W równie zaskakujący sposób co Jorge Lorenzo w Katarze, Casey Stoner wygrał wyścig drugiej rundy MotoGP, Grand Prix Hiszpanii w Jerez de la Frontera. MotoRmania analizuje, jak do tego doszło.
Po niespodziewanych problemach obrońcy tytułu, Caseya Stonera, z drętwiejącym przedramieniem i nieco zaskakującym zwycięstwie Jorge Lorenzo w Katarze, podczas drugiej rundy sezonu, w Jerez to właśnie Hiszpan był zdecydowanym faworytem. Triumfował jednak zawodnik ekipy Repsol Honda i szczerze mówiąc była to równie niespodziewana wygrana, co pierwsze miejsce Lorenzo w Katarze. Dlaczego? Stoner nigdy, w żadnej klasie MŚ, nie triumfował w Jerez, tylko raz stając tutaj na podium, z kolei Hiszpan wygrał dwie ostatnie edycje wyścigu MotoGP w Andaluzji.
Jakby tego było mało, Stoner zmagał się w Katarze z poważnymi problemami z drętwiejącym przedramieniem. Australijczyk nie zamierza póki co poddawać się operacji, ale po porannej rozgrzewce w Jerez było oczywiste, że problemy nie zniknęły mimo trzytygodniowego odpoczynku po otwarciu sezonu i obrońcę tytułu czekał trudny wyścig.
Pogodowa ruletka
Treningi wolne odbyły się na mokrym torze, ale na sobotnie kwalifikacje zrobiło się sucho. Zawodnicy nie byli przygotowani do walki w takich warunkach, a ustawienia ich motocykli zostawiały wiele do życzenia, nawet pomimo trzydniowych testów, jakie odbyły się w Jerez w pod koniec marca. W tak trudnych warunkach bezbłędną jazdą popisał się Lorenzo, sięgając po drugie pole position z rzędu, ale tuż za nim kwalifikacje ukończył Dani Pedrosa. Hiszpan nigdy nie ukończył wyścigu MotoGP w Jerez na miejscu gorszym niż drugie, był najszybszy w dwóch mokrych treningach wolnych i szykując się do swojego setnego startu w królewskiej klasie, był zdeterminowany, aby walczyć o zwycięstwo.
Niespodzianką było z kolei trzecie pole startowe Nicky’ego Haydena na Ducati, podczas gdy jego słynny kolega zespołowy, Valentino Rossi, był dopiero trzynasty z gigantyczną stratą trzech i pół sekundy do Lorenzo. Obrońca tytułu także bez rewelacji. Stoner zakwalifikował się do startu dopiero w drugiej linii, za dosiadającym prywatnej Yamahy Calem Crutchlowem, czyżby fakt, że nie lubi toru w Jerez i nigdy tutaj nie wygrał, miał jednak duże znaczenie?
Niedziela zaskakiwała zawodników od samego rana. Rozgrzewka odbyła się na przesychającym, ale wciąż na tyle mokrym, aby korzystać z opony typu wet, torze. Z tego powodu Stoner nie przejechał ani jednego mierzonego okrążenia, podkreślając później, że wolał oszczędzić komplet deszczowych opon jeśli wyścig odbędzie się w podobnych warunkach.
Australijczyk jednak ewidentnie zmagał się także z problemami z drętwiejącym przedramieniem, ściągając rękawice i długo masując rękę po zejściu z motocykla. Sam jeszcze dzień wcześniej podkreślał, że wszystko jest w porządku, a operatorzy kamer przez cały weekend czekali tylko na tego typu zachowanie. Mydlenie oczu kibicom i dziennikarzom? Kilka godzin później okazało się jednak, że Stoner sam nie wiedział jeszcze, co czeka go w wyścigu, który ostatecznie rozpoczął się na suchym, ale miejscami wilgotnym torze.
