Ten wypadek wygląda naprawdę brutalnie.
Sam motocyklista otwarcie przyznaje – miał wielkie szczęście, że to przeżył. Akcja dzieje się gdzieś w Wielkiej Brytanii. Gość, który ma w swojej ksywce wyrażenie „NoFear” leci Yamahą MT-09. Jest to boczna droga, jednopasmowa, z wysokimi żywopłotami na poboczu i z bardzo ograniczoną widocznością. (We wrześniu za bardzo podobny onboard motocyklista dostał 9 miesięcy więzienia i 2-letni zakaz prowadzenia pojazdów.)
Gdy jego motocykl traci przyczepność (podobno na jezdni był żwir), prędkościomierz pokazuje 137 km/h. A przed nim zacieśniający się zakręt w lewo… Mamy wrażenie, że motocyklista błyskawicznie zdecydował, aby uciekać na wprost w boczną drogę, na której mógłby wyhamować. Niestety nie zdążył i z prędkością około 100 km/h uderzył w nasyp. Wyrzuciło go w powietrze. W perspektywie znajduje się dość przerażający, ceglany mur. Motocyklista ląduje i z potężnym impetem zatrzymuje się, uderzając w mur. Przygniata go własny motocykl.
Motocyklista otwarcie przyznaje w komentarzach, że miał spore szczęście. Mocno przegiął z prędkością, za mało troszczył się o własne bezpieczeństwo i warunki na drodze (żwir), za co sam zapłacił. Efektem była policja, sąd i kontuzje biodra oraz nogi – jednak o szczegółach ma napisać kiedy indziej. Przy okazji dziękuje „Jasonowi za bycie prawdziwym przyjacielem, bratem, bohaterem”.
Napisał, że jeżeli fundusze pozwolą, w kwietniu wróci na motocykl. Ale wnioski już wyciągnął. Zresztą z takiego filmu samodzielnie też nietrudno wyciągnąć wnioski…