Ta edycja była tak wymagająca, że do mety do jechało zaledwie dwóch zawodników!
Hell’s Gate bezsprzecznie zalicza się do wąskiego grona najbardziej hardkorowych zawodów spośród hard enduro. W miniony weekend w Il Ciocco rozegrała się już 11. edycja tej imprezy, a na starcie kwalifikacji pojawiło się 124 zawodników. Do finału przeszło 30 najlepszych, w tym najszybszy Jonny Walker.
Finał to pięć, niesamowicie długich i ogromnie ciężkich do przejechania okrążeń. Ze startu znowu pierwszy wystrzelił Jonny Walker, ale nie miał szans na wypracowanie przewagi. Tuż za nim jechał Graham Jarvis – wyprzedził go po pierwszej pętli i jak sam powiedział: „Kiedy już wyszedłem na prowadzenie, mogłem jechać po swojemu”. Graham rzeczywiście zaczął uciekać Jonnemu, w swoim tempie zmierzając po upragnione zwycięstwo. Zazwyczaj do mety dojeżdża zaledwie kilku zawodników, a ci, którzy będą mieli ponad 30 minut straty do lidera, nie są liczeni w generalce. W minionej edycji do mety dojechało… dwóch! Graham Jarvis na Husqvarnie oraz Jonny Walker na KTMie aż 22 minuty później! To chyba bardzo dobrze uzmysławia, jak trudna była miniona edycja Hell’s Gate…
Dla Jarvisa było to czwarte i rekordowe zwycięstwo u Bramy Piekieł. Wcześniej, razem z Davidem Knightem (który teraz nie startował) mieli po 3 triumfy na kontach.
Zobaczcie, jak wygląda włoskie piekło: