9 maja, dla uczczenia rocznicy zakończenia Drugiej Wojny w wersji sowieckiej i uczynienia alternatywy dla imprezy w Moskwie, motoFUNdacja rozpoczęła sezon zawodów w randze Mistrzostw Polski w Gymkhanie motocyklowej, tradycyjnie w Szczecinie – stolicy Polskiej Gymkhany.
Zjechało się do niej bez mała pół setki zawodników z całej Polski oraz zawsze słowiańskiego Berlina. Bioróżnorodność koni i jeźdźców była imponująca – od Derbi Senda 50ccm pod młodym Stawą po V-Stromy dosiadane przez rycerzy niezłomnych Dariusza i Jacka Stronga. Najstarszą maszyną była słynna już Wueska, licząca dwa razy tyle lat, co jej kierowca; tym razem zepsuła się na wyjeżdzie z garażu, a nie na trasie konkursowej, ale Tomek zdążył ją naprawić i dotrzeć, minutę przed zakończeniem GP8, na zawody. Najmłodszy i najstarszy zawodnik to Mały Kris, który trzy dni wcześniej skończył 14 lat oraz występujący pod ksywą „Tato Krisa” jeździec tej samej maszyny, którzy przyjechali razem z Wrocławia. Imprezę komentował legendarny Głos Polskiej Gymkhany, czyli Daniel Kisiel z Trójmiasta, który jest spikerem ogólnopolskich zawodów od początku tej dyscypliny w Polsce. Patronat medialny, również nieprzerwanie od początku, daje Gymkhanie MotoRmania.
Nie trzeba liczyć do pięciu, co niektórym jest na rękę
Impreza zaczęła się tradycyjnie od konkursu GP8, który w przeciwieństwie do konkursu głównego odbywa się bez podziału na klasy. 8/5/12: Osiem jako kształt, pięć okrążeń i dwanaście metrów rozstawu pachołków to z jednej strony konkurencja dodatkowa o niższej randze, z drugiej zaś ważny punkt odniesienia, bo dzięki temu, że jest to figura znormalizowana, można porównać wyniki osiągnięte na różnych zawodach i w różnych krajach. We wrześniu w Szczecinie padł oficjalny rekord Polski w GP8. Przypomnę – poprzedni najlepszy wynik 29,00 został osiągnięty przez Oscara Kubickiego w 2011 roku i dopiero w 2013 wyrównał go Rufi czyli Rafał Dziki-Sereda. Dwóch współrekordzistów we wrześniu o 0,02 sek (czyli jedną dziesiątą znormalizowanego piczykłaka) objechał Dziki Krzysiek Dzikowski. 28,98 to nowy oficjalny, z zawodów, rekord, bo na treningach jest zawsze lepiej i tu szczecinianie schodzą znacznie poniżej 28 sekund (życiowy rekord Dzikiego z pomiaru elektronicznego to 27,43, a Smelki 27,33, co według dostępnych danych jest najlepszym wynikiem osiągniętym w Europie).
Ciut techniki i są wyniki
Zatem, konkurencja intelektualnie jest niewymagająca (sędzia odmachuje piąte okrążenie i zjazd, więc nawet liczyć nie trzeba umieć 😉 ale możliwość uzyskania uniwersalnych wyników bardzo kusząca, dlatego ambitni zawodnicy, tacy jak Tabor 69, mocno ostrzą sobie na nią zęby. Warszawiak, dosiadający 750ccm konia GymkHana GsxR evo-6 (pisownia oryginalna), który na wrześniowym finale w GP8 był drugi robiąc swój oficjalny życiowy 29,08, był zatem bardzo niezadowolony ze wyniku 31,02, ale trzeba mu oddać sprawiedliwość, że inni też narzekali na nawierzchnię, ponoć wyślizgany asfalt szczecińskiego kartingu. Dziki, który na Cebrze 600 F4i wykręcił 29,53, też nie czuł się zaspokojony. 😉 Beniamin Mucha, Mistrz Polski 2013, na CBR600RR pojechał jak to on – z precyzją godną cyborga, w obu podejściach uzyskując identyczny czas 31,35 sek. Wyglądało na to, że podium jest już zaklepane gdy Ciut11, czyli Łukasz Musieliński, zachodniopomorska gwiazda stuntu rodem z centrum Bodzęcina (to taka miejscowość w koło której położony jest Szczecin), pojechał ósemkę driftem i wykręcił czas o dwie setne sekundy lepszy od Beniamina! Ciut, jeżdżący stuntersko przerobioną Cebrą600F4i, do gymkhany podchodzi z dobrze skomponowaną mieszanką artyzmu i zgrywu, co w konkursie głównym owocuje bardzo efektownymi, ale nieefektywnymi przejazdami, niemniej w GP8 raz już był piąty, a teraz pierwszy raz w życiu stanął na podium.
