Obrońcy tytułu z ekipy F.C.C. TSR Honda France wygrali 82. edycję 24-godzinnego wyścigu Bol d’Or, pierwszą rundę motocyklowych mistrzostw świata FIM EWC. Na torze Paul Ricard na południu Francji ze świetnej strony pokazali się także Polacy.
To właśnie od nich zaczniemy. W sezonie 2018-2019 w pełnym cyklu FIM EWC zobaczymy nie dwie, a aż trzy polskie ekipy. Grzegorz Wójcik postanowił wystawić bowiem aż dwie R1-ki. Pierwszej z nich, z numerem 77, dosiądzie znana i sprawdzona trójka; bracia Paweł i Marek Szkopek oraz Paweł Górka. W barwach Wójcik Racing Team 2 zobaczymy z kolei młodych debiutantów, najmłodszego w stawce, 18-letniego Kamila Krzemienia oraz Adriana Paska. We Francji dołączył do nich 25-letni Austriak Philipp Steinmayr, podczas gdy rolę rezerwowego pełnił ostatecznie Artur Wielebski. „Juniorzy” będą rywalizować w klasie Superstock, na motocyklu z numerem 777. Po raz trzeci w pełnym cyklu zobaczymy także Team LRP Poland, w którym do jeżdżącego menedżera Bartłomieja Lewandowskiego dołączą Daniel Bukowski i młody Niemiec Arnaud Friedrich. Cała trójka zmieniać się będzie na BMW z numerem 90.
We Francji Polacy imponowali od samego początku zawodów. W stawce 59 ekip w kwalifikacjach najlepiej wypadł juniorski Wójcik Racing Team 2, zajmując 31. miejsce, o dwie pozycje wyprzedzając ekipę z numerem 77 i o trzy LRP Poland.
Po starcie wyścigu wszystkie trzy ekipy systematycznie przebijały się w kierunku pierwszej dwudziestki, choć zespół 77 początkowo spowolniła kara stop and go. Wójcik Racing Team otrzymał ją za zbyt późny wyjazd na pola startowe z powodu wymiany pompy paliwa tuż przed rozpoczęciem rywalizacji. Choć kosztowało to Polaków kilkadziesiąt sekund, ostatecznie nie miało większego wpływu na wynik na mecie.
Oba zespoły Grzegorza Wójcika walczyły nie tylko z rywalami, ale także ze sobą, praktycznie od startu do mety. Ostatecznie ekipa z numerem 77 minęła linię mety na 11. pozycji w klasyfikacji generalnej, 9. w Formule EWC i pierwszej w Trofeum Dunlopa. Zaledwie kółko za nią na finiszu zameldował się zespół juniorski, który by trzynasty, czwarty w Superstockach i drugi w pucharze Dunlopa. Niestety, po zakończeniu wyścigu juniorzy otrzymali dziesięć okrążeń – bardzo dyskusyjnej – kary.
Powodem był crashpad zamontowany przy przedniej ośce, który zdaniem sędziów przyspieszał jej wymianę. Czy aż na tyle, aby podczas 29 pit-stopów urwać 10 okrążeń, czyli 20 minut? Z całą pewnością nie, więc po pierwsze kara wydaje się mocno przesadzona. Tym bardziej, że przed wyścigiem Polacy pytali o zgodność z regulaminem takiego rozwiązania i dostali od sędziów technicznych zielone światło. Ostatecznie juniorzy spadli na 16. miejsce w generalce, szóste w Superstockach i czwarte w Trofeum Dunlopa, pozostali jednak w punktowanej dwudziestce, więc nie wrócili do kraju z pustymi rękoma… w przeciwieństwie do ich kolegów z LRP Poland. Ekipa Bartka Lewandowskiego na cztery godziny przed metą jechała na wysokim, dwudziestym miejscu, ale zatrzymała ją awaria silnika w BMW z numerem 90.
Choć nie wszystkie polskie teamy zameldowały się na mecie, wszystkie trzy pokazały ogromny potencjał, a to zapowiada bardzo ciekawą, przyszłoroczną część sezonu 2018-2019. Teraz wróćmy jednak do tego, co działo się na czele stawki.
Nowy układ sił?
