Ścina słup, zalicza solidnego kozła i przez przypadek zgarnia gościa na supermoto.
Ekipa Streetfighterz, jak to ma w zwyczaju, zbiera się i na jednym kole „terroryzuje” ulice, jednocześnie bezpardonowo robiąc policji (i bezpieczeństwu na drogach) na złość. Tym razem wydarzyło się jednak coś niesamowitego, wywołującego bezwarunkowy facepalm…
Oglądajcie od początku i zwróćcie uwagę na Harleyowca po prawej. Luzacko wjeżdża na chodnik i podróżuje tamtędy. Niestety nie przewidział, że chodnik wcale nie musi być tak równy jak jezdnia, a jego chopper nie do końca jest do takich rzeczy przystosowany. Dla gościa na supermoto to też był kiepski moment na ustawianie wolnych obrotów.
Policja pojawia się na miejscu natychmiastowo, a niemalże cała znika w równie szybkim tempie. Zapytani o to, Streetfighterz odpowiedzieli: „Nikt go nie znał… Dołączył do nas znikąd”. Za to gość na supermociaku musiał być całkiem dobrym znajomym – gdy usilnie próbował odpalić swoją 450-tkę z kopa (zastanawiające, że funkcjonariusz go wtedy nie obezwładnił), nagrywający akcję kolega zaproponował mu powrót jako plecaczek…