Harleye są najwyraźniej niebezpieczne dla środowiska.
Prowadząc swojego Harley-Davidsona (2003) w stanie Waszyngton w USA, Timothy Wilson (52 lata) stracił nad nim panowanie i wylądował w przysłowiowym rowie razem z osobą jadącą na tylnym siedzeniu, Cheryl Roberts (54). Przyczyną wypadku, jak pisze amerykańska prasa, było zjechanie z asfaltu, a motocykliści trafili do szpitala – ich życiom nie zagraża niebezpieczeństwo. Gorszym problemem okazał się sam Harley.
Motocykl po wypadku wzniecił pożar, który zaczął rozprzestrzeniać się w niesamowicie szybkim tempie. Walczyło z nim około 150-200 strażaków, dwa helikoptery, samolot-cysterna oraz buldożery, które odcięły drogę ognia. Według szacunków spłonęło około 12oo hektarów ziemi, na szczęście bez zabudowań.
Tylko czekać, kiedy działacze Greenpeace zakażą jazdy motocyklami w czasie suszy, bo wypadki z ich udziałem zwiększają ryzyko pożarów…