Jeżeli zmiany w nowelizacji dyrektywy o ubezpieczeniach nie przejdą, wszystkie pojazdy wyścigowe będą musiały posiadać ubezpieczenie OC, a do wypadków na torze będzie musiała przyjeżdżać policja.
Przyszłość sportów motorowych, track-dayów, treningów na zamkniętych obiektach, od 2014 roku była poważnie zagrożona. Właśnie wtedy pojawiła się „Sprawa Vnuka”. Pewien słoweński rolnik, Damijan Vnuk spadł z drabiny, gdy został potrącony przez przyczepę traktora cofającego przez podwórko. Vnuk pozwał ubezpieczyciela traktora, sprawa finalnie do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, który nakazał nowelizację europejskiej Dyrektywy Ubezpieczeń Motorowych.
Według nowego prawa wszystkie pojazdy musiałby posiadać ubezpieczenie OC – pomysł świetny, ale jedynie na pierwszy rzut oka.
Konstruując nowe prawo, nikt nie wziął pod uwagę sportów motorowych. Jeżeli ustawa weszłaby w życie, wszystkie pojazdy wyścigowe lub zwyczajnie trenujące na torze wyścigowym – samochody, motocykle, trójkołowce, cokolwiek – musiałby obowiązkowo posiadać OC. Co więcej, wszelkie kolizje na torze klasyfikowane byłyby jako kolizje drogowe, a poważne zderzenia wymagałyby obecności policji na miejscu zdarzenia. Jak możecie sobie wyobrażać, obowiązek ubezpieczania motocykli i samochodów wyścigowych mógłby postawić wielki znak zapytania nie tylko nad opłacalnością uczestnictwa w track-dayach, ale także nad opłacalnością organizowania jakichkolwiek mistrzostw wyścigowych.
Na szczęście organizacja MIA (Motorsport’s Industry Association) rozpoczęła walkę o rozsądne podejście do nowelizacji europejskiej Dyrektywy Ubezpieczeń Motorowych. Do walki włączyły się także FIA, czy brytyjskie Ministerstwo Transportu.
W miniony wtorek nastąpił przełom. Członkowie Komisji Rynku Wewnętrznego i Ochrony Konsumentów (IMCO) Parlamentu Europejskiego przegłosowali o wprowadzeniu poprawek wnioskowanych przez MIA, które wydzielają sporty motorowe spod zwykłych zapisów o prawie ubezpieczeń motorowych.
Poprawki wprowadzone przez IMCO, oznaczają że:
• Jedynie pojazdy używany w ruchu publicznym jako środki transportu będą wymagały pokrycia przez ubezpieczenie OC;
• Pojazdy dual-use (podwójnego zastosowania), używane zarówno w ruchu publicznym, ale także poza ruchem publicznym (tak jak 90% pojazdów motorsportowych), będą wymagały pokrycia ubezpieczeniem OC jedynie w ruchu publicznym, ale nie w trakcie użycia motorsportowego;
• Pojazdy przeznaczone wyłącznie do motorsportu, tak samo jak pojazdy używane wyłącznie w sytuacjach poza ruchem publicznym, będą wyłączone z zapisów nowelizacji Dyrektywy Ubezpieczeń Motorowych.
Sukces? Jeszcze Brexit…
Zmodyfikowane zapisy nowelizacji muszą jeszcze zostać przegłosowane w Parlamencie Europejskim, co zaplanowane jest na 13 lutego, a następnie przez Radę Unii Europejskiej (data jeszcze nie ustalona). Teoretycznie „jesteśmy w domu”, ponieważ nowe zapisy nie powinny zbierać głosów przeciwko.
Organizacja Motorsport UK (brytyjski związek motorowy, jest członkiem FIA, zrzesza i reprezentuje zawodników, wolontariuszy i zespoły) donosi jednak, że pewną niepewność może wprowadzić Brexit. Aktualny harmonogram Brexitu oznacza, że zestawienie brytyjskich ministrów w Radzie UE może się diametralnie zmienić, a więc brytyjskie organizacje motorsportowe nie będą miały w Unii swoich przedstawicieli.
Zaangażowanie takich organizacji, jak MIA czy FIA jednak wciąż nie opada, a więc można mieć realne nadzieje na to, że Sprawa Vnuka nie zabije sportów motorowych.