Asia i Daniel, to para ciekawych świata motocyklistów, którym zrodził się niedawno pomysł zwrócenia oczu rodaków na pionierski wyczyn polskiego małżeństwa Haliny i Stanisława Bujakowskich, ktorzy wystartowali z Druskiennik i dojechali aż do Szanghaju.
Ich celem było dotarcie do najdalej wysuniętego punktu na mapie, dostępnego dla motocykla na początku XX wieku – Szanghaju. Mało kto wie, że to właśnie Polacy w latach 1934-1936 przetarli szlak motocyklowy do Chin, rozpoczynając podróż w Druskiennikach. Dlatego też w 80-tą rocznicę wydarzenia Asia i Daniel zamierzają ruszyć w ślad za nimi. Namówiliśmy ich, żeby opowiedzieli nam dokładniej o swoich niezwykłych planach…
Wszystko zaczęło się latem 2013 roku. Urlop spędziliśmy na pięknej moto-wspinaczkowej wyprawie przez Alpy: namiot, lina i dwie maszyny. Jak tam pięknie! Cieszyliśmy oczy każdym wierzchołkiem odkrywającym bezwstydnie swoje wdzięki za kolejnym zakrętem. Nic dziwnego, że kiełkować zaczęła myśl- a może by tak trochę dalej? A może jeszcze dalej? Dalej niż dalej? Najlepiej tak daleko, że dalej się nie da. Przyszedł wieczór. Jeden z tych, gdy leżąc w trawie, walczy człowiek z myślą, czy bardziej zależy mu na schłodzeniu przełyku bąblującym roztworem chmielowym, czy jednak bezruch przysporzy większą ulgę zmęczonemu ciału…
-Ej, pamiętasz wyprawę Bujakowskich?
-Pytasz!?
-Pamiętasz kiedy to było?
-Przed wojną z pewnością, ale dokładnie..
-Trzydziesty czwarty! Tak. to na pewno był ’34! Wiesz co to znaczy?
-Eee?
-Że za rok mija 80. rocznica wydarzenia?! idealny moment, żeby to powtórzyć!
W powietrzu rozniósł się plask soczyście przybitej piony.
I faktycznie pomysł zawierał w sobie stwierdzenie, że dalej się nie da. Przynajmniej tak myśleli Hala i Stach 80 lat temu, obierając Szanghaj za cel, startując z Druskiennik. Cała wyprawa została opisana przez Halę w dziennikach z podróży, które zebrał i opracował Łukasz Wierzbicki oraz wydał w 2011r. w formie książki „Mój chłopiec, motor i ja. Z Druskiennik do Szanghaju 1934-1936”. Start planujemy 19.08.2014r. (dokładnie 80 rocznica) a trasa będzie biegła przez Bałkany, Turcję i kraje południowej Azji m.in. Iran, Pakistan, Indie, Birmę, w sumie ok 20 000 km z finałem w Chinach.
Domyślamy się, że część czytelników właśnie pomyślała: to niemożliwe! Birma i Chiny to kraje prawie zupełnie zamknięte dla zmotoryzowanych turystów. I sporo w tym racji. Jednak dzięki łańcuszkowi kontaktów, udało nam się znaleźć odpowiednią osobę, która umożliwi nam wjazd do Birmy na własnych maszynach! Co oczywiście wiąże się ze sporym kosztem, nazwijmy go, manipulacyjnym. Zgodnie z tym, co udało nam się ustalić do tej pory, byłby to ewenement na skalę światową. (Sponsor wanted!)
Następną potężną przeszkodą pozostają Chiny. Tu trzeba wyrobić chińskie prawo jazdy, tablice rejestracyjne i co najgorsze: obowiązkowo opłacić przewodnika, który bez wytchnienia czuwał będzie nad podążaniem wyznaczoną trasą.
Jak widać, po uporaniu się ze wszystkimi logistyczno-finansowymi wyzwaniami, odciśnięte siedzenia i zmiażdżone uszy okażą się niewielkim problemem.
Zakładamy, że odpowiednio przygotowane (przez warsztat Cerbol.com) Hondy NX650 powinny poradzić sobie z trudnościami, a prosta budowa jednocylindrowca zapewni łatwy serwis.
Przebieg przygotowań i oczywiście samej wyprawy będzie można śledzić na portalu MotoRmanii oraz na naszym blogu. Trzymajcie kciuki! Byle do sierpnia, tymczasem obejrzyjcie naszą krótką zapowiedź wyjazdu: