Nadszedł ten dzień, w którym enduraki z silnikiem dwusuwowym, wyposażonym we wtrysk paliwa, trafiają do szerokiej sprzedaży.
Jedni to uwielbiają, inni mniej, ale nie da się zaprzeczyć, że świat sportu offroadowego stoi na silnikach dwusuwowych. Dwutakty zapewniają nie tylko niepowtarzalny dźwięk, ale także sporą moc z tej samej pojemności. Przy okazji są bardzo żywiołowe, co doceniają doświadczeni, szybcy offroadowcy. Z drugiej strony dwusuwy lubią sobie wypić, „troszkę” kopcą, a normy emisji spalin rzucają na nie spory cień. Świat idzie do przodu i ktoś w końcu musi ustąpić.
Rozwiązaniem byłoby zastąpienie gaźnika przez elektroniczny, precyzyjny wtrysk paliwa. Oczywiście, że istnieją na rynku silniki dwusuwowe z wtryskiem, ale niekoniecznie przyjęły się w motocyklach crossowych lub endurakach. To dlatego, że elektroniczny wtrysk podnosił koszty budowy, wagę oraz skomplikowanie całego układu. Wtrysk niesie za sobą kilka potencjalnych zalet, jak niższe spalanie, szerszy zakres użytecznych obrotów, czy precyzja reakcji na gaz. Użytkownicy 2-taktów cenią sobie kopa, który gaźnik oferuje po otwarciu manetki – ale to przecież też można zaprogramować w mapach wtrysku.
Pierwszym producentem, który zdecydował się na przedstawienie wtryskowego dwusuwa enduro szerokiej publice jest KTM. W oficjalnym komunikacie prasowym czytamy, że nowa linia modelowa enduro 2018 zostanie zaprezentowana w maju, a do dealerów w Europie trafi wczesnym latem.
Austriacy opracowali technologię wtrysku dla silników dwusuwowych samodzielnie, we własnej fabryce, a nazwali ją TPI – Transfer Port Injection. W gamie modelowej znajdą się KTM 250 EXC TPI oraz KTM 300 EXC TPI. KTM zapowiada, że już nie trzeba będzie samodzielnie mieszać paliwa z olejem, nie trzeba będzie zmieniać dysz w gaźniku, zmniejszy się spalanie, a silnik „zapewni zupełnie nowe wrażenia pod względem dostarczania mocy oraz wrażeń z jazdy”. Technologia była od dawna testowana, oficjalnie m.in. na rajdzie Roof of Africa, a nieoficjalnie na wielu innych imprezach enduro i hard enduro.
Jak widzicie, brakuje tu „setek”. Zgodnie z zapowiedzią, zainteresowanie małymi dwusuwami enduro jest zbyt małe, aby uzyskiwać dla nich homologację.
Jak tylko dwusuwowe, wtryskowe enduraki wyjadą z fabryki, na pewno je dla Was przetestujemy. Eliasz już zaczyna robić się pomarańczowy z niecierpliwości.