Jest rok 1903, gdy trójka zapaleńców o znanych wszystkim nazwiskach Harley i Davidson konstruują swój pierwszy motocykl. Z dumą nazwali go „Silent Gray Fellow” i choć dziś wygląda on jak rower z silnikiem spalinowym, to dla marzycieli jest on początkiem legendy, która trwa do dziś. I trwa już przeszło 110 lat.
W podróży „ze wschodu na zachód” zwieńczającej 3 miesiące ciężkiej pracy w prażącym słońcu Północnej Karoliny, znalazłem miejsce na krótki przystanek w Milwaukee. Wraz z trójką znajomych, którzy dzielnie walczyli o każdego dolara w trakcie udziału w programie Work & Travel, odwiedziliśmy (nie boję się użyć tego słowa) WSPANIAŁE muzeum historii Harleya-Davidsona. Jest ono wisienką na torcie dla zdecydowanej większości fanów jednośladów. Już od samego wjazdu do Milwaukee znaki prowadzą jak za rękę do mekki motocyklistów. Sam kompleks jest podzielony na 3 budynki. Pierwszy, który widoczny jest z daleka wita wszystkich przybyszy okazałą nazwą marki HARLEY – DAVIDSON. Dalej są dwa budynki ulokowane naprzeciw siebie. Po prawej stronie znajdziemy sklep z pamiątkami, w którym na prawdę ciężko utrzymać dolary w portfelu. Na przeciw sklepu znajduje się budynek, w którym wystawione są eksponaty.
Zabawę rozpoczynamy od uzyskania zniżki dla studentów, która należy się tylko i wyłącznie studentom amerykańskich uczelni. Pomogła tutaj znajomość języka angielskiego, szczery uśmiech i błagalne spojrzenie Domina. Po „wyłudzeniu” tańszych biletów pokonaliśmy kilkanaście stopni w górę, których strażnikiem był poniższy „cud motoryzacji”.
Nie widząc jeszcze pełnej wystawy czułem jak na mojej twarzy rodzi się coraz to większy uśmiech. To co zastałem na górze sprostało moim oczekiwaniom. Pełna paleta motocykli HD wyeksponowana chronologicznie według roku produkcji zadowoli każdego smakosza „staroci”.
Po lewej stronie od tej karawany znajduje się wystawa silników. Znajdziemy w Niej kilkanaście modeli silników, a przed nimi dotykowe ekrany. Poczytaliśmy chwilę o różnych silnikach, po czym przeszliśmy do poszukiwania najpiękniej brzmiącego. Przesłuchaliśmy wszystkie dostępne tam modele i naszym faworytem został wyprodukowany w 1967 roku Shovelhead. Charakteryzował się pełnym, soczystym brzmieniem, które może stanowić doskonałe tło dla wspomnieniami z trasy. Dla mnie jednak numerem jeden został odgłos jaki wydaje XR 750. Model od 1970 roku jest sercem prawdziwego ogiera. Rasowa maszyna służąca do ścigania wydaje dźwięk, który dla mnie jest jak zastrzyk z adrenaliny. Brzmi on jak zaproszenie na złą stronę mocy. Jestem przekonany, że to właśnie dźwięk tego silnika sprawił, że była to ulubiona maszyna kaskadera E. Knievel’a.
Naprzeciw znajduje sie pomieszczenie, gdzie za (moim zdaniem pancernymi) szybami umieszczono pierwszy model HD. Przechodząc dalej prawą stroną górnego piętra można otrzymać niezłą lekcję na temat historii marki. Dowiedzieliśmy się, że rok 1907 był krytyczny dla HD. Jej twórcy postanowi wtedy zarejestrować firmę Harley-Davidson i sprzedać pierwsze akcje członkom zarządu oraz pracownikom.
Zejście na dolne piętro sprawia, że serce bije jakoś mocniej. Zwłaszcza, gdy oglądasz na żywo dwie gwiazdy filmowe: „Billy bike” & „Captain america”. Tego pierwszego dosiadał Donnis Hopper, drugiego zaś filmowy Waytt – Peter Fonda. Oba motocykle stały się ikoną popkultury lat 70-tych. Przytoczę fragment rozmowy, którą odbyli Billy oraz autostopowicz George (Jack Nicholson):
Billy: What the hell’s wrong with freedom, man? That’s what it’s all about.
George: Oh yeah, that’s right, that’s what it’s all about, all right. But talkin’ about it and bein’ it – that’s two different things. I mean, it’s real hard to be free when you are bought and sold in the marketplace. ‚Course, don’t ever tell anybody that they’re not free ’cause then they’re gonna get real busy killin’ and maimin’ to prove to you that they are. Oh yeah, they’re gonna talk to you, and talk to you, and talk to you about individual freedom, but they see a free individual, it’s gonna scare ‚em.
Wyraz prawdziwej wolności, przygody i poczucia, że to właśnie ja trzymam życie we własnych rękach. Niby każdy z Nas pragnie wolności, ale ile osób ma na tyle odwagi by po nią sięgnąć?!
Niektórzy mówią, że słynny „american dream” już nie istnieje. Pozwolę sobie z nimi nie zgodzić, a to dlatego, że każdy z nas ma własne marzenia. A jeśli tak jak i ja drogi czytelniku, marzysz o „posmakowaniu” amerykańskich krajobrazów. Jeśli marzysz by wygodnie płynąć po tych pięknych drogach. Zrealizuj te marzenia, a w trakcie zatrzymaj się „na chwilę” w Milwaukee, obiecuję Ci, że nie pożałujesz.
Autor: Piegus