Elektryzujący pierwszy wyścig sezonu 2020 zapowiada niesamowite widowisko w klasie World Superbike.
Jonathan Rea tuż po starcie wysunął się na prowadzenie, ale zderzenie z agresywnie jadącym Sykes’em wypchnęło go poza tor i spadł na koniec stawki ze stratą ponad 7 sekund do prowadzących. Bezkompromisowa pogoń spowodowała, że Irlandczyk najpierw niebezpiecznie uderzył w wyprzedzanego Federico Caricasulo, a nieco później nie uratował wywrotki, która zaczęła się uślizgiem przodu w złożeniu, po czym tracąca przyczepność tylna opona obróciła motocykl – spektakularne „kozły” zakończyły wyścig dla obrońcy tytułu. Tymczasem z przodu Sykes na prowadzeniu ciągnął za sobą Reddinga, Topraka, Van der Marka i Lowsa oraz Haslama. Mniej więcej w połowie wyścigu Redding zdecydował się na atak, a zaraz za nim pod łokieć Sykes’owi weszły obydwie Yamahy. Kilka zakrętów później zawodnik BMW już był za Lowsem i Haslamem, co było początkiem straty kolejnych pozycji. Prowadząca grupa zafundowała fenomenalne widowisko do samego końca – wymiana lakieru na owiewkach, dym spod mielonych opon, odważne wejścia pod łokieć. Na ostatnich okrążeniach Haslam przestał się liczyć w stawce odpadając ostatecznie na 3 sekundy, za to pierwsza czwórka wpadła na metę razem – wszystkich czterech zawodników dzieliło tylko 0,137s, co jest drugim „najciaśniejszym” finiszem w historii WSBK. Toprak wygrał z przewagą zaledwie 0,007 nad Lowsem, a trzeci zameldował się Redding. Cała trójka debiutowała w swoich zespołach – Rzagatilioglu na R1, Lowes na Kawasaki, a Redding po raz pierwszy w WSBK na fabrycznym Ducati. Już nie możemy się doczekać kolejnego wyścigu jutro.