Na początku chcemy wyjaśnić, że jesteśmy ultra-hardcorowymi fanami Suzuki Hayabusy. To jeden z motocykli, który kiedyś na 100% stanie się częścią floty w haciendzie Motormanii i jest w czołówce naszego motocyklowego Hall of Fame. Być może właśnie dlatego jesteśmy tak bardzo rozczarowani jego trzecią generacją i będziemy szukać dobrze utrzymanego używanego egzemplarza poprzedniej. Przypomnijmy, że nowa Hayabusa miała się pojawić już w roku 2018. Kiedy to się nie wydarzyło istniała obawa, że Suzuki ostatecznie porzuci kontynuację. Na szczęście ( albo nieszczęście), ostatecznie mamy tą trzecią wersję. No i co? I „smuteczek”.
W zasadzie nie ma nic co by sprawiało, że nowa „Busa” jest godną pożądania kontynuacją legendy. Jeżeli odrzucimy marketingowy bełkot uwzględniający wypowiedzi inżynierów o poszukiwaniu „idealnego balansu” to okaże się, że król jest nagi. Fakty są bezlitosne. To maszyna na tej dokładnie tej samej ramie, zasadniczo tą samą jednostką napędową. A nie, wróć! Silnik jest teraz o blisko 10KM słabszy, i ma kilka Nm mniej. Po latach oczekiwania Suzuki sprzedaje nam opowieść o tym jak próbowali różnych nowych jednostek napędowych, ale ta była najlepsza :). Ta stara. Ta, która zasadniczo ma już 21 lat??? Kiedy Hayabusa została pokazana w 1999 roku zaszokowała świat osiągami. Była mordercą wypuszczonego przez Hondę „Black Birda”. Była hiper-maszyną. I właśnie dlatego stała się kultowa. Co jest szokującego w najnowszej wersji na rok 2021?
No cóż, jedyne co szokuje to, że Suzuki po latach oczekiwania rujnuje image Hayabusy rozmieniając go na drobne. Sprawia, że Hayabusa staje się przeciętna, przestarzała i koncepcyjnie reprezentuje koniec lat 90-tych. Od nowej Hayabusy oczekiwaliśmy zwiększonej pojemności, która pozwoliłaby zwiększyć moc jednocześnie pokonując restrykcje Euro 5 – tak naprawdę chcieliśmy uturbionej jednostki, która znowu zawładnie naszymi marzeniami. Oczekiwaliśmy nowego, znacznie lżejszego podwozia. Aktywnego zawieszenia, które zwiększy bezpieczeństwo przy maksymalnych prędkościach. Tymczasem mamy tą sama starą ramę i praktycznie tą samą wagę motocykla jaką mieliśmy w 1999 roku. 264kg to tak naprawdę o 2kg mniej, ale to ciągle kompromitacja.
Zatem nowy pomysł Suzuki na Hayabusę wygląda następująco: zachowajmy ponad ćwierć tony wagi i zmniejszmy moc oraz moment obrotowy… W kwestii aerodynamiki nie pokuszono się nawet o coś tak oczywistego jak boczne skrzydełka będące „znakiem” naszych czasów. Aż się prosiło, aby je dodać i zwiększyć stabilność maszyny w łukach pokonywanych przy największych prędkościach. Dlaczego ich nie ma? To ciekawe – oddajemy głos Kazutace Ogawie, szefowi designu: „(…) motocykle MotoGP mają skrzydełka aerodynamiczne z dwóch powodów, aby powstrzymać unoszenie przedniego koła podczas przyspieszania oraz wytworzyć większy docisk podczas pokonywania zakrętów. Hayabusa dzięki swojemu długiemu rozstawowi osi nie podnosi przedniego koła do góry, a jej nowa elektronika działa tak dobrze w zakrętach, że technicznie skrzydełka aerodynamiczne nie są potrzebne.” Kazutaka ewidentnie nigdy nie jeździł Hayabusą – zapewniamy, że na przyspieszeniu podnosi koło wysoko do góry, ale tutaj aerodynamika faktycznie nie miałaby większego znaczenia. W rzeczywistości Hayabusa jest jednym z bardzo nielicznych motocykli, gdzie skrzydełka by się naprawdę przydały. Każdy Kowalski z koszulką „Lubię Zapierdalać” kiedy tylko wpadnie na niemiecki odcinek autostrady zaczyna robić to o czym informuje napis. Przy prędkości blisko 300km/h łuki zbliżają się szybko i robią się ciaśniejsze niż zwykle – w Niemczech są takie odcinki autostrady gdzie można legalnie tak jechać i docisk aerodynamiczny z całą pewnością miałby tam znaczenie. Niestety, Kazutaka San twierdzi, że Busa ich nie potrzebuje bo ma fantastyczną elektronikę – ewidentnie lepszą niż maszyny MotoGP, które niestety tak doskonałej elektroniki się nie doczekały i muszą te skrzydełka mieć. Powstrzymamy się tym razem ( z trudem) od dosadnego komentarza…
Naturalnie nowy generacja ma elektronikę dostosowaną do dzisiejszych standardów z dodatkiem ( UWAGA!) „asysty ruszania pod górę”. I to jest chyba najlepsze podsumowanie tego jak Suzuki niszczy wizerunek tego motocykla. Każdy kto sądzi, że potencjalny kupiec Hayabusy zamiast zwiększonej mocy będzie wolał „asystę ruszania pod górę” powinien popełnić rytualne sepuku. W zasadzie powinien to zrobić cały zespół projektowy pracujący nad nową „Busą”. Przy czym ludzie od PR-u, którzy wciskają nam ciemnotę powinni zmartwychwstawać i popełniać sepuku co najmniej dziesięć razy.
Naturalnie wszędzie gdzie nie zerkniemy światowe media zachwycają się nowym motocyklem. Zmieniono kosmetycznie sporo szczegółów, dorzucono zaciski Brembo, jest tempomat… Ale to jest raczej spóźnione dociąganie do dzisiejszych standardów zamiast wyznaczanie nowych. Rozbudowany, fajnie przygotowany opis techniczny znajdziecie na Motogenie – zainteresowanych odsyłamy do naszych kolegów Motormania dzięki subskrybcjom i pracy szkoleniowej nie jest uzależniona od reklam i możemy pisać wprost – bez owijania w bawełnę. Jeżeli jeszcze nie jesteś to zostań naszym subskrybentem w zamian za zaskakujące pakiet korzyści- otrzymujesz 1500zł w zniżkach na zakupy w polskich firmach motocyklowych, czekają na Ciebie specjalne materiały szkoleniowe, bezpłatne treningi i wiele więcej. Dołącz do nas – zapraszamy 🙂