Nauczycielka niezbyt ogarniała to, co się działo w klasie i mogłem ze słojów wyciągać kolejne porcje NaOH lub KOH.
W czasie, kiedy chodziłem do szkoły podstawowej, lekcje chemii potrzebne mi były tylko z jednego powodu. Sklejałem wtedy dużo więcej niż obecnie, plastikowych modeli samolotów, czołgów, motocykli i samochodów. Kupić je można było w Centralnej Składnicy Harcerskiej na ul. Marszałkowskiej w Warszawie albo na Targu Perskim zwanym „Perakiem”. Niestety, nigdy na Peraka nie poszedłem bo byłem za mały i słuchałem się mojej mamy… Ehh, te błędy młodości. Była jeszcze jedna możliwość pozyskania modeli. Teraz nazwalibyśmy to recyklingiem, a wtedy po prostu od kolegów, którym coś nie wyszło, za grosze można było wyrwać byle jak sklejone i pomalowane modele. Właśnie do zmycia farby potrzebne były lekcje chemii. Nauczycielka niezbyt ogarniała to, co się działo w klasie i mogłem ze słojów wyciągać kolejne porcje NaOH lub KOH (wodorotlenek sodu i potasu), a dalej robić z nich mikstury zmywające farbę z modeli. Po tym przydługim wstępie przejdźmy do meritum czyli do chemii, ale warsztatowej.
Nie działa? Użyj WD40!
Nie tak dawno chemia warsztatowa w Polsce ograniczała się do pojemnika z naftą lub olejem napędowym i tubki AutoMaxu. Później wszedł dynamicznie WD40 i Poxipol. WD40 był dobry na wszystko i stosował go każdy gdzie tylko się dało. Oczywiście nie można powiedzieć złego słowa na ten wynalazek używany przez NASA do zabezpieczania rakiety Atlas. Jednak jego popularność pokazała, że nie można go stosować w każdych warunkach i nie do wszystkiego. W tej chwili mamy do dyspozycji masę produktów, oferowanych zarówno przez renomowanych producentów, jak i firmy „Żuczek & Krzaczek”. Ponieważ ciężko jest opisać wszystko, na razie zaczniemy od kilku produktów Liqui Moly. Firma ma ugruntowaną pozycję na rynku, a jednak posiada w swojej ofercie produkty wzbudzające emocje. Oczywiście nie oferuje super inteligentnych formuł stworzonych przy użyciu nano technologii i podnoszących moc o 25% po wlaniu specyfiku do baku lub miski olejowej. Ich konikiem jest dwusiarczek molibdenu. Firma powstała w 1957 roku w Ulm nad Dunajem na południu Niemiec. Zaczęła właśnie od uzyskania patentu na produkcję dwusiarczku molibdenu. Jak nietrudno zgadnąć, od niego pochodzi nazwa firmy.
MoS2
Molibden jest bardzo twardy i ma jedną z najwyższych temperatur topnienia. Dwusiarczek można kupić w formie czarnego proszku, który bardzo często stosowany jest jako „suchy” smar. Pominę wiele jego zastosowań, ale ciekawostką jest, że wielu zawodników trenujących strzelectwo jak i myśliwych używa właśnie tego preparatu do pokrycia amunicji. Podobno wydłuża to życie lufy. Skoro można z tego strzelać nie powinno zaszkodzić naszym motocyklom. Pewnie tak, ale nie do końca. W życiu trzeba zachować umiar i używać wszystko zgodnie z instrukcją (pomijam tu drinki z Red Bullem serwowane pomimo informacji na opakowaniu „nie mieszać z alkoholem”).
Olejowe dodatki
Do motocyklowego silnika z mokrym sprzęgłem możemy użyć Racing Bike Oil Additiv, ale tylko w zakresie przewidzianym przez producenta czyli 20 ml na litr oleju. Właściciele motocykli BMW, Ducati, Moto Guzzi i wszystkich innych z suchym sprzęgłem mogą lać 30 ml na litr oleju. W dwusuwach z dozownikiem również można stosować ten preparat. Co ważne, nikt tu nie opowiada bajek o nieprawdopodobnym przyroście mocy i podniesieniu osiągów. Dodatek MoS2 ma tylko ograniczyć tarcie wewnętrznych elementów silnika i przedłużyć jego żywotność. Zapomnijcie o tym, że uzdrowi w cudowny sposób silnik w stanie agonalnym bez sprężania w cylindrach. Takie cuda dzieją się tylko w legendach ludowych.
Mamy też coś do zastosowania w przekładniach. Mam na myśli skrzynię biegów i dyfry. Tu można zastosować Getriebe oil Additiv. Do dyspozycji mamy małą tubkę, której zawartość należy dodać do oleju przekładniowego w proporcji jedna tubka 20 gramów na litr oleju. Pamiętajcie, że w przypadku skrzyń biegów w grę wchodzą tylko te odseparowane od układu smarowania silnika, zalewane olejem przekładniowym. Skuteczność tego dodatku przetestowałem sam na dyfrze w skuterze. Wydawał on niepokojące dźwięki, a właściciel na hasło „naprawa przekładni” bladł i pocił się obficie. Zadzwoniłem więc do naszego kolegi motocyklisty z Liqui Moly i powiedziałem, że jest okazja wykazać działanie tej mikstury. Efekty przerosły nasze oczekiwania. Przekładnia po kilku dniach zaczęła pracować dużo ciszej. Niestety nie wiem, czym dokładnie spowodowana była głośniejsza praca, bo skuter jeździ do dziś, a ja nie dostałem się do wnętrza dyfra. Oczywiście właściciel ucieszył się ponadprzeciętnie. Od tego czasu zacząłem z większą wiarą podchodzić do różnego rodzaju preparatów. Oczywiście tych, pod którymi podpisują się renomowane firmy.