Po zniknięciu z FIM EWC trzykrotnych mistrzów świata, francuskiej ekipy GMT94, jej dotychczasowi zawodnicy musieli poszukać sobie nowych pracodawców. Tym sposobem każdy z nich stał się idealnym, brakującym ogniwem w pozostałych czołowych teamach. Były mistrz świata klasy 125, Francuz Mike di Meglio, dołączył do aktualnych mistrzów świata, F.C.C. TSR Honda France, którzy u boku Freddy’ego Foraya i Josha Hooka potrzebowali szybkiego trzeciego reprezentanta na miejsce nieco rozczarowującego w poprzednim sezonie Alana Techer.
Hiszpański weteran David Checa wzmocnił ekipę SRC Kawasaki, w której jego zmiennikami są znany z MotoGP Randy de Puniet i ścigający się wcześniej m.in. w Mistrzostwach Europy Superstock 1000 przy WorldSBK Jeremy Guarnoni.
Wreszcie ostatni z trójki GMT94, doświadczony Włoch Niccolo Canepa, zasilił szeregi austriackiej ekipy YART, która w poprzednich sezonach dysponowała co prawda szybkim duetem Broc Parkes / Marvin Fritz, ale narzucani przez Yamahę Japończycy wyraźni od niego odstawali. Do tego stopnia, że w poprzednim sezonie kilka razy w rolę etatowego zawodnika wcielał się rezerwowy i menedżer, Niemiec Max Neukirchner. Teraz, z Canepą na pokładzie, Mandy Kainz, wreszcie ma szybką trójkę. Pytanie, czy wreszcie znajdzie też odrobinę szczęścia, bo choć w poprzednim sezonie ekipa YART wygrała swój pierwszy wyścig od czasu wywalczenia w 2009 roku mistrzowskiego tytułu, to jednak równie często padała ofiarą awarii motocykla i błędów zawodników.
Cała eks-trójka GMT94 miała przed sobą spore wyzwanie. Co prawda Canepa jako jedyny nie musiał uczyć się nowego motocykla, ale wszyscy trzej musieli uczyć się nowych dla siebie opon. Po latach startów na Dunlopach Włoch oraz di Meglio przesiedli się na Bridgestone’y, a Checa na Pirelli. Dodatkowo dwaj ostatni musieli uczyć się nowych maszyn, odpowiednio Hondy i Kawasaki.
W całym tym zamieszaniu dwa inne zespoły pozostały w niezmienionych składach; ubiegłoroczni pechowcy, 15-krotni mistrzowie świata Suzuki Endurance Racing Team oraz Honda Endurance Racing. Czy zmiany kadrowe u konkurencji to dla nich złota szansa?
Punktowane kwalifikacje
Nowy sezon to także długa lista nowych przepisów. Podczas pit stopów ekipy nie mogą korzystać już z dodatkowych pomocników, których zadaniem było łapanie zdejmowanych kół. Teraz motocykl w trakcie tankowania przed garażem, poza samym tankującym, dotykać może tylko czterech mechaników, którzy nie mogą otrzymywać żadnej pomocy z zewnątrz. Jak się okazało, dla doświadczonych teamów to żaden problem. Większe zamieszanie wywołało coś innego, a mianowicie punkty przyznawane najszybszym pięciu zespołom w kwalifikacjach.
Z jednej strony to trafiony pomysł, który powinien uatrakcyjnić czasówki. Tym bardziej, że do tej pory wiele ekip często oszczędzało opony i np. w ogóle nie wyjeżdżało na drugie kwalifikacje. Dodatkowe punkty to dla nich nowa motywacja, ale jak się okazało tylko nielicznych stać na specjalne silniki kwalifikacyjne. Czy razem z nowymi przepisami organizatorzy powinni wprowadzić limit jednostek napędowych? Tego domagają się mniejsi gracze. Czas pokaże czy ich prośby zostaną wysłuchane.
Póki co pierwsze kwalifikacje nowego sezonu padły łupem SRC Kawasaki, ale punkty zgarnęły także ekipy F.C.C., YART, ERC BMW (rok temu jako NRT) i SERT. Dzień później wyścig pokazał jednak, że pozycje na starcie nie mają żadnego znaczenia.
