Motocykliści MotoGP wracają do akcji po wakacyjnej przerwie. Czy komukolwiek uda się spełnić amerykański sen i powstrzymać niepokonanego do tej pory Marca Marqueza przed kolejną wygraną? Dziesiąta runda MŚ, Grand Prix Indianapolis w USA, otwiera w ten weekend drugą połowę widowiskowego sezonu 2014.
Indianapolis Motor Speedway to zdaniem Amerykanów najsłynniejszy tor na świecie i faktycznie arena popularnego w USA wyścigu samochodowego Indy 500. Wyścigowa nitka dla motocyklistów ma jednak niewiele wspólnego z owalem po którym ścigają się kierowcy Indy czy NASCAR. Licząca nieco ponad cztery kilometry pętla prowadząca wewnątrz owalu dzieli z nim co prawda prostą startową i słynny jard cegieł wyznaczający linię startu i mety, ale reszta trasy nie jest specjalnie ekscytująca. Tor jest płaski i dość wolny, dlatego motocykliści w większości nie są jego wielkimi fanami, ale wcale nie oznacza to, że czeka nas nudny weekend. Wręcz przeciwnie!
Marquez kontra kosmici
Zawodnicy MotoGP wracają na swoje prototypowe, blisko 300-konne jednoślady po czterotygodniowej przerwie, podczas której wszyscy intensywnie głowili się, jak pokonać dominującego Marca Marqueza. Hiszpan, który rok temu sięgnął po mistrzostwo w swoim debiucie w królewskiej kategorii, w tym sezonie wygrał wszystkich dziewięć dotychczasowych wyścigów i aż do siedmiu startował z pole position. Podczas ostatniej rundy w sięgnięciu po kolejną wygraną nie przeszkodziły mu nawet zmienne warunki i start z alei serwisowej po bardzo późnej zmianie opon.
Jakby tego było mało, Marquez wygrywał na Indy przez trzy ostatnie lata. Rok temu był górą tutaj górą w MotoGP, choć wykorzystał fakt, że jego główni rywale, Jorge Lorenzo i Dani Pedrosa, wciąż leczyli połamane kilka tygodni wcześniej w Niemczech obojczyki. Dwa i trzy lata temu Hiszpan był tutaj bezkonkurencyjny w mniejszej klasie Moto2. Długie proste i dość wolne zakręty oznaczają ostre hamowania, a to właśnie one są mocną stroną Marqueza, który wchodzi w łuki widowiskowo zarzucając tylnym kołem podczas hamowania. Obrońca tytułu w niedzielę będzie więc z pewnością bardzo groźny.
Dwukrotnie na Indy triumfował jednak również drugi zawodnik Repsol Hondy, Dani Pedrosa, który w niedzielę znów może się okazać głównym rywalem lidera tabeli. Wyjścia z ciasnych zakrętów i długie proste zawsze były miejscami, w których filigranowy Hiszpan zyskiwał dzięki swoim gabarytom i agresywnej jeździe, dlatego Marquez nie będzie miał łatwego zadania.
Obrońcę tytułu pokonać chce nie tylko Pedrosa, ale także dwaj pozostali ze słynnej czwórki 'kosmitów MotoGP’, czyli duet fabrycznej ekipy Yamahy. Podczas ostatniej rundy w Niemczech na podium zabrakło Valentino Rossiego, co kosztowało Włocha utratę drugiej pozycji w tabeli. Odebrał mu ją właśnie Pedrosa. Trzeci był wówczas Jorge Lorenzo, który w Indy aż pięć razy stawał na podium. To właśnie Rossi wygrał w Indianapolis pierwszy rozgrywany tam wyścig MotoGP, w 2008 roku. Sezon później najszybszy był Lorenzo. Od tego czasu Honda wyraźnie jednak przegoniła Yamahę, która w ostatnich latach miała na amerykańskim torze sporo problemów.
Nowy asfalt, nowe rozdanie?