Pedrosa bohaterem startu
Po starcie tradycyjnie na czoło stawki wystrzelił Pedrosa, jednak bardzo ostrożna jazda sprawiła, że w połowie trzeciego okrążenia w jednym zakręcie wyprzedziło go aż trzech zawodników. Stoner objął prowadzenie, którego nie oddał do mety i razem z Lorenzo odjechał od reszty stawki.
Za ich plecami toczyła się zażarta walka. Pedrosę wyprzedzili Hayden oraz duet Monster Yamaha Tech 3, Cal Crutchlow i Andrea Dovizioso. Kiedy Hiszpan złapał wreszcie rytm i pewność siebie, wysunął się na trzecie miejsce i rozpoczął ucieczkę, choć Brytyjczyk nie zamierzał poddawać się bez walki.
Dovizioso ostatecznie był piąty, tuż przed startującym w Grand Prix po raz 150 Alvaro Bautistą, podczas gdy Hayden stracił dystans i na ostatnim okrążeniu przegrał ze Stefanem Bradlem pojedynek o ósme miejsce (Niemiec, podobnie jak Stoner, także zmagał się w niedzielę w drętwiejącą ręką). Skąd tak dobre pole startowe „Kentucky Kida” i tak słaby wyścig? Jak wyjaśniał po wszystkim on sam: Ducati bardzo szybko nagrzewa opony, stąd świetne tempo po starcie. Kiedy jednak inni zawodnicy rozgrzali ogumienie w swoich motocyklach po kilku kółkach, opony w maszynie z numerem 69 zaczynały się już zużywać i mistrz świata MotoGP z roku 2006 nie mógł utrzymać tempa czołowej grupy.
Błędy Stonera, problemy Lorenzo
Na czele stawki Stoner stopniowo powiększał przewagę nad Lorenzo. Na szesnastym z 27 okrążeń wynosiła już ona prawie sekundę, jednak wtedy Australijczyk zaczął popełniać błąd za błędem. Jego Honda ślizgała się na wyjściach z zakrętów, a 26-latek aż kilkukrotnie przestrzelił hamowanie do dziewiątego zakrętu. Tym sposobem kilka chwil później, na sześć okrążeń przed metą, Lorenzo ponownie siedział mu na ogonie i był gotowy do ataku.
Na dwa kółka przed metą Stoner podkręcił jednak tempo o pół sekundy na okrążeniu, przed metą ponownie odskakując Lorenzo na prawie sekundę. Zawodnik Yamahy nie mógł już znaleźć odpowiedzi na jazdę Australijczyka i musiał zadowolić się drugim miejscem, choć nadal zachował prowadzenie w klasyfikacji generalnej.
Na mecie okazało się, że Stoner, owszem, nadal miał problemy z drętwiejącym przedramieniem – stąd właśnie cała seria błędów, szczególnie w dziewiątym zakręcie, ale sytuacja była dużo lepsza niż w Katarze. Australijczyk był także bardzo wdzięczny mechanikom, którzy przygotowali na wyścig świetne ustawienia (na Losail doszło pomiędzy nimi do spięcia z powodu wibracji). Zespół poświęcił nieco przyczepności z tyłu – stąd widzialne gołym okiem, nerwowe zachowanie motocykla na wyjściach z zakrętów, aby poprawić tak ważny na tym torze przód. Dzięki temu Stoner, mimo problemów z przedramieniem, nie dał ani razu zaatakować się Lorenzo podczas hamowania. Po wszystkim zawodnik Repsol Hondy przyznał nawet, że sobotnie ustawienia z kwalifikacji były tak złe, że pierwszy raz w życiu liczył na mokry wyścig, ale ostatecznie ta wygrana była jedną z najważniejszych i najlepszych w jego karierze.
Inne zdanie miał Lorenzo. Hiszpan stwierdził w Katarze, że wygrał pierwszy wyścig sezonu dzięki temu, że nie poddał się i mógł wykorzystać fakt, iż Stoner 'lekko’ zwolnił przed metą. Australijczyk głośno się wówczas zaśmiał, podkreślając, że tempo o ponad sekundę na okrążeniu wolniejsze (z uwagi na drętwiejącą rękę), to coś więcej niż tylko 'lekkie’ zwolnienie.
