Zastanawiacie się, jak to możliwe, że ktoś dał się sfotografować 52 razy w jednym miejscu?
Wbrew pozorom powód jest całkiem błahy. Pewien francuski motocyklista mieszkający na wyspie Korsyka regularnie jeździł tą samą trasą, dobrze wiedział, gdzie stoi fotoradar, ale nie przejmował się tym ani trochę. Szczęśliwie korzystał z możliwości swojego nowego V-Maxa, łapiąc się nawet na takich rekordach, jak 175 km/h na ograniczeniu do 50. Dlaczego? Dlatego, że fotoradar celował w przód motocykla, a tam przecież nie ma tablicy rejestracyjnej!
Po 52 zdjęciach tego samego motocyklisty z tego samego fotoradaru w ciągu 9 miesięcy (!!) policja powiedziała dość. Zorientowali się, że facet jeździ zawsze o tej samej porze i ma bardzo charakterystyczne ciuchy. Po zdjęciach udało im się też odgadnąć, jakim jeździ motocyklem i biorąc pod uwagę, że na wyspie jest tylko 10 sztuk V-Maxów, śledztwo potoczyło się dalej już całkiem sprawnie…
Motocyklista stracił nie tylko prawko, ale też swojego V-Maxa i sporą sumę pieniędzy.
Krótko mówiąc – wiemy, że fotografowanie się na fotoradarach to całkiem ciekawa rozrywka motocyklistów, ale nie róbcie tego zbyt często!