Sytuacja może jednak diametralnie zmienić się w ten weekend, bowiem właściciele toru postanowili zastąpić nierówną i zmienną nawierzchnię nowym asfaltem, co może wywrócić sytuację w stawce do góry nogami. Do tej pory asfalt na Indy był mało przyczepny, co dawało się we znaki szczególnie kierowcom Yamahy. Nowa nawierzchnia jest podobno pod tym względem dużo lepsza, ale może to oznaczać zupełnie inny problem…
Rok temu wyścig MotoGP w Australii zakończył się prawdziwym skandalem. Nowy asfalt na torze Phillip Island zaskoczył dostawców opon tempem, z jakim bezlitośnie niszczył ogumienie. Wyścig klasy Moto2 skrócono i połowę. W MotoGP odjęto blisko jedną trzecią dystansu, a do tego wprowadzono obowiązkowe pit-stopy! Wkrótce firma Bridgestone, wyłączny dostawca opon w MotoGP od 2009 roku, ogłosiła, że wycofuje się z królewskiej klasy po sezonie 2015. Jej rolę przejmie francuski Michelin. Oficjalnie Japończycy mówią o zrealizowaniu wszystkich swoich marketingowych założeń. Za kulisami wszyscy podkreślają jednak, że zamieszanie w Australii było gwoździem do trumny, który pogrążył japońską markę.
Co wspólnego ma to z Indianapolis? Kiedy w 2008 roku motocykliści gościli tutaj po raz pierwszy, asfalt również był bardzo 'agresywny’. W kolejnych latach wymieniano go na poszczególnych fragmentach toru, co również prowadziło do problemów. Teraz wymieniono praktycznie całą nawierzchnię (bez prostej startowej prowadzącej po owalu), co może okazać się dużym utrudnieniem.
Pierwsze treningi mogą nie przynieść jednoznacznej odpowiedzi i mocno utrudnić zawodnikom przygotowanie do wyścigu. Sytuacja zacznie się klarować dopiero kiedy tor zostanie odpowiednio nagumowany. Być może więc skalę potencjalnego problemu poznamy dopiero podczas sobotnich kwalifikacji. W piątek, na tzw. 'zielonym’ torze, opony z pewnością zużywać się będą w zastraszającym tempie.
Dwa lata temu w taką pułapkę wpadł Valentino Rossi. Po tym, jak wymieniono asfalt w drugiej połowie okrążenia, Włoch bardzo mocno narzekał na ustawienia swojego motocykla po pierwszej sesji treningowej. Mechanicy przestawili wówczas jego Ducati niemal do góry nogami, ale podczas drugiej sesji treningowej przyczepność była już dużo większa i motocyklem znów nie dało się jeździć. W efekcie Rossi zmarnował praktycznie cały dzień. Z pewnością nie jeden zawodnik powtórzy ten błąd w ten piątek.
Dodatkowym wyzwaniem będzie dla zawodników 'nowa’ konfiguracja toru. Wylewając nowy asfalt organizatorzy delikatnie zmienili też profil kilku zakrętów, w tym ostatniej szykany. Zmiany są kosmetyczne, ale na początku weekendu mogą zaskoczyć jadących 'na pamięć’ kierowców.
Ambicje i przetasowania
Wielu motocyklistów będzie za to miało w ten weekend sporo do udowodnienia. Wakacyjna przerwa przyniosła bowiem wiele rozstrzygnięć jeśli chodzi o przyszłoroczne kwestie kontraktowe. Stefan Bradl straci miejsce w ekipie LCR Honda i dołączy do zespołu Forward Racing. Przez trzy ostatnie lata Niemiec tylko raz stanął na podium – jak na ironię właśnie w USA, choć na innym torze, rok temu na Laguna Seca. Były mistrz świata ma więc dziewięć wyścigów na pokazanie Hondzie, że pozbywając się go popełniła błąd. W niedzielę Stefan będzie niesamowicie zmotywowany.
