Rzućcie na niego okiem. Czy istnieje możliwość, żeby się nie uśmiechnąć? My go pokochaliśmy!
Nieduża, kilkuosobowa ekipa z Niemiec pomyślała, że fajnie byłoby mieć pojazd, który trochę przypomina hulajnogę, trochę skuter i jest idealnym sposobem na przemieszczanie się, łącząc cechy obu tych pojazdów. No i powstał Scrooser, modernistyczny sposób na poruszanie się po mieście.
Jak zauważyliście, wygląda tak prosto, jak to tylko możliwe – generalnie rzecz biorąc jest to rama i koła. Napędzane są one silnikiem elektrycznym (ukrytym w tylnym kole) oraz… siłą mięśni! Tak, ten system – nazywający się „technologia inteligentnego napędu impulsywnego” – zwielokrotnia siłę, którą kierowca odpycha się od ziemi. Działanie zdaje się być proste, wystarczy się odepchnąć, osiągnąć minimum 3,2 km/h, a silnik elektryczny automatycznie zaczyna działać. Następny impuls pojawia się wtedy, kiedy kierowca odepchnie się po raz kolejny. Trochę jak chodzenie po księżycu. Silnik oczywiście wyłącza się wraz z wciśnięciem hamulca. Można też usiąść, zrelaksować się i klasycznie odkręcać manetkę. Zobaczcie, ten gadżet jest taki fajny, że po prostu trzeba to mieć!
Rama wykonana w technologii “free-form 3D bending” – cokolwiek miałoby to oznaczać, zapewnia wysoką sztywność, a razem z widelcem waży zaledwie 2,7 kg! Dzięki takim rozwiązaniom, cały Scrooser waży tyle, co dwa rowery, zaledwie 28 kg. Silnik zamontowany został w tylnym kole, co wyeliminowało potrzebę użycia jakiegokolwiek łańcucha czy zębatek napędowych, oferując tym samym ładniejszy wygląd i bezobsługowość. Jednostka gwarantuje moc 1000 Watt, czyli 1,36 konia mechanicznego. To wystarcza do spokojnego wyprzedzania przechodniów (6 km/h), a przy maksymalnej prędkości nawet do ścigania się z cyklistami na ścieżkach rowerowych (25 km/h)! Baterie litowo-jonowe ukryte są w podłodze, wystarczają na 35 kilometrów zwykłej jazdy lub 55 km w trybie odpychania się (Impulse Drive) i można ładować je bezpośrednio na pokładzie lub wyjąć i podłączyć do gniazdka w biurze. Ładowanie w standardowej sieci zajmuje ok. 3 godziny, ale można dokupić szybką ładowarkę, która skraca ten czas o połowę. Żywotność baterii to około 500 cykli, a więc kilkadziesiąt tysięcy kilometrów.
Spójrzcie na te opony. Nie tylko gwarantują niesamowity styl „Harley-Davidsona na chodniku”, ale mają też dodatkową funkcję – eliminują potrzebę używania stopki! Na wszelki wypadek jest ona ukryta pod podłogą. Na pokładzie znalazł się też wyświetlacz informujący o stanie baterii oraz przednie i tylne reflektory LED. Więcej znajdziecie na stronie producenta oraz na portalu kickstarter.com, któremu twórcy zawdzięczają sukces projektu. Ceny różnych wersji Scroosera zaczynają się od 3950 dolarów, a kończą na 10 000$, a żeby nim jeździć, nie trzeba mieć ani prawka, ani kasku.
Być może cała idea Scroosera rzeczywiście nie jest najbliższa motocyklom czy nawet skuterom, a ceny zaczynające się od 13 000 złotych to sporo jak za elektryczną hulajnogę, ale wszystko to nie zmienia jednego, podstawowego faktu. Scrooser jest prze-fajny i przyznajcie, że tak ja my chcielibyście go mieć pośród miliona innych, nierozsądnych gadżetów!