Tak właśnie szykuję w trasę. A wy, jak to robicie?
Urodziłam się w ciele hobbita, ale z duszą elfa. Jeśli przez kilka tygodni nie znajdziemy się z moją Małą, Hondą CBF 250, w jakimś nowym miejscu, odległym od Bazy o co najmniej 200 km, załapujemy stan, który można by nazwać grypą żołądkową duszy. Na motocyklu to droga jest celem, więc port docelowy nie musi być nam nieznany, ważne by trasa była nowa. I taki mam plan na najbliższy tydzień…
Spiritus flat, ubi vult
Instrukcja do mojego motocykla zaczyna się inspirującym wstępem. „Jedziesz poprzez wiatr, z drogą łączy cię pojazd, który reaguje na twoje polecenia jak żaden inny. W przeciwieństwie do samochodu, nie ma wokół ciebie metalowej klatki. Jak w samolocie, sprawdzenie stanu technicznego przed jazdą i regularna obsługa jest kluczowa dla twojego bezpieczeństwa.” Dobrze powiedziane. Odpadająca śrubka to coś, co nie powinno się zdarzyć zarówno na wysokości ośmiu tysięcy metrów, jak i przy prędkości powyżej stu na łuku pomiędzy ciężarówkami. Dłubanie w motocyklu jest tak przesycone zmysłowo-manualnym klimatem, że robienie tego samotnie jest dla mnie czymś nienaturalnym, zaś garaż czy warsztat najbardziej romantyczną scenerią. „Nie rób samemu, co można we dwoje – takie są rady i zasady moje”, jak trafnie zauważył król frywolności S.J.Lec. Wskakuję zatem na Małą i jadę przez Szczecin na ul. Szeroką, do Motocombo. Umiem sobie sama wyczyścić i przesmarować łańcuch, ale zawsze przyjemniej, jeśli towarzyszy mi przyjaciel bądź dwóch 🙂 Smarowanie łańcucha jest zarazem jednym z rzadkich u mnie aktów patriotyzmu (nie licząc płacenia ZUSu co miesiąc i podatków co kwartał). Spray od SJD Pro Tech, oprócz doskonałej jakości troski o napęd Małej, daje mi też takie miłe uczucie, że oto wspieram polską innowacyjną myśl techniczną, a nie jakieś wielkie międzynarodowe koncerny. Jestem w Motocombo, więc chętnie powierzam Małą w ręce Bodzia i Smelki, którzy sprawdzą mi poziom oleju w silniku, płynu hamulcowego, ciśnienie w oponach i sprawność wszelkich istotnych układów maszyny. Mechanik motocyklowy to zawód, do którego mam przeogromny szacunek. Rozumienie materii i tego jak działa, sprawianie by fizyczne przedmioty funkcjonowały tak jak chcemy, to zadanie znacznie bardziej wymagające i odpowiedzialne niż dłubanie w wymysłach ludzkich umysłów, którymi są przecież prawo, rachunkowość, marketing, operowanie słowami czy organizowanie ludzi – wszystko to zresztą robiłam w zawodowym życiu, ale w moim odczuciu to pikuś w porównaniu do naprawiania motocykla.
Tak więc, mechanika powinno się dobierać staranniej niż internistę. Mam ten komfort pewności, że skoro to Bodek i Smelka opiekują się moją maszyną, to w trasie mnie ona nie zawiedzie. No i przecież to Honda.
Coś dla ducha, i coś dla ciała
Niemniej, by czerpać maksymalną przyjemność z podróży, zadbać trzeba też o tę organiczną część stalowo-cielesnego centaura, czyli o kierowcę. Człowiek, który nazwał „umiarkowanym” ten klimat w którym żyjemy, zapewne uznałby, że impreza integracyjna zarządu spółki skarbu państwa na Seszelach to też umiar, o ile kurki w pisuarach hotelu są tylko posrebrzane. Skoro, niezależnie od tego, czy jest maj, lipiec czy wrzesień, temperatura w cieniu równie dobrze może wynosić 13, co 36 stopni, a do tego w ciągu 48h przeskoczyć z jednej skrajni w drugą, to o jakim umiarze tu mówimy? W takiej sytuacji odpowiedni przyodziewek to klucz do sukcesu. Bycie elfem w hobbiciej skórze znów okazuje się być źródłem problemów, bo znalezienie przyodziewku na mój niziołkowy rozmiar nie jest takie proste. Ale gdzie diabeł nie może, Modeka da radę. Kurtka i spodnie Kim Lady, nowość 2013 roku, są jak uszyte na mnie. Odpinana membrana i podpinka powodują, że w jestem w stanie dostosować swój ubiór do każdych warunków termicznych, a sprytne systemy regulacji umożliwiają dopasowanie go do ciała w każdym wariancie. Ilość kieszonek zewnętrznych i wewnętrznych jest tak wielka, że czuję się jak wiewiórka, która wie, że ma orzeszki, ale nie bardzo pamięta gdzie je schowała. 🙂 Wreszcie mam oddzielne kieszenie na kluczyki do kuferka, zaklepkę do obiektywu, zestaw do pierwszej pomocy, dokumenty, karty, drobne, gumki, krem z filtrem, telefon i wszystko to, co warto mieć pod ręką w trasie. Scyzoryk wielofunkcyjny, najważniejszy atrybut kobiecości (przecież trzeba mieć czym obciąć paznokcie, jak się pozadzierają), chowam jednak do tankbaga, bo to niebezpieczne, trzymać taki przedmiot przy ciele – w razie „wu” można się pouszkadzać.