W niedzielę w Jerez Lorenzo nie pozostał Stonerowi dłużny jeśli chodzi o grę słów. Po słowach Australijczyka o najważniejszej wygranej w karierze, Hiszpan przyznał, że mógłby z łatwością wygrać wyścig ze sporą przewagą, gdyby nie… zły wybór opon.
Najszybsza trójka korzystała z miękkiej, przedniej opony. Wszystko to z powodu niewielkiej przyczepności i niskiej temperatury. Yamaha preferuje jednak twardszą, nową mieszankę, którą Bridgestone udostępnił zawodnikom właśnie w Jerez. Ktoś mógłby pomyśleć, że słowa Lorenzo to tylko szukanie wymówek, ale uwaga… Hiszpan chyba miał rację!
Twardą, przednią oponę założył bowiem Cal Crutchlow i to właśnie on był najszybszym zawodnikiem wyścigu. Teoretycznie twarda opona powinna dłużej się nagrzewać i kosztować nieco czasu po starcie. Jednak to właśnie Crutchlow jako pierwszy zszedł poniżej bariery 1:41, a ostatecznie uzyskał także najlepszy czas wyścigu i miał najlepsze tempo na finiszu. Gdyby nie stracił kilku okrążeń za Dovizioso – z powodu wciąż niewielkiego doświadczenia w MotoGP – w niedzielę mógłby powalczyć o zwycięstwo.
Warto tutaj zaznaczyć, że twarda przednia opona wcale nie poprawiłaby tempa Stonera. Po pierwsze, Australijczyk przyznał po wyścigu, że miękki przód był w jego przypadku słuszną decyzją, m.in. dlatego, że łatwiej było utrzymać temperaturę opony na tak chłodnym asfalcie (zaledwie kilkanaście stopni). Po drugie, co ważniejsze; nowa mieszanka przedniej twardej opony zupełnie nie współpracuje ze sztywną konstrukcją Hondy. Kiedy kierowcy otrzymali nowe opony do sprawdzenia podczas testów w marcu, tylko Stoner i Pedrosa byli przeciwko nowej konstrukcji, podkreślając, że zapewnia ona gorszą stabilność podczas hamowania… a to właśnie ta stabilność pozwoliła Australijczykowi na niedzielne zwycięstwo. Co więcej, od rundy w Silverstone nowy profil przedniej opony całkowicie zastąpi obecne ogumienie, a to możne przysporzyć Hondzie wielu problemów.
Patrząc na wszystko z takiej perspektywy, łatwo dojść do wniosku, że Stoner nie miałby łatwego zadania, gdyby Lorenzo także założył twardy przód, ale teraz to tylko gdybanie. Jedno jest pewne: Australijczyk ma powody do radości. W końcu wygrał na pechowym dla siebie torze w Jerez. Lorenzo może z kolei czuć wielki niedosyt.
Pedrosa ucieka przed Crutchlowem
Podium uzupełnił startujący w swoim setnym wyścigu królewskiej klasy Pedrosa. Dani prowadził po starcie, potem spadł na dalszą pozycję i mozolnie odrabiał straty. Kiedy wysunął się na trzecie miejsce, jego strata do liderów wynosiła blisko pięć sekund. Po wszystkim przyznał, że na początku jechał zbyt wolno, bo wystraszyła go ogromna ilość upadków w wyścigu Moto3 (na wilgotnym torze do mety dojechała tylko połowa stawki). W drugiej połowie wyścigu Pedrosa szybko gonił liderów i niewiele brakowało, a włączyłby się do walki o zwycięstwo.