Mordercza noc
ERC odpadło z walki dość wcześnie po wywrotce byłego mistrza Polski, Kenny’ego Foraya. Po trzech godzinach z czołówki wypadł także YART, po tym jak Canepa upadł na rozlanym przez siebie oleju na wyjściu na liczącą 1800 metrów prostą Mistral, co zmusiło organizatorów do wypuszczenia na tor samochodów bezpieczeństwa (w FIM EWC zawsze pojawiają się dwa).
Na polu bitwy zostali więc obrońcy tytułu oraz SERT i SRC, które natychmiast wystrzeliło na prowadzenie po świetnej pierwszej zmianie de Puniet. Podopieczni Gillesa Staflera wkrótce stracili jednak czas po tym, jak byłej gwieździe MotoGP zabrakło paliwa, co na chwilę dało przewagę SERT-om, a następnie ekipie Honda Endurance Racing.
Po kilku godzinach noc wywróciła jednak wszystko do góry nogami. F.C.C. straciło kilkanaście minut po problemie z wtyczką wiązki elektrycznej, spadając na 16. miejsce. SRC musiało zjechać do garażu na wymianę szwankującego, tylnego świata, a w Suzuki najpierw urwał się lewy podnóżek, a następnie rozsypało sprzęgło. Cała trójka wróciła jednak na tor, podczas gdy Hondę z numerem 111 na dobre zatrzymała urwana śruba mocująca głowicę silnika. Ciepła noc na Lazurowym Wybrzeżu zebrała więc prawdziwe żniwo.
Mimo drobnych problemów rano na czele stawki nadal utrzymywało się SRC, podczas gdy F.C.C. i YART jakimś cudem ponownie przebili się na podium, wyprzedzając imponującą ekipę WEPOL, która zaledwie na kilkanaście dni przed wyścigiem przesiadła się z BMW na Yamahę.
Ostatnie godziny okazały się jednak prawdziwym dramatem liderów. Na dwie godziny przed metą Kawasaki z numerem 11 miało aż 5 okrążeń przewagi, ale od tego momentu kilka razy meldowało się w garażu. Powodem były problemy z elektroniką, przez które najpierw przestał działać quickshifter, a następnie zaczęło blokować się tylne koło. De Puniet, Guarnoni i Checa dojechali co prawda do mety na siódmej pozycji, ale liczyli na znacznie więcej. I tak mieli jednak więcej szczęścia niż rok temu, gdy awaria motocykla wyeliminowała ich z Bol d’Oru na dobre już 30 minut po starcie wyścigu. Także zespół SERT mimo problemów ze sprzęgłem zgarnął niezłe, piąte miejsce.
Zaskakujące podium?
Choć jeszcze w nocy wydawało się to niemożliwe, dwa pierwsze miejsca na mecie zajęli zawodnicy ekip F.C.C. i YART, które po 24 godzinach rywalizacji i blisko 700 okrążeniach, czyli prawie 4 tys. km., rozdzieliły zaledwie 54 sekundy! Podium uzupełnił WEPOL w składzie Danny Webb, Matthieu Lagrive i Sheridan Morais.
Odpowiednio czwartym i szóstym miejscem zaimponowały także prywatne ekipy Bolliger i GERT. Ta druga wygrała klasyfikację Superstocków. Co ciekawe, metę minęło aż 40 z 59 startujących ekip. Sklasyfikowano 37 z nich, które ukończyły 75% dystansu pokonanego przez zwycięzców. Na torze, który może nie jest zbyt wymagający dla zawodników, ale z powodu ekstremalnie długiej prostej słynie z mordowania silników, to naprawdę niezły wynik.
Po pierwszej z pięciu rund tradycyjnie trudno jest wyciągać zbyt daleko idące wnioski, ale już dzisiaj jest jasne, że mimo zniknięcia GMT94 czeka nas rewelacyjna walka o mistrzostwo świata, do którego aspiruje przynajmniej pięć zespołów. Jak daleko w tej walce zajdą także Polacy? Kolejna odsłona FIM EWC, 24-godzinny wyścig w Le Mans, niestety dopiero w kwietniu…
Tymczasem podsumowania Bol d’Or obejrzycie w najbliższych dniach na antenie Motowizji. W czwartek o 20:00 najciekawsze fragmenty wyścigu, a w sobotę o 14:00 magazyn All Access.
Wyniki 82. edycji wyścigu Bol d’Or znajdziecie TUTAJ.