Enduro koledzy jeżdżący po Hawajach (chyba trochę zazdrościmy) postanowili zabrać swojego mniej doświadczonego przyjaciela na wymagający, techniczny szlak.
Skutek tej decyzji dało się przewidzieć i niestety nie był on zbyt przyjemny… Ekipa jechała niebyt szeroką ścieżką na skraju rowu, no i Levi niestety popełnił błąd. Spadł z wysokości ponad dwóch metrów, lądując niekoniecznie miękkich głazach. Jak się okazało zdecydowanie największą siłę uderzenia przyjął na głowę… To musiało boleć. Mimo, że na Hawajach nie jest to obowiązkiem, Levi na szczęście jechał w kasku (zresztą nie wyobrażamy sobie endurowania bez kasku!), a do tego na plecach miał żółwia.
Zobaczcie nagranie z miejsca zdarzenia. Nie wygląda to zbyt ciekawie, prawda?
Kask bez najmniejszej wątpliwości uratował Leviemu życie. Zobaczcie, jakie zniszczenia widoczne są na skorupie oraz wewnątrz na piance absorbującej! Nawet mimo tego, że kask pochłonął sporo energii, na czole pojawił się ogromny siniak. Teraz Levi jest w 100% sprawny i chce wrócić na ten szlak, ale nawet nie chcemy myśleć co by było, gdyby nie miał kasku…
No i pamiętajcie, gdy kask już raz przyjmie na siebie uderzenie, nie nadaje się do ponownego użytku.
Nagranie podesłał nam Kuba (wielkie dzięki!) i przy okazji napisał: „Myślę, że to jeden z najlepszych dowodów, by nosić kask oraz ubranie ochronne.” Podpisujemy się pod tym rękami i nogami.