Czy za naszymi plecami rynek jest dominowany przez jedną grupę? Czy to dobrze, czy źle? Zapoznajcie się z informacjami, jakich nie znajdziecie w innych mediach!
Pełną treść artykułu znajdziecie w najnowszej, drukowanej MotoRmanii.
Wygląda na to, że jesteśmy świadkami stopniowej, skutecznej monopolizacji polskiego rynku motocyklowego. Zanim podzielimy się tutaj faktami, musimy uprzedzić, że teoretycznie nie możemy być obiektywni. To dlatego, że grupa kapitałowa, która skupiła w swoich rękach większość rynku akcesoriów, oraz jest wyłącznym importerem wielu marek motocykli, stała się również właścicielem rozpoznawalnych mediów motocyklowych, a pozostałe, które nie są ich własnością, muszą walczyć o ich reklamy – co oznacza, że taki artykuł jak ten, obnażający polską rzeczywistość tam się nigdy nie pojawił. Zatem, chcąc nie chcąc, piszemy o grupie, której mikroskopijna część interesów jest sprzecznych z naszymi – są dla nas konkurencją w zakresie działalności medialnej, i tworzą sytuację utrudniającą rozwój mediów branżowych w sposób niezależny od jednego, dużego reklamodawcy, czyli siebie.
Motormania ze względu na swoje działalności eventowe oraz szkoleniowe ma źródła dochodu rekompensujące braki wpływów reklamowych i dlatego jest jedyną, autentycznie niezależną platformą medialną w branży motocyklowej. Określenie, „nasz klient, nasz pan” dotyczy u nas jedynie relacji z czytelnikami. Ale zgodnie z zasadą „czystych rąk” uważamy, że należy uprzedzić czytelnika, iż piszemy o sytuacji z gruntu niekorzystnej dla rozwoju nowych mediów i szachujących media istniejące. Zatem podejrzenie o stronniczość, chociaż niesłuszne, będzie z Twojej strony, drogi czytelniku, jak najbardziej uzasadnione. Mam nadzieję, że o jego niesłuszności utwierdzisz się w trakcie lektury. Uważamy, że przekazanie rzetelnej wiedzy na temat tego, co się dzieje na polskim rynku po prostu jest naszym obowiązkiem. Tym bardziej, że prawdopodobnie pozostajemy jedynym źródłem branżowym, które to dla was zrobi.
(…)
Dla dużego inwestora zabawa w pojedyncze motocyklowe tematy na tak małym rynku motocyklowym jakim jest Polska nie ma sensu, ale jak się będzie mieć wszystko, to gra zaczyna być warta świeczki.
Mowa o firmie wybitnie skutecznej na rynku samochodowym, a mianowicie Inter Cars S.A. Ta spółka akcyjna z obrotami przekraczającymi obroty co najmniej kilku europejskich producentów motocyklowych, ma zasoby finansowe, z których niewielki procent wystarczy do bezprecedensowego zmonopolizowania polskiego rynku motocyklowego. Oczywiście nawet im nie było łatwo. Przeniesienie hurtowej mentalności sprzedawcy części samochodowych na rynek motocyklowy przyniosło wpadki. Największą z nich była utrata importerstwa marki Triumph. Anglicy zrezygnowali ze współpracy z „Carsem” ponieważ podejście kadry polskiej firmy wykluczało dbałość o markę Triumpha na poziomie wymaganym przez producenta. Słuszność decyzji zarządu z Hinkley, a zarazem dysfunkcyjność Inter Carsu w tym obszarze błyskawicznie udowodnił nowy importer brytyjskiej marki (sprzedając do czerwca 2017 roku o 100% motocykli więcej niż „Cars” w tym samym okresie rok wcześniej). Innym grzechem Inter Carsu wydaje się być dewaluacja marki Alpinestars, której jest wyłącznym importerem. Prestiż zabito poprzez akcje pod tytułem „Ale urwał”, gdzie można było kupić Alpinestarsa znacznie taniej niż zwykle. To spowodowało, że marka przestała być postrzegana w Polsce jako brand sektora premium, a ten status w całości przejęło Dainese. To jednak niewiele znaczące incydenty. I można powiedzieć, że dzięki istotnym zmianom kadrowym, właściwie przeszłość.
