Nowa ustawa zawiera wiele nieścisłości i błędów, a także wprowadza sporo biurokratycznej hiperkontroli.
Wszystko to bardzo utrudni życie zarówno szkołom nauki jazdy, jak i kandydatom na kierowców. Niektóre szkoły rezygnują z prowadzenia kat. A, co spowoduje podniesienie cen kursów…
Rozmawiają ze mną: Adam Cieślak – pasjonat motocykli z trzydziestoletnim stażem na dwóch kółkach, instruktor nauki jazdy i jego żona Monika. Razem prowadzą jedyną w Szczecinie szkołę nauki jazdy zorientowaną na szkolenie motocyklistów. To już ostatnia, trzecia część z serii…
Zobacz też: Pierwsza część burdelu na dwóch kółkach – Ósemka driftem z rewolucją w perspektywie
Zobacz też: Druga części burdelu na dwóch kółkach czyli hobbici na koniach i lądowania w płocie
Monika Cieślak: Ustawa określa, że harmonogram wykładów teoretycznych trzeba zgłosić do urzędu najpóźniej dzień po rozpoczęciu kursu, wraz z listą uczestników i terminami ich pierwszych jazd. Niemniej niektórzy nie są w stanie umówić się na zajęcia praktyczne rozpoczynając kurs. Np. wypływają w morze i nie wiedzą czy wrócą za trzy, czy cztery miesiące.
Nie będzie zatem można dopisać się w trakcie trwania teorii i to akurat jest w porządku, bo spowoduje, że ludzie rzetelniej podejdą do wykładów i nie będą próbowali na mnie wymuszać działań niezgodnych z przepisami.
Adam Cieślak: Ustawa precyzuje też harmonogram tematów na części teoretycznej. Przecież różni ludzie uczą się w różnym tempie. Czasem grupa nie ogarnia np. skrzyżowań i trzeba nie dwie godziny na to poświęcić, ale pięć, tak długo aż zaczną rozumieć. I jeszcze mam robić tematy w określonej kolejności. Wg ustawy najpierw muszę omówić skrzyżowania, a dopiero po tym temacie mają być znaki drogowe. A znajomość znaków przydaje się do określenia, kto ma pierwszeństwo na skrzyżowaniach…
– Właśnie, skoro tematy trzeba przerabiać w określonej kolejności – zastanawia się Monika – to co, gdy ktoś nie przyjdzie np. na czwarty wykład, bo ma grypę żołądkową? Jeśli z kolejną grupą nadrobi ten czwarty wykład, czyli najpierw zrobił 1-3 i 5-6, a później 4 – czy to jest niezgodne z ustawą? Albo – jeśli zgłoszę wykłady, a w któryś dzień nie będzie prądu i nie będzie można przeprowadzić zajęć, bo nie działa komputer, światło, vademecum wykładowcy, rzutnik? Czy ja mam wtedy wysyłać jakieś wyjaśnienia, przedstawiać zaświadczenia, z jakich powodów zaplanowane zajęcia się nie odbyły?
Takich wymogów jest mnóstwo, a wszystkie pod rygorem utraty licencji!
Ustawa precyzuje harmonogram zagadnień w czasie jazd. Jest tam i jazda po mieście, i poza miastem, po drodze gruntowej, przez piach i błoto, jazda po drodze ekspresowej. Czy to obliguje szkołę do realizacji wszystkich zagadnień w czasie dwudziestogodzinnego kursu, nawet jeśli kandydat na kierowcę sobie nie radzi? Przecież instruktor odpowiada również za bezpieczeństwo kursanta.
Adam Cieślak: A przecież każdy uczy się w innym tempie. Są tacy, których nawet po piętnastu czy nawet dwudziestu godzinach nie można jeszcze bezpiecznie wypuścić z placu.
W tym momencie zatem wszystko zależy to od dobrej woli urzędników. Czy będą chcieli się czepiać detali czy nie.