Ulepszacz paliwa?
Kolejnym wartym zainteresowania dodatkiem jest Racing Bike Additive 4T. Ten wynalazek wlewamy prosto do zbiornika paliwa i to niezależnie, czy nasz silnik jest zasilany gaźnikiem, czy wtryskowo. 125 ml wystarczy na 15 do 20 litrów paliwa. Po co to lać? Żeby wypłukać wszelkie osady z układu paliwowego, jak i część nagaru z komory spalania. Co warte podkreślenia ten dodatek doskonale się sprawdza w okresie zimowym, kiedy paliwo najczęściej albo jest z gaźników spuszczone albo z nich odparuje. Oczywiście nie można wierzyć, że wymyje brudy w motocyklu, który nie był serwisowany od ładnych paru lat. Tego typu środki trzeba stosować sukcesywnie raz na jakiś czas.
Świeży oddech
Skoro jesteśmy przy układzie paliwowym warto wspomnieć o zmywaczu do gaźników. Wbrew pozorom nawet najdokładniej umyty w benzynie ekstrakcyjnej gaźnik jest jeszcze brudny. „Ekstrakcja” dobrze zmywa zanieczyszczenia, ale nie rozpuszcza twardych osadów. Jest po prostu za mało agresywna. Tu można posłużyć się czymś co nazywa się Vergaser Aussen Reiniger. Nazwa jest mylna, bo pojawia się w niej „Aussen” przysłówek oznaczający „na zewnątrz”, „po zewnętrznej stronie”. Wszelkie wątpliwości rozwiewa instrukcja znajdująca się na opakowaniu, która mówi, że można go stosować zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz gaźnika i innych elementów układu paliwowego. Używam różnych produktów, więc mam skalę porównawczą pozwalającą sklasyfikować ten zmywacz na dość wysokiej pozycji. Jest na tyle agresywny, że trzeba przed nim chronić elementy lakierowane.
Smarowanie łańcucha
Ciekawym produktem jest też smar do łańcuchów. Jego właściwości smarujące są bezdyskusyjne, ale to co mi się bardzo spodobało to konfekcjonowanie tego produktu. Występuje on, między innymi w małej buteleczce, którą można „zatankować”’ z dużej butelki. Jest to wielkie ułatwienie, bo nie zawsze motocyklista chce i nie zawsze może zabrać ze sobą zbiornik pozwalający nasmarować mechanizmy we wszystkich kombajnach w mijanym po drodze byłym PGRze. Małą butelkę można włożyć nawet do kieszeni spodni czy kurtki i mamy problem z głowy. Tu tylko taka uwaga z mojej strony odnosząca się do techniki smarowania łańcucha. Ponieważ dość często mamy w warsztacie do czynienia z łańcuchami i motocyklami wypryskanymi smarem po całości zwracam się do Was w imieniu swoim i pewnie wielu innych osób zajmujących się naprawianiem motocykli. Smarujcie tylko rolki łańcucha. Spryskanie go z boku nic nie pomoże jeśli rolki są suche. Poza tym takie „boczne” smarowanie skutkuje wymazaniem wahacza i dość często opony. Wymiana napędu w takim motocyklu jest czynnością niezbyt przyjemną. Zawsze staram się żeby wszystko zostało dokładnie wyczyszczone, a usunięcie dużej ilości zaschniętego smaru nie jest ani łatwe, ani przyjemne.
Na koniec coś co właśnie pozwala umyć motocykl. Bike Cleaner. Środek czyszczący ulegający biodegradacji w 80%. Przez grzeczność nie zapytam co się dzieje z pozostałymi 20% i czy przypadkiem nie przyczyniają się one do przybliżenia końca świata. Tak czy inaczej preparat został gruntownie przeze mnie przetestowany. Producent zaleca aby spryskać nim motocykl, odczekać i spłukać. Niestety, nie ma informacji, ile mamy odczekać. Czepiam się, ale fajnie by było gdybym wiedział, po ilu minutach Bike Cleaner zacznie rozpuszczać aluminium i stal. Ponieważ mój motocykl nie zażywa kąpieli co tydzień i nie wystarczy postępować zgodnie z instrukcją na opakowaniu czyli spryskaj, poczekaj i spłucz stworzyłem własną procedurę prania. Najpierw namaczam czystą wodą, Później spryskuję i najbrudniejsze miejsca traktuję różnymi szczotkami i pędzelkami z miękkim włosiem. Szoruję zaschnięte muchy, obręcze kół, szprychy, piasty i zaciski hamulcowe. Po skończonym szorowaniu spłukuję i wszystko lśni. Musicie jednak pamiętać, że Bike Cleaner nie może być nanoszony na elementy ze stopów magnezu i nie można go stosować przy dużym nasłonecznieniu. Generalnie, nikt nie poleca mycia motocykla czy samochodu w słońcu, bo woda zbyt szybko odparowuje i zostają zacieki. Na moim motocyklu i kilku innych żadnych śladów nie było, a wszystko dało się spłukać wodą bez użycia myjki ciśnieniowej.
I to wszystko w tym miesiącu. Chciałbym zwrócić waszą uwagę na fakt, że nie jest to materiał sponsorowany, a jedynie zbiór moich doświadczeń związanych ze stosowaniem produktów danej marki. Nie wiem czy to najlepsze rozwiązanie, żeby zbierać produkty jednego producenta. W przyszłości postaram się kompletować podobne wyroby różnych producentów i prezentować co miesiąc kolejny ciekawy produkt, który może być pomocny przy grzebaniu w trzewiach naszego motocykla.