Jego miejsce w ekipie z Monako zajmie Brytyjczyk Cal Crutchlow, który w dość kontrowersyjnym stylu postanowił zerwać swój kontrakt z Ducati. W garażu włoskiego składu przez resztę tego sezonu panować może dość nieprzyjemna atmosfera, ale Crutchlow musi pokazać choć jeden przebłysk geniuszu za sterami Desmosedici. Może właśnie na Indy? Jak sam mówi, bardzo lubi ten tor.
Pod znakiem zapytania stoi także przyszłość Bradleya Smitha, który mocno w tym roku rozczarowuje. Brytyjczyk jest pod sporą presją. Podczas ostatniego weekendu wyścigowego zaliczył aż pięć wywrotek – w tym jedną podczas samego wyścigu. Jakby tego było mało, z całą pewnością Smitha czeka w tym roku start z alei serwisowej, bowiem po serii 'dzwonów’ zwyczajnie kończą mu się silniki. W sierpniu nie powinno to jeszcze być dla niego problemem, dlatego właśnie teraz Smith musi udowodnić, że zasługuje na pozostanie w ekipie Monster Yamaha Tech 3 na kolejny rok. To dla niego miesiąc prawdy!
Póki co Brytyjczyka deklasuje debiutujący w tym roku w MotoGP mistrz Moto2, Pol Espargaro i to właśnie on może okazać się w ten weekend czarnym koniem. Hiszpan zawsze bardzo dobrze radził sobie w Indianapolis i w niedzielę może zaskoczyć. Równie zmotywowany jest jego starszy brat, którego przyszłość także stoi pod znakiem zapytania. Podobno Aleix Espargaro jest już po słowie z powracającym do MotoGP Suzuki, ale nie zmienia to faktu, że jest głodny wyników. W tym roku Hiszpan już raz wywalczył pole position. Podium na dużo wolniejszym motocyklu akurat na tym torze może być poza jego zasięgiem, ale w MotoGP w końcu wszystko jest możliwe.
Czy komukolwiek uda się faktycznie pokonać Marqueza, czy jednak dla rywali Hiszpana amerykański sezon znów pozostanie tylko niespełnionym marzeniem? Przekonamy się już w niedzielę!
Niespodzianki w Moto2 i Moto3?
Oczywiście w ten weekend w akcji zobaczymy nie tylko gwiazdy MotoGP, ale też młode wilki z klas Moto2 i Moto3. W średniej kategorii szybki będzie z pewnością ubiegłoroczny zwycięzca tego wyścigu i aktualny lider tabeli, Hiszpan Esteve Rabat, który mimo ofert z MotoGP postanowił pozostać w Moto2 także na sezon 2015. Czarnym koniem weekendu może okazać się za to debiutujący w Moto2 mistrz Moto3, Maverick Vinales, który w tym roku stał już na podium w USA, podczas drugiej rundy MŚ w teksańskim Austin.
Niewielkiego prowadzenia w tabeli Moto3 broni Australijczyk Jack Miller, którego gonią Hiszpanie; Alex Marquez, Alex Rins i Efren Vazquez oraz Włoch Romano Fenati. Indy to jednak tor, na którym zawodnicy wychowani na europejskich trasach jeżdżą tylko raz w roku, co może zwiastować sporo niespodzianek i nietypowe wyniki. Podczas ostatniej rundy Moto3 na podium stanął Brad Binder z RPA. Kto zaskoczy tym razem?
Grand Prix Indianapolis startuje już w piątek o godzinie piętnastej od pierwszych treningów wolnych. Wszystkie sesje treningowe i kwalifikacyjne na żywo w Polsacie Sport News. Niedzielne wyścigi Moto3 i Moto2 na żywo pokaże Polsat Sport News odpowiednio o 17:00 i 18:20, zaś MotoGP, również na żywo, Polsat Sport Extra i Polsat Sport Extra HD, o 20:00. Powtórka zmagań królewskiej klasy w poniedziałek, o 13:07 w Polsacie Sport News.
Tymczasem już za tydzień kolejna, jedenasta runda MotoGP, Grand Prix Czech w Brnie.