„Okrutna ironia sytuacji.”
Poświęcił 44 lata oczekiwania, ale w końcu mu się udało. 59-letni Barry Strang od dziecka chciał mieć motocykl. Gdy już się ożenił, wciąż chciał motocykl, ale jego partnerka Pam za nic nie pozwalała mu go kupić. Przez ostatnie 38 lat, Barry w każdy weekend odwiedzał salon Harley-Davidsona w Casper (Wyoming, USA) i za każdym razem żona zabraniała mu spełnić marzenie. Jej argument był bardzo prosty – to zbyt niebezpieczne.
Mąż jednak zawsze odpowiadał, że motocykl „wciąż jest na mojej liście zakupów„. W końcu, po częściowym przejściu na emeryturę miesiąc temu, Barry postanowił kupić sobie wymarzone dwa koła.
Para udała do salonu HD wspólnie i tam się rozdzielili. Żona pojechała do sklepu odebrać zamówiony towar, a umówili się później pod niedalekim kasynem. Tam Barry już niestety nie dojechał.
Po przejechaniu zaledwie 5 kilometrów w drodze z salonu, 59-latek miał wypadek ze skutkiem śmiertelnym. Barry jechał lewym pasem, ciężarówka jechała prawym, droga skręcała w prawo. Z wciąż nieznanych przyczyn motocykl skręcił mocniej w prawo, uderzając w oś napędową tira z dwoma naczepami. Barry został wyrzucony z kanapy swojego Harleya i nieszczęśliwie dostał się pod ciężarówkę; miał kask, jednak stracił go gdzieś w wypadku. 59-letni Barry Strang zmarł na miejscu.
Przed wyjechaniem z salonu HD, Barry zdążył wrzucić na Facebooka zdjęcie swojego motocykla z podpisem „44 lata i w końcu go mam„.
Pam, żona zmarłego mówi, że jest świadoma „okrutnej ironii sytuacji„, ale nie czuje gniewu. „To było coś, co Barry chciał przez całe swoje życie. Tak jak powiedział nasz syn: 'tata zginął z największym uśmiechem na swojej twarzy’.”