Sprawa testów, tego kto za nie płaci i czego oczekuje jest bardzo złożonym tematem – dziennikarze mają skrępowane ręce.
Przy okazji naszej niedawnej publikacji na temat zakulisowych porozumień w branży mediów motocyklowych pojawiła się na naszym fanpage’u duża ilość komentarzy. W kilku z nich padły podobne pytania do tego sformułowanego poniżej przez Bogusława, postanowiliśmy zatem odpowiedzieć.
Na początku chciałem uprzedzić, że jest to felieton kompletnie subiektywny . Przedstawia osobiste spojrzenie na temat, które należy traktować jako zaproszeniem do dyskusji. W żadnym wypadku nie jest próba narzucania własnej wizji otaczającej rzeczywistości. To jeden z elementów układanki. Aby mieć pełny obraz rzeczywistości należy zwrócić się również do innych redakcji z podobnymi pytaniami. Temat jest skomplikowany dlatego zaczynamy od krótkiego wyjaśnienia.
„Albo idiota, albo skrajnie niedoinformowany”
Mniej więcej do 2014 roku reklamodawca był bardziej petentem niż podmiotem, który mógł dyktować warunki. Na rynku praktycznie były tylko trzy liczące się pozycje wydawnicze : Świat Motocykli, Motocykl i Motormania. Niemalże cały budżet reklamowy był przeznaczany na te magazyny ponieważ nie było innych poważnych alternatyw. Telewizja była za droga, media społecznościowe w zasadzie się dopiero rozwijały, scigacz.pl raczkował – oprócz 3. gazet po prostu nie było gdzie się promować.
10 lat temu wydawnictwa miały takie obłożenie reklamodawców, że Motocykl robił numery po 360 stron, ( w tym 180 stron reklam). Należący do Agory ŚM sprzedawał wtedy ( rok 2009) nawet 35 tys. egz. miesięcznie. Krótko mówiąc trzeba się było z tą pozycją mediów liczyć. Dziennikarze nie żyli pod pręgierzem chuchania na każdego reklamodawcę – to reklamodawcy chuchali na nich.
Motormania była jedyną strukturą, która głównie ze względu na arogancję redaktora naczelnego ( tak to ja, dzień dobry ) stała się enfant terrible polskich mediów. Jestem człowiekiem wielu wad. Kiedy napisałem w teście, że „kupić ten motocykl może albo idiota, albo osoba skrajnie niedoinformowana” jeden z importerów nie odzywał się do mnie przez dwa lata.
Rozbijanie testówek też nie generowało nam nadmiaru listów miłosnych z branży.
Ale naszą siłą byli zawsze czytelnicy, którym podobał się styl pisania i to, że walimy bez ogródek. Dlatego branża, chcąc nie chcąc, nauczyła się z nami żyć, wspierać, a czasem nawet czuliśmy, że ktoś nas naprawdę lubi.
NIKT nigdy nie próbował wpłynąć na treści zamieszczane na łamach naszego wydawnictwa. Jesteśmy przekonani, że to samo dotyczyło pozostałych dwóch redakcji.
The day the music died..
Przenosimy się teraz do czasów sprzed dwóch lat. Mamy już piekielnie silną pozycję mediów społecznościowych, na świecie padło już ponad 50% gazet motocyklowych.
Nadchodzi czas maszyny na trzech kołach: Yamahy Niken.
Pierwsze dwie redakcje na teście premierowym Nikena pieją z zachwytu. Potem reszta portali, blogerów, vlogerów, yotuberów, gazet, w tym niestety również nasz wysłannik- jadą do Beskidu Żywieckiego na test i robią dokładnie to samo. Używają narracji Yamahy z materiałów prasowych. W testach niemalże ją przepisują. Okazuje się, że liczne grono testujących jest totalnie zjednoczone w swojej gloryfikacji pojazdu.
Nie znalazłem ani jednego testu z cieniem samodzielnego myślenia. Nikt nie odważył się zakwestionować sensu Nikena w kontekście motocyklowym, zwrócić uwagi, że zaporowa cena eliminuje szanse rynkowe. Nie pada ani jeden tekst, który by nie brzmiał jak marketingowy rap importera.
