Wybrzuszenie asfaltu na łączeniu jezdni z wiaduktem zadziałało jak katapulta.
Poznajcie Sebastiana Herrerę z Kolumbii. Wnioskując po jego aktywności na YouTubie, główną rozrywką Sebastiana i grupy jego kolegów są wyścigi po krętych, górskich drogach. Chłopaki oczywiście nie przejmują się takimi szczegółami jak ruch uliczny, a koszula w kratę lub bawełniana bluza często wystarcza jako ekwiwalent ciuchów motocyklowych. Ich motocykle to klasa 200-300, a czasem 400 ccm. Najczęściej są to Bajaj Pulsar 200NS. Te motocykle mają ok. 23 KM mocy – może nie brzmi to zbyt emocjonująco, ale wstrzymajcie się z oceną, zanim sami tego nie zobaczycie.
Jak widać, jest bardzo szybko. Istnieje pewne przysłowie mówiące o tym, że jazda blisko limitu możliwości, często może zakończyć się w sposób nagły i bolesny. Brzmi jakoś tak: „Kto idzie grubo, ten…” – resztę pewnie znacie, a jak nie, to google Wam pomoże. No i rzeczywiście, wypadki się zdarzają. Jeden z poważniejszych miał miejsce 2 lata temu na krętej, górskiej trasie z Medellín do San Jerónimo.
Co ciekawe raczej nie wynikał on z niekompetencji motocyklisty lub przecenienia możliwości motocykla. Złożyło się kilka czynników – spora prędkość, łuk, wyprzedzanie kolegi… Ale najważniejszym powodem był ten poważny garb, który powstał w miejscu łączenia jezdni i wiaduktu. Ta nierówność zadziałała jak katapulta.
Zwróćcie uwagę, że główny wysiłek związany z pierwszą pomocą to próba ponownego założenia trampka na nogę poszkodowanego. Na szczęście ktoś całkiem szybko zadzwonił po profesjonalną pomoc medyczną.