Nowych trendów nie można już lekceważyć. Wszystko wskazuje na to, że wkrótce przesiądziemy się na elektryczne motocykle.
Rok 1979, Mad Max wchodzi na ekrany kin. Gdzieś w tle globalnego rynku zapalane są znicze nad brytyjskim przemysłem motocyklowym. W Niemczech BMW stara się zrozumieć realne potrzeby klientów. Po NSU zostało wspomnienie. Pomiędzy tym wszystkim na dobre rozkręca się dominacja motocykli japońskich. Ton nadaje rzędowa czwórka. Liczy się niezawodność i cena. Jak wyglądała wizja twórców kultowego filmu? Mieszkańcy wsi i miasteczek padają ofiarą psychopatów z natapirowaną trwałą, ubranych w brudnawe ciuszki łatane zajęczą skórką. Motocykle palą gumę przy każdej możliwej okazji. Wszystkiemu towarzyszy jazda na jednym kole i przemoc. Jak przetrwać w świecie, zdominowanym przez petrol? Trzeba być twardzielem chociaż i to nie wystarcza- oficer MFP Jim Goose i jego Z 1000 wypadają z gry już w pierwszych minutach.
Rok 2009, trzydzieści lat później. Wizja George’a Millera, twórcy Mad Maxa, została daleko za nami. Co dookoła? Motocykle i jazda na jednym kole są jeszcze bardziej aktualne. Fryzury trochę inne, ale za to wciąż wymagane jest zacięcie ładowane pasją i podszyte adrenaliną. W tle nadal trwa dominacja motocykli japońskich. Ale w układach sił na rynku coś się zaczyna zmieniać. Wojna z terroryzmem, kryzys paliwowy, recesja, świńska grypa. Plaga za plagą. Do tego nęka nas globalne ocieplenie. Brytyjczycy wrócili z nowymi motocyklami. Stoją twardo na klifie i umacniają pozycję. BMW wystawiło S1000RR. Na torach ciśnienie podnosi Ducati. Producenci zaczynają wykazywać dużą szybkość reakcji i świeże spojrzenie. To trudne chwile dla dużych koncernów. Sprzedaż motocykli w Stanach dołuje niemiłosiernie. Zaraza rozprzestrzeniła się na inne kraje. Nastawieni na eksport Japończycy doświadczają nienotowanych dotąd spadków obrotów. Padają kolejne rekordy cięć wydatków i masowych zwolnień. Pomiędzy tym wszystkim do głosu dochodzi coś nowego.
Zaczęło się kilka lat temu od mody na zieloną technologię. Po garażach, w dymie jointów i ziołowych kadzidełek, wznosiły się mantry o ograniczenie zużycia paliwa i emisji spalin. Z czasem zaczęły się pojawiać niewiarygodne melanże odkurzaczy i pralek umieszczanych w ramach motocykli. Wynikiem tych działań były paskudztwa wszelkiej maści. Łączyło je jedno- uroda która blasku nabierała dopiero po trzecim joincie. Garażowe gnioty ustąpiły z czasem miejsca profesjonalnym zestawom. Nowy trend konsekwentnie dąży ku światełku w tunelu. Celem jest nawiązanie rywalizacji z motocyklami o napędzie spalinowym. Mamy już za sobą pierwsze TTXGP na Isle of Man. Za kilka miesięcy odbędzie się kolejne, prawdopodobnie na torze Laguna Seca. Mission One wywalczył niedawno rekord na Bonneville Salt Flats. Komisja pomiarowa zatwierdziła 241 kmh, ale najwyższa zmierzona prędkość wyniosła 259 kmh. Sprawa była głośna i pewnie dlatego wynik utrzymał pozycję zaledwie kilka tygodni. Najnowszy Land Speed Record w klasie motocykli elektrycznych należy do Lightning Motorcycles i wynosi 267 kmh. Co prawda w innej dyscyplinie, ale jak na razie ostatnie słowo w kwestii prędkości powiedział dragracer Scotty Pollacheck na KillaCycle. Pobił kolejny rekord na ćwierć mili. Od jakiegoś czasu konkuruje wyłącznie sam z sobą. Tym razem stanęło na 271 km/h. Co słychać w świecie bliższym naszej kieszeni? Zero MX zanotował pierwsze sukcesy w walce z klasycznymi motocyklami crossowymi. Zero Motorcycles sprzedaje wersję supermoto, enduro i dualsport on-line. Sprzęt dostaje się w paczce od listonosza. Bezpośrednim konkurentem marki jest szwajcarska Quantya, z modelami Strada i Track. Quantya dostępna jest w sprzedaży internetowej i od niedawna również w klasycznych salonach. Ostatnio świat obiegła wieść o 33% obniżce ceny w stajni kolejnego gracza. Brammo Enertia kosztuje teraz 7995 dolarów i dla odmiany dostępna jest w sieci sklepów Best Buy, które na co dzień handlują sprzętem audio-video. Motocykle z napędem elektrycznym walczą o uczucia klientów. Pobudzenie naszych emocji czymś, co wydaje dźwięk zbliżony do tramwaju, stanowi poważne wyzwanie. Do tego brak odpowiedniej infrastruktury ogranicza możliwość bezstresowego przemieszczania się z miejsca na miejsce. Jednak instalacja ogólnodostępnych urządzeń do ładowania baterii już uwzględniana jest w budżetach na najbliższe lata. Dotyczy to także Warszawy, gdzie w listopadzie otworzono pierwszą taką stację.
Wygląda na to, że elektryczne motocykle wkrótce pojawią się na ulicach. Na ich korzyść przemawiają bardzo niskie koszty eksploatacji i ciągłe dokręcanie przepisów dotyczących emisji spalin. To paradoks, ale za spust przypuszczalnie pociągną Japończycy. Doskonale rozumieją mechanizmy umasowienia produktów. Wiedzą też, jak niewielkim kosztem osiągnąć niską awaryjność. W drodze jest elektryczny skuter nawiązujący do legendarnego modelu Cub, który zbudował potęgę Hondy. Pierwowzór z wynikiem 65 milionów egzemplarzy uznany został za najlepiej sprzedający się pojazd w historii cywilizacji. Zobaczymy czy i tym razem zadziała filozofia taniego produktu dla każdego. Dochody ze sprzedaży starym zwyczajem mają napędzać bardziej prestiżowe projekty. Jakim motocyklem jeździłby Jim Goose, jeśli powstałby remake Mad Maxa? Trudno go sobie wyobrazić na skuterze EV-Cub. Stawiam na coś w stylu MotoCzysz E1pc. Trzy silniki elektryczne w ramie z włókna węglowego, dźwięk jeżący włosy na łydkach i nadwozie wywołujące zdecydowany uwiąd u konkurencji.