Honda potwierdziła dzisiaj, że wypadek Caseya Stonera podczas niedzielnego wyścigu Suzuka 8 Hours był spowodowany awarią manetki gazu w jego motocyklu. Internet i media społecznościowe sprawiły, że Japończycy nie mieli jednak tak naprawdę innego wyjścia.
Dwukrotny mistrz świata MotoGP wyścigową karierę zakończył co prawda trzy lata temu, ale wrócił na tor na gościnny start w słynnym wyścigu wytrzymałościowym. Australijczyk zakwalifikował fabryczny zespół Hondy na trzeciej pozycji, a następnie wskoczył na motocykl na początku drugiej godziny wyścigu. 29-latek niemal natychmiast przebił się na prowadzenie, ale po kilku okrążeniach przewrócił się groźnie w szybkim prawym łuku prowadzącym do lewego nawrotu w połowie okrążenia.
Suzuka 8 Hours 2015 – relacja z wyścigu
Od samego początku było jasne, że wydarzyło się coś nietypowego. Na powtórce widać było, że nagle motocyklem zarzuciło, silnik odbił się od ogranicznika obrotów, a zawodnik z wciśniętym sprzęgłem wyjechał na pobocze i położył maszynę aby uniknąć uderzenia w bandę. Wypadek zakończył się dla Stonera pęknięciem lewej kości piszczelowej i złamaniem prawej łopatki. Szczęście w nieszczęściu, że żaden z rywali nie przejeżdżał akurat przez szykanę, bowiem motocykl Australijczyka groźnie wpadł z powrotem na nitkę toru.
Stoner niemal natychmiast po powrocie do garażu z centrum medycznego poinformował na Twitterze, że wypadek spowodowało zablokowanie się manetki gazu, ale Honda w pierwszym komunikacie całkowicie pominęła tę kwestię, nie uwzględniając jej nawet w jego wypowiedzi. Kiedy jednak motocykl wrócił do garażu, HRC potwierdziła, że manetka gazu zablokowała się w pozycji otwartej na 26%. Dzisiaj HRC rozesłała do mediów kolejną informację, w której przyznaje, że przyczyną wypadku była awaria przewodu manetki gazu.
„W wyścigach Endurance stosowana jest inna specyfikacja przepustnicy, niż w drogowym modelu CBR1000RR. Ten problem pojawił się po raz pierwszy, ale HRC przestanie używać tej specyfikacji i do wyścigów Endurance zaprojektuje nową. HRC przeprasza Caseya Stoner i dziękuje mu za wysiłek włożony w start w wyścigu” – napisali Japończycy.
Trzeba przyznać, że ze strony Hondy to zaskakująca szczerość. Nie jest tajemnicą, że często w tego typu sytuacjach na awarie i problemy techniczne spuszczana jest zmowa milczenia, ale z drugiej strony Japończycy doskonale zdawali sobie z pewnością sprawę, że ktoś tak boleśnie szczery i bezpośredni jak Stoner nie da zrzucić na siebie winy, a kolejna wojna słów z Australijczykiem byłaby PR-ową katastrofą.
W końcu na początku sezonu było już głośno o chęci jego startu w MotoGP i zastąpienia kontuzjowanego Daniego Pedrosy. Japończycy się nie zgodzili – Stoner narzekał na Twitterze, a w mediach społecznościowych przetoczyła się lawina komentarzy. Z całej sytuacji na Suzuce Honda wyszła jednak z twarzą, a podkreślając, że awarii uległ element, który nie jest stosowany w motocyklach drogowych, uspokoiła też potencjalnych klientów. Takie – choć przemyślane – uderzenie się w pierś trzeba docenić.
Well my #Suzuka8H ended spectacularly!Stuck Throttle = Broken Scapula + Fractured Tibia and a few more tweaks. Sucks! pic.twitter.com/aNtgwDGIzG
— Casey Stoner AM (@Official_CS27) July 26, 2015
Nie zawsze sytuacje kryzysowe kończyły się jednak w taki sam sposób. W 2003 roku, właśnie na torze Suzuka, po bardzo nietypowym i niefortunnym wypadku w trakcie wyścigu MotoGP zginął Japończyk Daijiro Kato, mistrz świata klasy 250 uważany za wschodzącą gwiazdę Hondy. Szczegóły wypadku, który dość niewyraźnie zarejestrowały nawet amatorskie nagrania kibiców, nigdy nie ujrzały światła dziennego.
Niektórzy, nie tylko miłośnicy teorii spiskowych, sugerują, że do wypadku doszło właśnie z powodu awarii. Honda nigdy nie potwierdziła i ani nie zaprzeczyła tym doniesieniom. W 2003 roku coś takiego jak „media społecznościowe” w praktyce jeszcze jednak nie istniało. Facebook wystartował rok, YouTube dwa, Twitter trzy lata później, a PR-owcom w tamtych czasach nie przyszło nawet do głowy, aby przejmować się komentarzami na mało popularnych stronach czy forach internetowych.
Dzisiaj wszystko potoczyłoby się z pewnością zupełnie inaczej, a sytuacja z wypadkiem Stonera wyraźnie to potwierdza. Nagranie z jego „dzwona” – w HD – na YouTube’a wrzucili sami organizatorzy mistrzostw świata (trzy dni później nagranie ma już prawie 400 tys. wyświetleń). Dziennikarze i kibice natychmiast wyłapali co się stało, a falę komentarzy w mediach społecznościowych jeszcze bardziej napędził tweet zawodnika, który na samym tylko Twitterze został udostępniony 2,3 tys. razy.
Szczerze mówiąc, japońscy PR-owcy nie mieli innego wyjścia, jak tylko uderzyć się w pierś i to głośno. Milczenie lub próba zamiecenia sprawy pod dywan w obliczu tak jasnej sytuacji z pewnością wizerunkowo miałyby dużo poważniejsze konsekwencje niż przyznanie się do awarii. Dzisiaj, ale nie dwanaście lat temu. Tak czy inaczej najważniejsze, że tym razem skończyło się tylko na dwóch złamanych kościach…