Pierwszą piątkę GP8 zamknął z czasem 32,26 sek startujący w klasie amatorów Sicin, czyli Mateusz Siciński z Krakowa, dosiadający Hondy CBR250, pożyczonej ode mnie zresztą. Siedemnastoletni zawodnik, który pierwszy raz w życiu wsiadł na motocykl niecały rok temu, pokazał się fajnie w czasie relacjonowanych już na MotoRmanii lokalnych zawodów w Jaworznie kilka tygodni wcześniej, objeżdżając Tabora i Snajpera, ale ja w niego wierzyłam, jak widać niebezpodstawnie, już wcześniej.
Mieszają w Matrixie – mam deja vu
Nowy regulamin zawodów wprowadził istotną zmianę do klasyfikacji wyników konkursu głównego. Dotąd liczyła się suma czasów z dwóch przejazdów trasy, teraz – wzorem przepisów japońskich – jest to wynik lepszego z dwóch podejść. Wszyscy zawodnicy wydają się być zadowoleni z tej zmiany, bo gleba czy pomyłka trasy w jednym z przejazdów nie przekreśla szans na zajęcie dobrego miejsca, dzięki czemu chłopaki (i dziewczyny) jadą odważniej. Jak zawsze, zawodnicy jeździli podzieleni na klasy początkującą i doświadczoną.
Szczeciński karting już po raz ósmy w historii był areną tych zawodów, a że wąska nitka nie daje zbyt dużo możliwości na rozmaite ustawienia trasy, organizatorzy zastosowali przebieg podobny co w zeszłym roku, z trzema zawrotkami (w tym jedna w pętelce ograniczonej oponami). Duże odległości między pachołkami powodowały że trasa była typu „szybkiego” i dająca przewagę większym motocyklom. W kategorii amatorów najlepiej poradził sobie z nią szczecinianin Dragon Krzysiek Lewandowski na litrowej Yamasze Thunderace, osiągając 55,21 sek w czystym przejeździe, w końcu odreagowując traumę z września, gdy został objechany przez czeskiego zawodnika Misaka i stanął na drugim stopniu podium. Drugi był warszawiak Kyo Piotr Kołodziejski na 600ccm Hornecie ze stratą zaledwie 0,19 sekundy do Dragona. A mającego już doświadczenie w zawodach warszawiaka zaledwie siedem setnych dzieliło od najlepszego debiutanta zawodów. Juby Dominik Micek z Krakowa (Hornet 900) który od roku trenuje, pierwszy raz wystąpił na ogólnopolskich zawodach i od razu wbił się na podium z czasem 55,47.
Czwarty wynik wśród amatorów zrobił „Spawacz” Adrian Smela. Zbieżność nazwisk nieprzypadkowa – to nosiciel prawdopodobnie tych samych genów co Mistrz Polski 2014. Brat genialnego Smelki, dosiadający Cebry 600F4i również debiutował na tych zawodach i nie przyniósł rodzinie wstydu – w czystym przejeździe zrobił czas 57,12. Piąty ze stratą sekundy osiemnaście był Sicin, co jest imponującym wynikiem szczególnie z uwagi na różnicę mocy maszyny (CBF250) na tej „szybkiej” trasie.
Dziewczęta jak zawsze rywalizowały o tytuł Kici zawodów. Na szczycie damskiego pudła stanęła jego bywalczyni Tuśka, obok Ani Anki i Eve. Dziewczęta zajęły odpowiednio 17, 23 i 25 miejsce w klasie amator.
Dziki i wściekły
W grupie PRO nie dało się nie zauważyć nieobecności ponad połowy ubiegłorocznej pierwszej dziesiątki, z obrońcą tytułu Mistrza Polski włącznie. Nie wystartowali Grześ Uliński, Snajper, Rufi, Marino, Oscar i Smelka – ci trzej ostatni byli w tym czasie na Torze Poznań i debiutowali w wyścigowej klasie Rookie 600. (Smelka był piąty, Marino 11ty). W tej sytuacji Gra o Tron dokonywała się między ubiegłorocznym wicemistrzem Dzikim ze Szczecina, Taborem (rok temu piąty w generalnej) i Mistrzem 2013 Beniaminem, którego dramatyczna kontuzja sprzed roku pozbawiła szans na obronę tytułu, ale mimo opuszczenia dwóch rund w tabeli 2014 miał bardzo mocne czwarte miejsce. W pierwszej kolejce przejazdów najlepszy czas zrobił Dziki (52,03sek), ale nie zmieścił się w kopercie mety, za co są trzy sekundy kary. Za ich sprawą liderem po pierwszej kolejce był Beniamin (52,66, czysty przejazd) a za nim Tabor 69 (53,87). W drugiej turze Dziki podkręcił tempo (51,66), zaś Beniamin zrobił czas niemal identyczny jak w pierwszej, oddając zwycięstwo szczecinaninowi.