Dzisiaj Inter Cars, vel Inter Motors, poprzez powiązane podmioty sieci Liberty Motors obejmuje rynek coraz większą siecią własnych punktów dilerskich. Jest wyłącznym importerem takich marek jak: Ducati, Aprilia, Moto Guzzi, Vespa, Piaggio, Norton, Sym, Mondial i niezliczonej ilości produktów akcesoryjnych. Oprócz tego w swoich punktach dilerskich gdzie sprzedają produkty importowane przez siebie na podwójnej marży (dilerska + marża importera) występują jako dilerzy marek japońskich oraz BMW. Grupa wykupuje dilerów (np. PolandPosition w Warszawie). Buduje własny multisalon w Warszawie oraz w kolejnych miastach Polski (plany we Wrocławiu). Negocjuje przejęcia lub wykup części udziałów u mocnych dilerów samodzielnych. Posiadają takie media motocyklowe jak Motogen.pl, Ścigacz.pl (ten ostatni poprzez zakup udziałów na członka zarządu), jakieś pomniejsze twory internetowe, a stosunkowo niedawno rozważali zakup „Świata Motocykli”, którego ex-naczelny był z resztą pracownikiem Inter Carsu. Z tytułu prasowego ostatecznie zrezygnowali – z powodów, których można się domyślać (pikująca sprzedaż i topniejące wpływy reklamowe doprowadziły ostatecznie do przejęcia magazynu przez pracownika – na szczęście, bo to z całą pewnością przedłuży jego żywotność). Krótko mówiąc, jeżeli kupujesz na Łopuszańskiej w Warszawie to kupujesz u nich, na Połczyńskiej, kupujesz u nich, w Łodzi BMW Liberty, w Katowicach, w Toruniu, w Krakowie… Wszędzie kupujesz u nich, zachęcany nową kampanią „I’M Intermotors”. Wchodzisz na scigacz.pl czy motogen.pl, czytasz treści, za którymi stoją pieniądze „Carsu” (coraz częściej znajdziecie tam treści w zasadzie reklamujące marki i działalność tej korporacji).
Tutaj ważna informacja: dziennikarze zatrudnieni w tych mediach są naszymi kolegami, i rzetelnymi fachowcami, którzy po prostu znaleźli się w niezręcznej sytuacji – nie sądzimy, aby byli inspiracją dla treści reklamowych lub jakichkolwiek nieetycznych zagrań.
Pozostałe tytuły prasowe, które w odróżnieniu od MotoRmanii nie wypracowały alternatywnych źródeł dochodu, potrzebują pieniędzy Inter Carsu niczym wody (co nie przesądza kwestii ich niezależności, ale z całą pewnością nie znajdziecie podobnego artykułu gdziekolwiek indziej). Inter Cars skupił pod skrzydłami już tyle marek, że innych reklamodawców jest po prostu zbyt mało, aby swobodnie utrzymać gazetę, lub motocyklowy portal (przykład: 10 reklam w aktualnym wydaniu „Motocykla” to reklamy produktów IC – żaden podmiot nie jest w stanie tyle ich zapewnić). W zasadzie nie ma wyjścia – albo dobrze z nimi żyjesz i masz reklamy, albo ledwo wiążesz koniec z końcem. A tak naprawdę, to cię już nie ma.
Co to oznacza dla klienta?
W naszej ocenie, paradoksalnie, to co robi Inter Cars w specyficznej sytuacji polskiego rynku jest aktualnie korzystne dla klientów. Czyli dla Ciebie. Takich salonów, z takim zatowarowaniem można ze świecą szukać w zachodnich krajach Europy. W Polsce, przy kondycji finansowej polskich dilerów nie doczekalibyśmy się ich nigdy. Uważamy, że interes klienta, przynajmniej w przewidywalnym terminie umacniania sieci dilerskich Inter Carsu nie jest jakoś szczególnie zagrożony. Fajnie jest wejść do miejsca, gdzie nie trzeba właściwie nic zamawiać, od razu można wszystko przymierzyć, gdzie kilka milionów złotych poszło w ekspozycję kasków i ubrań. Takie miejsca jak salony na Łopuszańskiej czy Puławskiej w Warszawie wyglądają naprawdę imponująco. Można też sobie wyobrazić, że nowy warszawski salon będzie wyjątkowy.