Po wyścigu Hiszpan zdradził jednak, że miał świadomość, że nie wygra, a mocne tempo wcale nie wynikało z chęci dogonienia Stonera. Pedrosa wiedział po prostu, że jadący za nim Crutchlow korzysta z twardej przedniej opony i będzie pod koniec wyścigu dużo szybszy. Gdyby więc nie odskoczył, Pedrosa mógłby nie dowieźć do mety podium!
Rossi i przełomowa zmiana
Dopiero na dziewiątej pozycji, 34 sekundy za zwycięzcą, wyścig ukończył Valentino Rossi. To niewielki postęp, bo przecież w Katarze Włoch był dopiero dziesiąty. Tym jednak razem 9-krotny mistrz świata nie został przez nikogo wypchnięty poza tor, a mimo wszystko jego strata do zwycięzcy była nieznacznie większa niż w Katarze, gdzie kontakt z Barberą kosztował go pięć sekund. Na mecie nie było już jednak ani odrobiny frustracji, jaką „Doktor” pokazał po pierwszej rundzie, obwiniając Ducati za brak postępów.
Po wyścigu w Jerez Valentino przyznał, że zobaczył światełko w tunelu i faktycznie coś jest tutaj na rzeczy. Choć w kwalifikacji stracił do Lorenzo 3,5 sekundy, w samym wyścigu jego tempo było już tylko średnio o sekundę, dwie, wolniejsze od tempa liderów. Co więcej, choć Hayden miał poważne problemy z oponami już po kilku kółkach, Rossi swoje najszybsze czasy kręcił znów pod koniec wyścigu i były one już tylko o pół sekundy wolniejsze od tempa liderów.
Klucz do sukcesu? Jeszcze w sobotę Rossi podkreślał, że nie potrafi tak szybko hamować i składać się z zakręt, jak Nicky Hayden. W niedzielę jego mechanicy skorzystali jednak z ustawień Amerykanina, a sam Włoch postanowił mocno zmienić swój styl jazdy. Czy w końcu widzimy przełomową zmianę? Do tej pory Rossi próbował dopasować Ducati do siebie, ale nic z tego nie wychodziło. Teraz w końcu próbuje dopasować siebie do motocykla. To trudne zadanie, bo jak mówią zawodnicy: „nie możesz nauczyć starego psa nowych sztuczek”, ale Rossiemu zaczyna to wychodzić i kto wie, może faktycznie coś z tego będzie!
Jedno jest pewne, Rossi wcale się nie skończył i nie odcina kuponów od swojej popularności. Po wyścigu „Doktor” powiedział dziennikarzom, że ani trochę nie brakuje mu motywacji i nadal jeździ tak, jakby walczył o zwycięstwo!
Pozycję niżej wyścig ukończył Ben Spies ale on nie brzmiał już tak optymistycznie. Amerykanin przyznał, że była to „żałosna” jazda z powodu problemów z wyczuciem motocykla. „Elbowz” ma za sobą drugi fatalny wyścig i jeśli nie weźmie się w garść, może to być jego ostatni sezon w fabrycznym zespole Yamahy. W końcu kontrakty podpisuje się już w połowie roku, a świetna jazda Crutchlowa może sprawić, że Japończycy postawią właśnie na niego.
Zamieszanie w CRT
Najszybszym zawodnikiem CRT (motocykle z prototypowymi podwoziami i drogowymi silnikami) na mecie był Hiszpan Aleix Espargaro, finiszując na 12 pozycji, ponad minutę za zwycięzcą. Choć Randy de Puniet zakwalifikował się do startu na 10 miejscu, zostawiając za sobą trzy prototypowe Ducati, w wyścigu Francuz musiał mocno pracować, aby przez połowę dystansu trzymać się za grupą najwolniejszych prototypów. Ostatecznie nie dojechał do mety po awarii pompy paliwowej.
Choć James Ellison zmaga się z wibracjami tak dużymi, że Casey Stoner zasugerował nawet wyrzucenie motocykla do kosza, w niedzielę, dzięki całkowitemu wyłączeniu kontroli trakcji, Brytyjczyk jechał po punkty, kiedy na dwa okrążenia przed metą spadek ciśnienia oleju zmusił go do wycofania się z wyścigu. Może trzeba było posłuchać rady Australijczyka?
