Do tragicznego wypadku doszło po 23:00 we wtorek w mieście Brea (Kalifornia, USA). Motocyklista bez kasku i bez świateł wyjechał na czołówkę, zginął na miejscu.
Motocyklistą był 20-letni student, Marcos Ledezma. Zidentyfikował go na miejscu przyjaciel, Ivan Ramirez.
Świadek zdarzenia opowiada, że był pasażerem w jednym z samochodów. Gdy zobaczył, że przez środek drogi przejeżdża jakiś obiekt, kazał swojej matce odbić w prawo. Motocykl ominął tę dwójkę i zderzył się czołowo z kolejnym autem, Mercedesem typu SUV. Marcos zginął na miejscu. Jechał bez świateł, bez kasku, a droga, na której się to zdarzyło, miała po 3 pasy każdą stronę. Kierowcy Mercedesa nic się nie stało.
Przyjaciel ofiary, Ivan Ramirez powiedział, że Marcos nie miał doświadczenia w jeździe motocyklem. Jednoślad pożyczył właśnie od Ramireza, wyjechał od niego z domu i zdążył przejechać niespełna 150 metrów. Ivan słyszał wypadek od siebie z domu.
Cała sytuacja jest tragiczna, ale nie możemy zrozumieć jednego. Czy ktokolwiek z Was pożyczyłby motocykl przyjacielowi, który:
a) nie potrafi jeździć, bo nigdy nie jeździł,
b) nie jest świadomy, że światła trzeba włączyć, a do tego jest noc,
c) nie ma nawet kasku?