Triumph America postanowił pójść na grubo i ustanowić nowy rekord prędkości.
Marka Triumph miała w posiadaniu tytuł „najszybszego motocykla świata” przez bardzo długi czas, od 1955 do 1970 roku, z przerwą jedynie na 33 dni. Ostatni streamliner Triumpha ustanawiający rekord pojechał 395 km/h. Aktualnie poprzeczka jest już zawieszona trochę wyżej, bo na poziomie 606 km/h.
Amerykański oddział Triumpha postanowił jednak, że marka musi odzyskać swoją pozycję. W porozumieniu z Castrolem (i prawdopodobnie ekipą najbardziej dzikich inżynierów) stworzyli więc karbonową rakietę na kołach. Ma 7,8 metra długości, 61 cm wysokości i 91 cm szerokości, ale technicznie wciąż jest motocyklem – ma dwa koła i jest napędzane „zwykłym” silnikiem. No właśnie, uwaga, teraz najlepsze: za napęd odpowiadają dwa trzycylindrowe silniki z Rocket III o łącznej pojemności 2970 ccm, zasila je metanol, a wspomagane są przez chłodzone cieczą turbosprężarki. Produkowana przez nie moc przy 9000 obr/min przekracza 1000 KM, a moment obrotowy to ponad 680 Nm. Próba odbywała się będzie oczywiście nie na asfalcie, ale na zdecydowanie trudniejszej nawierzchni sławnego jeziora Bonneville. Jeżeli chcieliście dowód na to, że Triumph ma w sobie pierwiastek szaleństwa, to macie.
Śmiałkiem (lub jak kto woli szaleńcem, którego rozmiar przyrodzenia przekracza własny wzrost) zdecydowanym na przekroczenie bariery 400 mph (czyli 644 km/h) karbonowej rakiecie napędzanej piekielnymi silnikami jest Jason DiSalvo. Ten 29-letni Amerykanin ma na koncie sporo motocyklowych zwycięstw, w tym kilka startów w różnych klasach MotoGP: 125, 250 i Moto2. Kolejnym „wariatem-furiatem” celującym w tym roku w barierę 400 mph jest… James Toseland, były mistrz WSBK!
http://www.youtube.com/watch?v=qt7GQx1Uibo