skupiamy się przecież na pojedynku. Dodamy więc tylko, że SR Max 300 stanowi świetny kompromis pomiędzy osiągami i rozmiarami w klasie skuterów.
POJEDYNEK!
Obu konkurentów wpuściliśmy w miejską dżunglę. Nawet nie będziemy próbowali „zaskakiwać” Was czasami przejazdu przez Warszawę w godzinach porannych, bo wiadomo, że żaden samochód nie ma szans. Zresztą już to testowaliśmy! Tym razem skupiliśmy się na innych aspektach – średnie spalanie oraz koszty!
Zacznijmy od skutera, bo to jest prostsze i bardziej oczywiste. Średnie spalanie jest zależne od tego, jak bardzo zero-jedynkowo właściciel obchodzi się z manetką. Jednak nawet biorąc to pod uwagę, spalanie jest bardziej niż zadowalające. Aby uzyskać wynik 4 litry/100 km trzeba się naprawdę ostro postarać. Z kolei wynik 3,3 l/100km to norma, a przy ecodrivingu można zejść nawet do poziomu 2,5 litra na setkę. Oznacza to, że koszt benzyny niezbędnej do przejechania 100 kilometrów wynosi od 17,5 zł do 11 złotych. Przyjmijmy, że korzystając z manetki gazu w racjonalny sposób, ale nie jeżdżąc emerycko, za 100 kilometrów zapłacimy 15 zł. Nieźle, prawda?
Jak na tym polu prezentuje się szwedzka hybryda? Według producenta, na silniku elektrycznym przejechać można do 50 km – podobno jest to możliwe przy ecodrivingu. My sprawdziliśmy, że przy zwykłym korzystaniu z auta (wliczając klimatyzację), realny wynik to około 40 kilometrów. Z kolei trochę bardziej energetyczna jazda oznacza ograniczenie zasięgu do poziomu nie większego, niż 30 kilometrów. Realistycznie przyjmijmy, że dystans 40 kilometrów wystarczy na dojazd z pracy i załatwienie spraw na mieście, dzięki czemu korzystanie z silnika spalinowego nie będzie konieczne. Pełne naładowanie baterii od zera pochłonie 11 kWh energii, a więc przy cenie prądu na poziomie 0,55 zł za 1 kWh, przejechanie 100 kilometrów w Volvo V60 Plug-In Hybrid kosztuje, uwaga, 15 zł 13 gr! Wyobrażacie sobie, że koszt jazdy sporym, całkiem luksusowym kombi może być identyczny, jak w przypadku ekonomicznego skutera? Weźcie pod uwagę jeszcze, że ładowanie będzie odbywało się czasem z sieci w pracy lub w centrum handlowym, gdzie przecież nie płacicie rachunków za prąd!
Gdy jedziecie trochę dalej, warto korzystać z trybu Hybrid. Wtedy na odcinku pierwszych 100-150 km spalanie przy zwykłej jeździe z klimatyzacją może zejść poniżej 3 litrów ropy na 100 km. Dalej, gdy prąd w akumulatorach się skończy, realne spalanie przy zwykłej jeździe w trasie to ok 6 l/100 km. Ale to tylko ciekawostka, ponieważ nasz test dotyczył przecież tylko użytku miejskiego!
WNIOSKI
Przyszłość nadeszła. Kilkanaście, czy nawet kilka lat temu porównywanie jakiegokolwiek pojazdu elektrycznego do spalinówek było pozbawione najmniejszego sensu. Teraz technologia elektryków jest na tyle zaawansowana, że można je używać na co dzień, a do tego świetnie spisują się w topowych samochodach supersportowych (jak Porsche 918, czy McLaren P1). Jak widzicie na powyższym przykładzie, zwykła jazda hybrydą do pracy też ma sens! Oczywiście w magiczny sposób nie ominiecie korków, jak na przykład skuterem, ale za to zabierzecie rodzinę, macie ogromny bagażnik i możecie jeździć zimą. Trzymając się niskich dystansów, koszt „tankowania” elektrycznego silnika pozostanie na tak samo śmiesznie niskim poziomie, jak w przypadku skutera. A do dyspozycji jest jeszcze silnik spalinowy, który na dłuższe dystanse też może być ekonomiczny. No i jest tryb Power, w którym można zawstydzić prawie wszystkich innych kierowców puszek.
Podsumowując – jeżeli nas zapytacie o zdanie, spośród tej dwójki nie wybierzemy ani skutera, ani hybrydowego Volvo. Ale jak to?! Skuter odpada dlatego, że pomimo wygody i okrutnej ekonomiczności, wciąż pozostaje skuterem. A my wolimy motocykle. Volvo natomiast odpada dlatego, że… No właśnie, tutaj objawia się jego największa wada.
Mimo, że pojazdy hybrydowe są dziś znacznie bardziej powszechne niż kiedyś, ich cena wciąż potrafi zaskoczyć. Na przykład cena Volvo V60 Plug-In Hybrid Summum zaczyna się od 270 000 złotych, a nasza totalnie wypasiona wersja testowa kosztowała 320 000 złotych.
Mimo dość wysokiej bariery w postaci ceny, to auto naprawdę nam się podoba. Z ogromnym zaciekawieniem wpatrujemy się w szybko ewoluujący rynek elektryków i hybryd oraz nie możemy się doczekać, kiedy te technologie staną się dostępne dla „szarego Kowalskiego”.
zdjęcia: Adam Włóczkowski