Problem z elektroniką wyeliminował z kolei z walki Michele Pirro, zaś punkty zdobyli Danilo Petrucci, Mattia Pasini i Ivan Silva (przesiadł się z ramy FTR na hiszpański, karbonowy Inmotec). Szesnasty był Colin Edwards, najszybszy z zawodników CRT w Katarze. Problemy z wibracjami zmusiły zespół Teksańczyka do skrócenia rozstawu osi, ale to doprowadziło z kolei do nerwowego zachowania maszyny, za którym nadążyć nie mogła mało zaawansowana elektronika firmy Bosch. Nie pomógł także brak czasu na suchym torze w treningach. Stawkę zamknął Czech, Karel Abraham, finiszujący z okrążeniem straty. Prywatny zawodnik Ducati upadł, ale zdołał pozbierać się ukończyć rywalizację.
Zaskakujący zwycięzca Moto2
Faworytem do zwycięstwa w Jerez w klasie Moto2 był oczywiście lider tabeli, triumfator z Kataru i ubiegłoroczny wicemistrz świata, Marc Marquez, z którym ekskluzywny wywiad znajdziecie w nowym numerze MotoRmanii, jaki właśnie trafił do kiosków. Faktycznie, to właśnie 19-latek z ekipy CatalunyaCaixa Repsol prowadził, kiedy pod koniec osiemnastego z dwudziestu sześciu okrążeń, wyścig przerwano z powodu przelotnych opadów deszczu.
Jako, że przejechano dystans 2/3 wyścigu, wyniki uznano na końcowe i przyznano pełne punkty, ale… zgodnie z przepisami za klasyfikację wyścigu uznano wyniki z ostatniego kółka, które ukończyła cała stawka. Sęk w tym, że wówczas na prowadzeniu znajdował się jeszcze główny rywal Marqueza z klasy 125ccm, Hiszpan Pol Espargaro i to właśnie on sięgnął po swoje pierwsze zwycięstwo w Moto2. Podium uzupełnił Szwajcar Tom Luthi.
Fenati zaskakuje w Moto3
Pierwszy wyścig dnia, pojedynek klasy Moto3, rozpoczął się na przesychającym, ale wciąż bardzo wilgotnym torze. Zawodnicy założyli jednak opony typu slick, co zakończyło się festiwalem wywrotek. Do mety dojechała tylko połowa z 34 startujących.
W tak trudnych warunkach najlepiej odnalazł się teoretycznie najmniej doświadczony, 16-letni Romano Fenati, dla którego był to dopiero drugi start w mistrzostwach świata. Włoch, który wyścig w Katarze ukończył na drugim miejscu, tym razem nie dał nikomu najmniejszych szans, wpadając na metę z astronomiczną przewagą 36 sekund na drugim na finiszu, Luisem Salomem i znów trzecim, Niemcem Sandro Cortese. Lider tabeli po wygranej w Katarze, Maverick Vinales, startował z dziewiątej pozycji i po wyjeździe poza tor w dziewiątym zakręcie, spadł aż na 22 miejsce. Co prawda 17-latek finiszował na szóstej pozycji, ale po wygranej Fenatiego stracił prowadzenie w generalce.
Już w ten weekend trzecia runda!
Trzecia runda MŚ odbędzie się już w najbliższy weekend na portugalskim torze w Estoril. Po zwycięstwie w Jerez to już ostatni obiekt w kalendarzu, na którym nigdy nie wygrał jeszcze Casey Stoner. Jorge Lorenzo może być z kolei uważany za króla Portugalii, choć rok temu pokonał go tutaj Dani Pedrosa. Czy i tym razem faworyt zostanie pokonany? Czy Rossi zrobi kolejny krok w kierunku czołówki? Dowiemy się już za kilka dni!