Jeszcze większym wyzwaniem było znalezienie rękawiczek i butów na moje chińskie kończyny. Niestety, mimo że posiadam już dowód osobisty, nadal tylko w sklepach dziecięcych nie mam problemów z rozmiarówką i do dziś jest mi trudno znaleźć cokolwiek co by pasowało, a zarazem nie miałoby na sobie Hello Kitty. I w tym zakresie szacun dla Modeki. Rękawiczki Lady są dla mnie jak druga skóra, w najmniejszym stopniu nie utrudniają pieszczot z kierownicą, przełącznikami i klamkami. Buty Lady Star są tak wygodne że mogę w nich chodzić (nie tylko jeździć) cały dzień równie komfortowo jak w cywilnych butach, a do tego wyglądają mega zgrabnie.
Jako że w moim programie turystycznym będą też dłuższe spacerki po różnych miastach, najwygodniejszą opcją na upalne dni pół-jeżdżenia, pół-chodzenia są dżinsy motocyklowe. Selene od RedLine sprawdzi się tutaj znakomicie. Ponadto mój tyłek wygląda w nich tak kształtnie, że mam gwarancję iż nikt mnie nie wyprzedzi, mimo że jeżdżę zgodnie z ograniczeniami prędkości. Naszpikowanie kosmicznymi technologiami od kevlaru po outlast powoduje, że bez obaw wybrałabym się w nich na Marsa, a co tam dopiero na drogi gminne i wojewódzkie Jury Krakowsko-Częstochowskiej.
Omnia mea mecum porto
Gdy chodziłam po górach, spotykałam tam dwa rodzaje ludzi z plecakami: dumni z tego, jak wielki ciężar umieją unieść oraz dumni z tego, bez jak wielu rzeczy potrafią się obejść. Z uwagi na warunki fizyczne musiałam wybrać tę drugą podstawę tożsamości… Teraz wszystko dźwiga Honda, ale nastawienie mi pozostało. Mam ambicję, by na tydzień włóczęgi spakować się w całości do jednego kuferka, tankbaga i Spiderka. Nie jest to trudne, bo Spider od Bagstera ma właściwości magiczne, takie same jak chlebak Hermiony, przyjaciółki Harry’ego Pottera – mieści wewnątrz znacznie więcej, niż wskazywałby na to jego zewnętrzny rozmiar. System gumek, zapinek i paseczków powoduje, że można by go przypiąć nawet do ośmiornicy chorej na epilepsję. Dałoby w nim zmieścić z dużym zapasem nawet zomowski hełm z przyłbicą, a co dopiero ten śliczny, zgrabniutki karbonowy kask Shark RSR2 który podarowała mi Natalia Florek. Jest tak lekki, że czasem zapominam go zdejmować. Nie wyobrażam sobie już życia bez niego. W czasie pierwszej jazdy, pamiętam, zdziwiłam się, bo na lądzie wydawał się idealnie dopasowany, a na pokładzie Hondy czułam lekki dyskomfort w okolicach kości jarzmowej. Po chwili dopiero zorientowałam się, że mam na gębie banana tak wielkiego jak gimnazjalista po pierwszej randce i muszę zjeść cytrynkę, żeby przestać się tak uśmiechać!
Navigare necesse est
Kiedy wyruszam, zawsze wiem skąd ruszam, ale bywa, że nie wiem gdzie dojadę, a już na pewno – którędy. Dlatego zawsze mam ze sobą moto-mapę, taką która się nie rozładuje i nie stłucze spadając na asfalt, działa też po zamoknięciu i ma tylko tę wadę, że nie mówi głosem Krzysztofa Hołowczyca. Raczej nikt mi jej nie ukradnie, a jakby się zgubiła to na pierwszej stacji benzynowej można ją kupić ponownie za 45 zł (w tym VAT) i bez umowy abonamentowej na dwa lata. Mówię o papierowym atlasie drogowym szczecińskiego wydawnictwa Kompas, którego mapy pomagają mi się nawigować od wczesnego dzieciństwa i nigdy mnie nie zawiodły. GPS też się oczywiście przydaje, zwłaszcza że jest podstawą działania apki „Trasser”, którą znajdziecie na samym dole strony MotoRmanii. Przyznam się szczerze że nie jestem gadżeciarą i jedyna aplikacja jaką przedtem ściągnęłam na swój telefon to była latarka. Ale Trasser uzależnia. Dotąd zatrzymywałam się co jakieś dwie godziny wysyłając smsa do bliskich (no bo strasznie martwią się) – ile km nawinięte (z licznika), gdzie jestem, jakie warunki… Następnie, po godzinach wysłania smsów lub zrobienia zdjęć, odtwarzałam, gdzie byłam i o której godzinie. Jak w średniowieczu normalnie. Teraz wszystko to i dużo więcej w jednym miejscu, do tego mogę trasy, fotki i ważne miejsca eksportować na portal, opublikować lub pokazywać znajomym. Jest też taka opcja jak ukrywanie prędkości maksymalnej, która nie będzie mi potrzebna, moja średnia prędkość przelotowa 71km/h na godzinę po wiejskich dróżkach to raczej żaden powód do dumy, no ale cóż. Są tacy co z dumą twierdzą „lubię zapie*dalać”, ja zaś „lubię się opie*dalać”…
Czasem jest tak, że rozpiszę sobie wstępny pomysł na trasę. Siadam nad mapą i wymyślam, które z żółto znakowanych wojewódzkich szos mogłyby być najciekawsze. Lepsze są kręte i te przez lasy, a nie przez wioski. Spisuję sobie wtedy taką tabelkę: numer strony w atlasie, numer drogi, miejscowość w której skręcę na inną, kierunek, czyli punkt końcowy tej drogi (ułatwia szybkie ogarnięcie na skrzyżowaniach), ile kilometrów od poprzedniej zmiany i ile od początku lub do końca trasy. Oczywiście, nic mnie nie zobowiązuje do tego by trzymać się tego planu i jeśli na którymś skrzyżowaniu coś mnie podkusi żeby skręcić w inną stronę, to się przecież nie będę opierać…
The Hitchhiker’s Guide to the Galaxy
Jeszcze tylko wyczyścić karty pamięci, naładować akumulatorki w aparacie, nie zapomnieć ładowarki do telefonu i słuchawek, koniecznie słuchawki do komórki, w razie czego można rozmawiać tak jak Majkel korzysta z bidetu – bez użycia rąk. Kamizelka odblaskowa: jestem widoczna – jestem bezpieczna. Narzędzia są zawsze pod kanapą, szczoteczka do zębów zawsze w plecaku, wszystko zresztą da się po drodze ogarnąć. Rzeczą, którą prawie zawsze zapominam zabrać, jest ręcznik. Niezwykle ważny w podróży. W „Przewodniku po Galaktyce dla Autostopowiczów” Douglas Adams wymienia mnóstwo jego zastosowań praktycznych (termoizolacja, nakrycie głowy, żagiel, broń w walce wręcz – po uprzednim zamoczeniu), lecz ważniejsze jest znaczenie psychologiczne ręcznika. „Tak się składa, że jeżeli jakiś strag (strag: nie-autostopowicz) stwierdzi, że autostopowicz ma przy sobie ręcznik, automatycznie dochodzi do wniosku, że posiada on także szczotkę do zębów, ręczniczek do twarzy, mydło, puszkę sucharów, termos, kompas, mapy, kłębek sznurka, spray przeciw komarom, płaszcz przeciwdeszczowy, kombinezon próżniowy i tak dalej. Ponadto strag pożyczy chętnie autostopowiczowi któryś z tych czy jakikolwiek inny przedmiot, który autostopowicz mógłby przypadkowo „zgubić”. Pomyśli sobie też, że ktoś, kto przemierzył autostopem Galaktykę wzdłuż i wszerz, znosił niewygody, walczył na przekór wszystkim przeciwnościom, zwyciężał i ciągle wiedział, gdzie ma ręcznik — jest bez wątpienia człowiekiem, z którym należy się liczyć.”
Ale ja zapominam. Prawie zawsze. Na szczęście równie często trafiam na dobrych, opiekuńczych ludzi.
Wstęp do instrukcji obsługi Hondy CBF 250 kończy się słowami: „Twoją nagrodą jest wolność”.
A wy, jak się przygotowujecie do podróży? Co jeszcze poradzilibyście mi zabrać?