A kontroler z naszego urzędu potrafił z linijką chodzić po placu i mierzyć grubość linii, czy jest zgodna z ustawą. Skoro mamy obowiązek zgłoszenia terminu pierwszej jazdy i obowiązek szkolenia od pierwszej godziny na maszynie o dużej mocy, to urzędnik może przyjść na te pierwsze zajęcia i sprawdzić, czy aby na pewno kursant siedzi na motocyklu, który ma powyżej 50 koni. Może będzie musiał przed nim uciekać, a wtedy zmieni zdanie odnośnie sensowności tych przepisów. (o tym zagadnieniu był poprzedni odcinek naszego cyklu “Burdel na kółkach”)
Ale urzędów sensowność nie interesuje. Oni mają ustawę i będą ją egzekwować. Parę lat temu, kiedy zimą weszły nowe przepisy i trzeba było przemalować plac do manewrów samochodem, zapytaliśmy pana z ministerstwa, co mamy zrobić, skoro leży śnieg i lód. Odpowiedział: „To rozłóżcie sobie namiot nad placem”.
Swoją drogą, na placu Szczecińskiego WORDu nie będzie miejsca na nowe manewry. Chociażby „omijanie przeszkody”. Samo zadanie wytyczone jest na dwudziestu metrach, ale żeby wjechać w bramkę, trzeba mieć prędkość 50 km/h. A potem trzeba jeszcze wyhamować po wykonaniu zadania. Na to potrzeba co najmniej 100m. Nie wiem gdzie oni to zmieszczą, tam zdają ludzie samochodami, ciężarówką z przyczepą i jeszcze autobus tam jest, trzeba będzie znaleźć chyba jakiś nowy plac.
Ta ustawa zmienia bardzo dużo, więc nie da się uniknąć przez najbliższe miesiące problemów i bałaganu. – zauważa Monika. – Ale nie powinno to się dziać z krzywdą dla obywateli. Powinien być okres przejściowy dla tych, którzy są w trakcie procedury egzaminu. Dlaczego ktoś, kto ukończył kurs na kat. A, zdał teorię na kat. A, nie może teraz zdawać egzaminu na A, tylko na A2? Jego wina, że 8. grudnia spadł śnieg? Dobrze, że chociaż pozwolono im zdawać na A2 na podstawie kursu na A – bo jeszcze była wersja, że będą musieli od nowa robić kurs. Albo czekać do 24. urodzin. Szkoda nam tych ludzi.
I jeszcze na dziesięć dni przed wejściem ustawy w życie, 9. stycznia publikują do niej rozporządzenia. Szkoły jazdy miały spotkanie z lokalnymi władzami odpowiedzialnymi za te sprawy, na którym o rozporządzeniu dowiedzieli się od nas…”
– A jak oceniasz zmiany w samym egzaminie?
– Dobrze, że nie będzie trasy egzaminacyjnej – mówi instruktor Adam. – A teraz będziemy wreszcie uczyć, jak normalnie jeździć po mieście, zamiast wykuć parę ulic na pamięć. Niektórzy kursanci mieli straszne ciśnienie na to, żeby szybko jechać na trasę. I taki człowiek potem nie pojedzie normalnie do domu, bo trzeba przejechać przez rondo, a na trasie nie było ronda i on nie wie jak poradzić sobie z czymś takim.
Słyszałem głosy – i to od instruktorów! „Po co takie głupoty wprowadzają, jak omijanie przeszkody, tyle lat już jeżdżę motorem i na tyle szybko jadę żebym nie musiał omijać żadnej przeszkody.” Akurat może nikt mu przez te lata nie wyjechał z bocznej uliczki, pies mu nie wybiegł zza zaparkowanego auta. Przez ileś lat nie potrzebował tej umiejętności, a jutro będzie potrzebował. Przecież to jest podstawowy manewr. Powinno być jeszcze skręcanie w prawo i lewo ze stopu.
– W nowej ustawie jest zapis, że przystępujący do egzaminu ma obowiązek mieć sznurowane buty…
– Ktoś źle pomyślał, chodziło pewnie o to żeby nie przychodzić w sandałach, klapkach, szpilkach, ale buty motocyklowe nie są sznurowane. Sznurowadła mogą się zaplątać w dźwignię hamulca albo zmiany biegów, co może uniemożliwić podparcie się przy zatrzymaniu motocykla. Myślę, że egzaminatorzy będą przymykali na to oko.
