Już w najbliższy weekend trzecia runda MotoGP, Grand Prix Ameryk. Czy na torze w Austin ktoś wreszcie przerwie zwycięską passę Marca Marqueza?
Circuit of the Americas, podobnie jak Marquez, debiutował w MotoGP w 2013 roku. Zawodnik Repsol Hondy właśnie wtedy wywalczył tam swoje pierwsze zwycięstwo w królewskiej klasie i od tego czasu jest w Teksasie niepokonany. Po jego ostatniej, dominującej wygranej w Grand Prix Argentyny mało kto spodziewa się, że w najbliższy weekend będzie inaczej, ale „w tym sporcie wszystko jest możliwe” – mówili dzisiaj rywale… choć nieco zrezygnowanym głosem.
Rok temu pięciokrotnego dziś mistrza MotoGP przed zwycięstwem w Austin nie powstrzymała nawet kara za przyblokowanie w kwalifikacjach Mavericka Vinalesa. Choć zakwalifikował się na pole position, do wyścigu ruszał z drugiego rzędu, ale i tak wygrał.
Z kolei w 2015 roku w kwalifikacjach Hiszpana zatrzymała awaria motocykla, ale tylko na chwilę. Po przeskoczeniu przez ścianę przy prostej startowej i sprincie przez aleję serwisową, podopieczny HRC bez problemu sięgnął po pole position na drugiej maszynie. Dzień później już bez przygód wygrał wyścig.
W najbliższy weekend problemów Marquezowi nie powinna także sprawić pogoda. Choć na sobotę zapowiadane są opady deszczu, piątek i niedziela mają być słoneczne.
Dla wszystkich zawodników utrudnieniem mogą być jednak nierówności. W czwartek czołówka zgodnie twierdziła, że CotA to jeden z najciekawszych torów w kalendarzu MotoGP, ale także najgorszy jeśli chodzi o nierówności. Na ile problem rozwiąże w ten weekend niedawna wymiana asfaltu? Motocykliści królewskiej klasy podchodzą do niej ze sporą rezerwą, ale więcej na ten temat będą mogli powiedzieć dopiero w piątek, po pierwszych treningach.
Kto może w ten weekend najbardziej zagrozić Marquezowi? Ducati będzie z pewnością bardzo szybkie na długich prostych, w tym najdłuższej w kalendarzu, bo liczącej aż 1,2 km. Słabą stroną Desmosedici pozostają jednak nadal zakręty. Zwycięzca z Kataru, Włoch Andrea Dovizioso jest zdania, że w tym roku Ducati powinno być bliżej lidera tabeli, ale wciąż chyba nie na tyle, aby nawiązać z nim walkę o zwycięstwo. Skoro nie on, to kto?
Rossi ostro trenuje
Na walkę o podium po cichu liczy Valentino Rossi, według którego Austin to „fantastyczny, ale i najtrudniejszy tor w kalendarzu”. Po niedawnym podium w Argentynie „Doktor” pobił także rekord okrążenia na swoim ranczu. „Na naszym torze wiele zależy od warunków – wyjaśniał dzisiaj. – Najlepsze są wtedy, kiedy dwa dni przed jazdą spadnie deszcz, a dzień przed niebo jest zachmurzone. Takie warunki trafiają się przez trzy, może cztery dni w roku i wszyscy rzucają się wtedy do śrubowania rekordu”.
Bezpośrednio przed wylotem do Austin 40-latek trenował także na minimoto – pisaliśmy o tym TUTAJ. „To dwusuwowa 250-tka włoskiej firmy RMU. Coś jak motocykle MiniGP. Jeździliśmy na torze w Forli, który ma podobną charakterystykę do Austin, ale nie były to konkretne przygotowania do tej rundy. Po prostu trenujemy tak od czasu do czasu” – tłumaczył.
Rossi i Marquez odnieśli się także do symbolicznego gestu z Argentyny, gdzie po wyścigu uścisnęli sobie dłonie przed ceremonią podium. „To było spontaniczne, jak wtedy, kiedy próbujesz pocałować dziewczynę. Po prostu się stało” – żartował Hiszpan, któremu chwilę później wtórował Włoch.
Kary za falstart
Nieco bardziej wylewni zawodnicy obecni na konferencji prasowej byli na temat głośnego falstartu Cala Crutchlowa z Argentyny. Byli także jednogłośni. Tak, kara za minimalny ruch była surowa, ale przepisy nie zostawiają tutaj miejsca na interpretację. „Kara byłaby taka sama nawet wówczas, gdybyś ruszył się… do tyłu” – zauważył Marquez.
Choć zawodnicy nie chcą, aby podobne przypadki rozpatrywane były indywidualnie, powodując większe zamieszanie, Rossi zasugerował, że może warto byłoby w takim przypadku zastąpić karę przejazdu przez aleję serwisową przejazdem przez „długie okrążenie”, czyli nowy, wprowadzony w Katarze przepis o którym także już pisaliśmy.
Wspomnienia Kentucky Kida
Na dzień przed wycofaniem z MotoGP numeru 69, z którym startował Amerykanin Nicky Hayden, zawodnicy obecni na konferencji prasowej wspominali także mistrza świata królewskiej klasy z 2006 roku, który zginął blisko dwa lata temu po tragicznym wypadku drogowym.
„W 2008 roku podczas prezentacji Repsola miałem akurat 15 urodziny – opowiadał Marquez. – Nicky przyszedł wtedy z tortem. Z kolei w 2016 roku zastępował w Australii kontuzjowanego Daniego [Pedrosę], a po wyścigu nieźle zabalowaliśmy i śpiewaliśmy razem na scenie.”
„Pamiętam jak jechaliśmy kiedyś taksówką w Japonii, a Nicky strasznie cisnął taksówkarza, który jechał bardzo wolno – dodał Dovizioso. – Robił w typowo amerykańskim, zrelaksowanym stylu”.
„Poznałem go w 2003 roku, gdy dołączył do mnie w zespole Repsol Honda – opowiadał Rossi. – Czekaliśmy na niego na stacji w Tokio. Wyglądał, jakby przyleciał z innej planety. Zadawał strasznie dużo pytań, a ja ledwo go rozumiałem. Pytał, jak długo jeszcze pojedziemy. Powiedziałem mu; Nicky, nie zadawaj zbyt wielu pytań i po prostu miej nadzieję, że szybko dotrzemy do celu”.
„To było chyba w 2014 roku – wspominał Jack Miller. – Gdy startujesz w klasie Moto3 nie bardzo masz co ze sobą zrobić w padoku, ale Nicky i Colin Edwards zawsze byli dla mnie bardzo mili i zapraszali mnie do swoich przyczep”.
Miller był zresztą jedną z gwiazd czwartkowej konferencji. Zapytany o mocne i słabe strony swojego Ducati powiedział, że czuje się na nim bardzo dobrze… szczególnie gdy wyprzedza (dużo wolniejsze na prostych) Suzuki. Chwilę później zapytany o różnice pomiędzy swoim tegorocznym, a ubiegłorocznym Desmosedici, wypalił; „największą jest ta duża rzecz pomiędzy moimi nogami… czyli silnik! W tym roku jest bardzo mocny.” – czy wystarczająco mocny, aby Ducati nawiązało w Austin walkę z Marquezem?
Wyścig MotoGP o Grand Prix Ameryk w niedzielę o godzinie 21 polskiego czasu.