Czytałem i nie mogłem uwierzyć. Mając inne obowiązki nie testowałem wtedy Nikena osobiście co automatycznie wykluczało zabranie głosu w tej sprawie.
Dzisiaj o Nikenie nikt juz nie pisze, bo trzeba by ujawnić, że okazał się kompletną marketingową klapą.
W jakim świetle stawia to tamte opinie?
Mniej więcej w tym samym czasie, otrzymujemy maila od jednego z importerów, który wzywał mnie do zaprzestaniemy publikacji o wypadkach na naszym portalu. Ogromny znak czasu.. Nie pada propozycja merytorycznej rozmowy. Oczekuje się od Motormanii zastosowania do zaleceń.
Ostatecznie bez naszego udziału część portali uznawanych za wiodące porozumiewa się, że nie będzie publikować informacji o wypadkach zgodnie z preferencjami firm sprzedających motocykle. Kulisy tego tematu opisaliśmy tutaj : https://motormania.com.pl/newsy/wypadki-pisac-nie-pisac-zakulisowe-porozumienia-branzy/
W mojej ocenie znakiem, że „muzyka ostatecznie umarła” była właśnie prezentacja trzykołowego pojazdu, którego kazano nazywać dziennikarzom motocyklem.
Co się stało, że tak wiele osób, recytowało takie ilości pochwał, dla tak kontrowersyjnego projektu, który okazał się tak wielkim sprzedażowym niewypałem?
Nieoczekiwana zamiana miejsc
Prezentacja Nikena stała się symbolicznym punktem wskazującym na odwrócenie ról. To my dziennikarze, a nie importerzy jesteśmy już ostatecznie ustawieni w roli petentów.
Obecnie oprócz dwóch miesięczników drukowanych, na rynku mamy co najmniej 7. portali liczących się w walce o reklamodawcę. Kanały YouTube, bolgerów, vlogerów oraz media społecznościowe. Dywersyfikacja możliwości komunikacji marketingowej jest gigantyczna- reklamowych jeszcze większa.
Natomiast liczba reklamodawców nie tylko jest mniejsza niż 10 lat temu – zmniejszyły się także budżety tych, którzy zostali. Do podziału jest wielokrotnie mniej, a podmiotów wielokrotnie więcej.
To nie importer dzisiaj potrzebuje ciebie, to ty potrzebujesz jego. Zapraszają? To trzeba raczej napisać ładnie, bo na następny test możesz już nie pojechać. Na twoje miejsce czeka dziesięciu przebierających nóżkami petentów.
Budżety reklamowe nie są z gumy. 10 redakcji ich nie dostanie. Może cztery lub pięć. Lepiej się nie narażać…
Juz od dawna nie ma miejsca na brawurowe, odważne dziennikarstwo. Teraz się rywalizuje tym, kto lepiej składa filmy, co raz częściej uprzedzając, że są to materiały sponsorowane.
Czy polscy dziennikarze motocyklowi są uczciwi?
Za wszystkich, których znam osobiście, mogę ręczyć. Są. Ale zanim pomyślicie, że jestem fajny spieszę dodać, iż zdecydowana większość już dawno nie widziała swoich jaj. I to nie za sprawą lustrzycy, ale przez fakt, że skurczyły się do wielkości piegów. W niektórych przypadkach na próżno szukać ich pod mikroskopem. Mimo to nawet za „nieobecnym-od-lat” Dziawerem ( akurat jego cojones zostały do końca w rozmiarze grande ) skoczyłbym w ogień. Po pierwsze warto ich ratować, bo jest szansa, że coś im w końcu urośnie, a po drugie czasem się z tymi małolatami dobrze bawię.
Problem, przed którym stoją jest poważny. Uzależnienie mediów od reklam jest totalne. Dzisiaj nie mogą powiedzieć wprost, że coś jest gównem. Muszą to przemycić delikatnie, w opakowaniu cukierka. Jak ktoś z czytelników zakuma i odpakuje, to się dowie. To ci bardziej świadomi. Inni nawet nie zdają sobie sprawy ze swojej roli. Są nowi, Podekscytowani wyjazdem na prezentacje. Myślą, że to tak działa, że mają powiedzieć coś fajnego – niestety też ciągle zdarza się, że nie mają umiejętności wystarczających do oceny motocykli. W większości są pracownikami, którzy muszą się wpisywać w określoną strategię właścicieli portalu. Działają w dobrej wierze, ale „Nikenowa” rzeczywistość ich szachuje. Zamiast odejść chcą szukać kompromisu. Znaleźć rozwiązanie, w którym wilk będzie syty i owca cała. Widać sporo niepokojących zachowań, ale na tym etapie nie nazwałbym nikogo nieuczciwym.