W kwestii publicystycznej, jako MotoRmania, chcemy i będziemy tworzyć materiały opisujące wiele marek importowanych przez InterCars, nie ze względu na wzajemne relacje, ale dla tego, iż rzetelny opis wielu fantastycznych produktów i motocykli po prostu naszym czytelnikom się należy. I w mailach oraz komentarzach na Facebooku pod prezentacjami nowych maszyn, często piszecie, że czekacie „aż MotoRmania to przetestuje” – dziękujemy za zaufanie i na pewno go nie zawiedziemy.
Co będzie DALEJ?
Z całą pewnością Inter Cars będzie rósł w siłę i będzie przejmować importerstwa kolejnych marek. Nie chodzi tylko o pomniejsze marki motocyklowe, czy akcesoryjne. Gdybyśmy byli w butach Inter Carsu, walczylibyśmy o Kawasaki, którego obecny importer może śmiało kandydować do miana najgorszych importerów motocykli na świecie… Nie wiemy czy dzisiaj Inter Cars o tym myśli, nie wiemy, czy na tym etapie chciałby na to przeznaczyć środki, ale wiemy na pewno, że już prowadzono takie rozmowy kilka lat temu, i na pewno „zieloni” byliby kosmicznym kąskiem. Przejęcie Kawasaki sprawiłoby, że Inter Cars byłby bezdyskusyjnie największym importerem motocykli do Polski, bo największym importerem akcesoriów już od dawna jest. Oczywiście firma musi uważać, gdyż nie wszyscy producenci z którymi w tej chwilo mają umowy, mogą się zgadzać na reprezentowanie przez „Cars” również innych marek. Ale są proste sposoby, aby to ominąć. Powołanie nowego podmiotu nie jest żadnym problemem, a powiązania wcale nie muszą być oczywiste.
Budując kolejne salony i/lub przejmując istniejące, Inter Cars będzie automatycznie osłabiał wszystkich, niezależnych jeszcze dilerów samodzielnych w różnych rejonach kraju. Wielu z nich takiej konkurencji nie wytrzyma. Dominacja tej firmy będzie z roku na rok coraz większa i to chyba jest tendencja, której nie da się zatrzymać. Tym bardziej, że powoli wszyscy w branży rozumieją, iż z Carsem „należy” się układać. Dlatego Liberty Motors ma od dawna możliwość sprzedawania Yamahy. Po jakimś czasie to „Cars” będzie dyktować warunki praktycznie wszystkim, bo punkty handlowe istniejące poza nimi nie będą w stanie poważnie się zatowarować (niezagrożonymi jednostkami pozostaną jedynie dobresklepymotocyklowe.pl, kontrolowane przez firmę Powerbike z Poznania). Natomiast owe warunki dyktowane będą raczej importerom i producentom, których nie będzie stać na to, aby stracić partnera robiącego tak gigantyczny obrót.
Producenci, importerzy oraz media motocyklowe w zasadzie już dzisiaj są petentami grupy Inter Cars. Czy w przyszłości zwykły polski motocyklista zapłaci za to cenę? Trudno powiedzieć… Jeżeli tak, to miejmy nadzieję, że będzie to cena stosunkowo niewielka. Tą największą powinny zapłacić podmioty, które myśląc krótkoterminowo, jeden po drugim oddają dystrybucję swoich produktów jednej korporacji. To, że Cars ma media? Oczywiście, to może być niepokojące, ale w końcu zostaje Wam przecież „MotoRmania” :):) – w pewnym sensie to woda na nasz młyn, bo umiejętne podkreślanie naszej niezależności będzie zjednywać nam czytelników portalu i gazety.
Ale jesteśmy ciekawi Waszego zdania. Co uważacie o tym tworzącym się monopolu? I czy rzeczywiście można go nazwać monopolem? Myślicie, że to rzeczywiste zagrożenie? Co sądzicie na ten temat?