Kolejny kamyk do koszyka przeciwników elektrycznej motoryzacji – ta zmiana wydaje się mieć coraz mniej sensu.
Dopłaty do aut elektrycznych będą niższe – taką informację podał TVN24 tuż przed weekendem. „Klienci wpłacili zaliczki na samochody elektryczne, a rząd obniża o połowę obiecaną dopłatę.
Osoby fizyczne miały otrzymać dofinansowanie w wysokości 30 procent ceny zakupu pojazdu elektrycznego, przy czym kwota wsparcia nie mogła być wyższa niż 37 tysięcy 500 złotych. Dofinansowaniem miał być objęty zakup pojazdu elektrycznego, którego cena nie przekracza 125 tysięcy złotych. Teraz okazuje się jednak, że maksymalna kwota wsparcia ma wynieść 18 750 złotych. Pozostałe warunki pozostają te same. – Zaledwie dwa miesiące od momentu wejścia w życie rozporządzenia z kwotą 37,5 tysiąca do momentu pojawienia się w przestrzeni publicznej kwoty 19 tysięcy. Wzbudza to u branży rozczarowanie – komentuje Maciej Mazur z Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych.”
„Chodzi o oszukanie przede wszystkim klientów, którzy już wpłacili zaliczki na auta elektryczne, oszukanie importerów – wymienia Roman Dębecki z portalu Auto Świat. Importerzy dostosowywali się do nowych warunków. Obniżali ceny swoich aut tak, by można było na nie dostać dopłatę. Przyjmowali zamówienia, sprowadzali samochody, bo kupno „elektryka” zaczęło mieć sens, także ekonomiczny. – W ciągu kilku tygodni zebraliśmy liczbę zamówień równą mniej więcej rocznej sprzedaży – mówi Dorota Pajączkowska z Nissan. – Około 300 samochodów – precyzuje.”
Pojazdy elektryczne tracą na uroku nie tylko z powodu ostatniej decyzji rządu. Lotos właśnie wprowadził opłaty za ładowanie aut elektrycznych na jego stacjach. Prąd drożeje. Jazda autem na prąd też. Według ekspertów korzystanie z samochodu elektrycznego już bywa droższe niż korzystanie z samochodu z napędem hybrydowym lub silnikiem diesla.