Bogusław pyta, trzeba odpowiedzieć
„Jak udostępniane są motocykle do testów i odzież do testów, na jakich zasadach. To samo w kwestii zaproszeń na eventy, testy zagraniczne. Kto za co płaci, czego oczekuje?”.
Motocykle do testów są w pełni ubezpieczone ( oprócz motocykli KTM) i otrzymujesz je na kilka dni – w naszym przypadku bywało, że na okres tygodnia, a czasem dwóch. Ale przy obecnej ilości chętnych do testowania takie okresy już są chyba mało realne – trudno mi powiedzieć, zajmuję się trenowaniem naszych gości w Moto Angeles, i ostatni „polski” test robiłem dwa lata temu. Honda często dawała nam i innym dziennikarzom karty paliwowe. Wtedy redakcja w zasadzie nie ponosiła żadnych kosztów przy jeździe maszyną. Po motocykl musisz przyjechać na własny koszt oczywiście.
Odzież, kaski, kombinezony otrzymujesz od tych firm, które uważają, że masz dobrą „ekspozycję” pokazując się w nich w mediach. Czasami dostajesz coś do przetestowania z prośbą o późniejszy opis – te rzeczy są już twoje, nie zwracasz ich, bo nikt nie będzie chciał chodzić w przepoconych ciuchach.
Zaproszenia na testy zagraniczne odbywają się w następujący sposób… Importer jest informowany przez producenta gdzie odbędzie się test premierowy i ile miejsc jest przeznaczonych dla polskich dziennikarzy. Jeżeli to będzie motocykl z dużym potencjałem sprzedażowym w Polsce to miejsc może być nawet 4-5. Jeżeli superbike to góra 2. Czasami Polska w ogóle nie jest uwzględniana w zaproszeniach. Redakcja, która wysyła dziennikarza nie ponosi kompetnie żadnych kosztów związanych z prezentacją, oprócz dojazdu człowieka na lotnisko. Producent lub importer płaci za loty, hotele, wyżywienie, zapewnia fotografów oraz ekipy filmujące. Czego oczekuje? Chce osiągnąć cel marketingowy. Stara ci się przedstawić maszynę w superlatywach, i ma inżynierów projektu do twojej dyspozycji – możesz pytać o wszystko. Podczas prezentacji panuje atmosfera pełnego profesjonalizmu – nikt nie mówi dziennikarzom „napiszcie to, czy tamto”.
Czy jest szansa na powrót nieskrępowanego dziennikarstwa?
Uważam, że tak. To trudny temat, ale przykład tego materiału i wielu innych publikowanych przez Motormanię to potwierdza.
Być może kluczem do wolnego dziennikarstwa jest właśnie brak uzależnienia od reklamodawców poprzez uzyskanie alternatywnych źródeł dochodu. My skupiliśmy się na programach szkoleniowych, oraz turystycznych. Osiągając niezależność od reklamodawców możemy swobodnie pisać co chcemy. Zaczynamy się coraz bardziej wyróżniać na tle reszty mediów, ruch na portalu rośnie, i nagle powolutku obserwujemy jak to reklamodawcy znowu zaczynają „szukać” nas, a nie my ich.
Czas pokaże, czy ten ruch na naszym portalu będzie na tyle znaczący, że zacznie przywracać równowagę w relacjach „duży reklamodawca” / „mały dziennikarz”.
Być może to jest droga dla wszystkich – portale powinni dzisiaj myśleć o uruchomieniu sklepów, szkoleń, wypadów turystycznych z czytelnikami. Staną się niezależne, i będą mogły z podniesionym czołem mówić co tak naprawdę myślą.
Piotr „Pejser” Surowiec
.