Technologia GPS jest dużym wsparciem dla podróżników, ponieważ nie tylko ułatwia im docieranie do wyznaczanych destynacji, ale też zwiększa ich bezpieczeństwo.
Informacja prasowa
O tym, jak monitoring GPS sprawdza się w praktyce opowiada jeden z uczestników wyprawy „Na Jedwabnym Szlaku” – Pan Maciej Zatoński.
Jadąc w podróż, zabrali Państwo ze sobą dwa lokalizatory GPS udostępnione przez firmę Rikaline. Relacja na żywo była zapewne gratką dla internautów, jednak jaką korzyść stanowiły one dla globtroterów?
Maciej Zatoński: Przede wszystkim było to udogodnienie dla naszych rodzin, które na bieżąco mogły śledzić przebieg wyprawy i mieć pewność, że wszystko jest w porządku. Monitorowali nas do tego stopnia, że gdy zatrzymywaliśmy się na dłużej np. pod sklepem czy na stacji benzynowej od razu zaczynały się telefony i smsy z pytaniami typu: „Co tak długo tam robicie”?
I tak przez całą wyprawę?
Tak, znajomi opowiadali nam, że gdy chodzili do pracy, pierwszą rzeczą jaką robili po tym jak usiedli za biurkiem było sprawdzenie, gdzie jesteśmy w danym momencie. Zaangażowali się do tego stopnia, że podczas naszego tygodniowego pobytu w Kazachstanie dzwonili, że już mamy ruszać, bo chcą dalej obserwować. Momentami stawało się to męczące (śmiech).
Dzięki takiej komunikacji można było pewnie też otrzymać jakieś ważne informacje.
Tak, np. po rozbiciu obozowiska dostawaliśmy wiadomość, że 5 km dalej jest jezioro i dużo lepsze warunki na nocleg, więc pakowaliśmy się i jechaliśmy tam.
Panu też zdarzało się logować na platformę GpsGuardian?
Ja skorzystałem z niej dopiero po powrocie – pisząc dziennik. Siedząc przed komputerem mogłem odtworzyć z niesamowitą dokładnością każdy dzień wyprawy: ile km przejechaliśmy, gdzie stawaliśmy, na jak długo, itd. Podczas tak długich podróży dużo rzeczy się zapomina, a to rozwiązanie pozwoliło przywrócić wspomnienia.
Jak sprawuje się lokalizator w tak odległych miejscach? Nie było problemów z zasięgiem?
Zasięg był praktycznie cały czas. Właściwie to zdarzyły się tylko dwie sytuacje, w których był z nim problem. Pierwsza, gdy płynęliśmy promem przez Morze Kaspijskie z Azerbejdżanu do Turkmenistanu, bo sieć GSM był tam niedostępna, natomiast druga w Turkmenistanie, który jest jednym z najbardziej zamkniętych krajów na świecie. Telefonia komórkowa jest w nim raczej nieosiągalna dla cywili, dlatego występowały przerwy.
Gdzie zamontowane były urządzenia?
Znajdowały się pod siedzeniem. W motocyklu nie ma zbyt wiele miejsca, a to uznaliśmy za najdogodniejsze, bo nie chcieliśmy żeby lokalizatory rzucały się w oczy. Z samym montażem nie było problemów, bo jest to szczelnie zamknięta skrzynka, która musi być tylko podłączona do akumulatora.
A co z nawigacją podczas jazdy?
Posługiwaliśmy się odbiornikami Two Nav Delta, które sprawdziły się wyśmienicie, bo jest to rozwiązanie dedykowane na motocykl. Urządzenia są odporne na warunki atmosferyczne, takie jak opady czy zmienne temperatury. Nie zawiodły nas nawet, gdy podczas przeprawy przez rzekę jeden z motocykli przewrócił się i przez moment był pod wodą.
Jakie mapy są potrzebne w tak dalekiej podróży?
Korzystaliśmy z topograficznych. Nie mogliśmy używać samochodowych, bo często nie było tam utwardzonych dróg i musieliśmy jechać na przełaj. Delta obsługuje skany tradycyjnych map, dlatego wystarczyło wgrać odpowiedni fragment, by wiedzieć, gdzie dokładnie jesteśmy, co bardzo pomogło nam podczas docierania do kolejnych punktów.