– Kiedy ja podchodziłam do egzaminu na kategorię A, złożyłam podanie do dyrektora WORDu o umożliwienie zdawania na 125ce. Uzasadniłam to w ten sposób, że mam 155 cm wzrostu i na YBR 250 nie jestem w stanie dosięgnąć całą stopą do asfaltu. I otrzymałam taką zgodę. Ale teraz to już nie będzie możliwe.
– Tak, – mówi Adam – bo dotychczas 125ka spełniała warunki techniczne nie tylko dla kategorii A1, ale i także dla kategorii A. Ustawa określała, że motocykl musi mieć możliwość przekroczyć 100 km/h. Nie było podanej pojemności. Teraz motocykl szkoleniowy i egzaminacyjny kategorii A musi mieć powyżej 50 koni.
– Ty chciałaś zdawać na 125tce – dodaje Monika – ale byli tacy ludzie, którzy przypadkiem dostawali na egzaminie 125kę i blokowali kolanami kierownicę, bo byli zbyt wysocy. Jeden z naszych kursantów, szkoląc się na kategorię A1, jeździł na 250tce, bo na małej maszynie się nie mieścił. Na egzaminie siedział na samym koniuszku kanapy. Przecież niektórzy siedemnastolatkowie mają po dwa metry.
No i jeszcze jedno kuriozum – obowiązkowe, kosztowne, coroczne szkolenie instruktorów w szkołach mających status Super OSK. My nie możemy być Super OSK, mimo że mamy wysoką zdawalność i wielu ludzi nas wybiera – ale nie mamy w ofercie wszystkich kategorii prawa jazdy, a takie kryterium spełniać musi Super OSK. Więc nasi instruktorzy mają co roku iść na kurs do innego ośrodka, tylko dlatego, że ma autobus, przyczepę i ciężarówkę. Nawet gdyby tamta szkoła miała najgorszą zdawalność w mieście. I oni będą uczyli Adama, jak on ma uczyć ludzi? Kto kogo tu powinien uczyć?
W zasadzie – dodaje Adam – taki Super OSK w ogóle się nie musi zajmować szkoleniem kierowców, wyjdzie na swoje pobierając haracz od instruktorów.
Ja się zastanawiam nad kontynuacją działalności, powiem ci szczerze. – martwi się Monika. – Czy jest jeszcze biznesowy sens prowadzić szkołę. Teraz trzeba będzie zainwestować w kilka motocykli, a chętnych będzie dużo mniej w tym roku, bo przez poprzedni sezon wielu ludzi się zmobilizowało.
Legalne prowadzenie działalności szkoły jazdy, dokładnie zgodnie z literą prawa, to jest horror w tym momencie i praktycznie absurdalnie niemożliwy. – mówi Adam. – Przepisy same wymuszają to, że większość będzie kombinować i omijać to wszystko. A to nie o to chodzi, by działać niezgodnie z przepisami, tylko żeby przepisy były życiowe. Służyły życiu obywateli, a nie na odwrót.
Zasięgnęłam zatem informacji w innych szkołach nauki jazdy, które dotychczas prowadziły kategorię A, czy zamierzają nadal mieć ją w swojej ofercie. Z kilkunastu ośrodków:
– sześć odpowiedziało że chcą nadal szkolić motocyklistów, a także poszerzyć działalność o nowe kategorie,
– pięć stwierdziło, że raczej tak, że będą się starać, by prowadzić przynajmniej jedną kategorię motocyklową – A lub A2. Problemem są inwestycje w nowy sprzęt, a także brak miejsca na placach manewrowych,
– pięć jeszcze nie wie, czy da radę kontynuować kategorię A, czekają na ruchy WORD. Są wśród nich także duże ośrodki.
– jeden odpowiedział że na pewno rezygnują ze szkolenia motocyklistów.
Zobacz też: Pierwsza część burdelu na kółkach – Ósemka driftem z rewolucją w perspektywie
Zobacz też: Druga części burdelu na dwóch kółkach czyli hobbici na koniach i lądowania w płocie