Pojedynek Dzikiego i Beniamina to nie tylko starcie dwóch wybitnie utalentowanych zawodników, ale też skrajnie różnych technik jazdy. Dziki jeździ bardzo dynamicznie, Beniamin płynnie; Dziki w złożeniu wychyla się do środka zakrętu, Benek jeździ przeciwsiadem. Jak widać, tak jak nie ma jednej uniwersalnej recepty na życie, tak i nie ma jedynie słusznego stylu jazdy w tej dyscyplinie – również w poprzednim sezonie ci dwaj zawodnicy uzyskiwali zbliżone wyniki tasując się na podium.
Tymczasem podium uzupełnił Tabor „A mogłem być trzeci”; tym razem po raz pierwszy był rzeczywiście trzeci ze stratą niemal dwóch sekund do Dzikiego.
Na czwartym miejscu z czasem 55,32 znalazł się doświadczony szczeciński zawodnik Łukasz Malarz, a piąty był wrocławianin Mateusz Brycki (58,70).
Dziki w ten dzień był bardziej szybki niż wściekły – przeciwnie, nad wyraz zadowolony, gdy do zwycięstw w GP8 i konkursie głównym dołożył jeszcze Puchar Mistrzów, wywalczony w pojedynku z Taborem. W finale ustanowił rekord toru (51,18).
Punkty w klasyfikacji generalnej przyznawane są na podstawie kolejności czasów bez podziału na klasy; co ciekawe, amatorzy całkiem nieźle gonią zawodowców. Dragon był czwarty, a Kyo, Juby, Spawacz i Sicin zajęli miejsca od 6 do 9, uzyskując punkty oraz awans do klasy PRO.
Nagrodami były: odzież motocyklowa ufundowana przez Modeka Polska i Azkarra Centrum Motocyklowe (prowadzone przez Rufiego i Smelkę); wejścówka na Speed Day na Torze Poznań, obszycie kanapy u MS Car Design. Tradycyjne, postindustrialne puchary z części motocyklowych, zespawane na warsztacie Autonaprawa Długosz i Synowie, wręczane były w deszczu, który nagle lunął tuż po zakończeniu przejazdów pucharowych. Ale nikt nie narzekał – wszak do tej pory wieloletnią, uświęconą „tradycją” było rozgrywanie szczecińskiej majowej inauguracji w strugach deszczu, liczne gleby i łamanie setów.
Młodości, dodaj mi skrzydła
Nieodmiennie cieszy udział coraz młodszych zawodników w gymkhanie, która jest najtańszym i najbardziej dostępnym dla amatorów sportem motocyklowym. Udział w zawodach jest bezpłatny, nie są wymagane kosztowne licencje, wystarcza dowolny rodzaj uprawnień do prowadzenia pojazdu (kat. A, A1, A2, B, karta motorowerowa). Jedynym regulaminowym wymogiem wobec motocykla jest być road-legal (rejestracja, przegląd, OC). Jak pokazują życiorysy wielu zawodników, gymkhana jest świetnym wstępem do wyścigów na torze – zarówno od strony techniki jazdy, jak i możliwości zaprezentowania się potencjalnym sponsorom. W Polsce, w przeciewieństwie do Italii czy Hiszpanii, w młodym wieku przygodę z motorsportem zaczyna zaledwie garstka nastolatków. Ich udział w gymkhanie daje nadzieję, że coś się w końcu zmieni. Najmłodszy zawodnik Mały Kris stoczył ciekawy pojedynek ze swoim tatą, objeżdżając go o 0,98 sek, ale że Tata pojechał czysto, a syn trzasnął pachołek, sekunda kary spowodowała, że to tata wygrał – o 0,02 sek. Piękny debiut! Aczkolwiek o dramatycznym przebiegu, bo wcześniej w GP8 junior wyciął efektowną glebę, ale wspólnymi siłami wrocławianie naprawili maszynę i dokończyli konkurs. A oprócz czternastoletniego Krisa aż czteroosobową reprezentację miał klub 1998 (Sicin, AutoMateusz, Stawa i Pejdzel).
Już w następny weekend (24 maja) w Holandii najlepsi zawodnicy z Europy zmierzą się w walce o pierwszy oficjalny tytuł Mistrza Europy, natomiast 13 czerwca we Wrocławiu odbędzie się 2 runda GymkhanaGP. Kolejne edycje to lipiec – Łódź, sierpień – Warszawa i wrzesień – ponownie Szczecin.
Rejestracja online, regulaminy, wyniki tego i poprzednich sezonów, klasyfikacja generalna a stronie organizatora: gymkhana-gp.pl, a bieżące aktualności na FB imprezy.
motoFUNdacja dziękuje za wsparcie: Szczecińskie Kopalnie Surowców Mineralnych S.A., Modeka Polska, Speed Day, Azkarra sklep i serwis, MS Car Design tapicerka, Promoto.pl sklep motocyklowy, Autonaprawa Długosz i Synowie MotoRmania.com.pl, GymkhanaPolska.pl,PZM Szczecin, Miasto Szczecin. Szczególne podziękowania motoFUNdacja kieruje do swoich niezastąpionych wolontariuszy, bez których zaangażowania i ofiarności tych zawodów by nie było.