Dzień jedenasty – 10.07 – wtorek – Czarnogóra
Rano leniwa pobudka, każdego coś boli i mamy mały kryzys, po śniadaniu decydujemy że zostajemy na kolejną noc się zregenerować. Flaw rozbija swój hamak między Jadzią, a słupem i cały dzień piwkujemy pod winnym baldachimem. W południe skoczyliśmy z Flawem po warzywa i zapas piwa, potem sałatkowy obiad i dalej piwkowanie.
Wieczorkiem wyszliśmy na mięsną kolację do knajpy „U Peji”, jak nigdy zamówiliśmy wszyscy troje to samo danie – specjalność Peji – Wojtek zrezygnował po dwóch kęsach, zaraz potem Flaw, a w połowie Herflick. Wojtek o mało nie puszcza pawia, a Herflick ma sraczkę przez całą noc. Kelner chciał nam nawet oddać napiwek.
Dzień dwunasty – 11.07 – środa – Chorwacja
Dubrownik jest miejscem wartym zobaczenia, klimatyczny zamek/stare miasto z knajpkami z przepysznymi owocami morza. Wieczorkiem wjazd do Trogiru, tu zwiedzanie już w pełnym rynsztunku motocyklowym. Wszędzie nas pozdrawiali i podziwiali, a jak ich uświadamialiśmy, że my nie przyjechaliśmy tu prosto z Polski tylko przez Słowację, Ukrainę, Rumunię, Bułgarię, Istambuł, Grecję, Albanię itd. to byli już w wielkim szoku!!Rano pożegnanie z właścicielem i wyjazd do Dubrownika. Po drodze płynęliśmy promem. Tam szybka zmiana stroju i zwiedzanie miasta, knajpek i kupowanie prezentów (oznaka zbliżania się końca wyprawy).
Wyjazd i poszukiwanie campingu. Po paru niepowodzeniach w końcu Wojtek znajduje ogromny, bardzo dobrze zaopatrzony camping w pobliżu. Jedziemy, warunki super, ale cena szok 55 euro za nas troje. W końcu Herflick utargował na 30Euro! Rano podczas płacenia okazało się, że gość mieszkał parę lat w Krakowie i stąd zniżka. Namiot rozbiliśmy nad samym morzem, ale w cieniu, wieczorem i rano.
Jak zwykle Herflick na zakupy, reszta odpowiedzialna za namiot. Wojtek rzucił propozycję by Herflick poszukał gdzieś ich miejscowego wina – kupił Aleksandra Macedońskiego – na cześć Wojtka i jego wjazdu do Macedonii.
Wino opróżniliśmy na skałach, obok siedzieli Litwini, pełni podziwu, że daliśmy rade takiej pojemności. My myśleliśmy, że to max 2l a to było 3l plus 6l browaru. Obudziliśmy się równie pijani jak poszliśmy spać.
Dzień 13 – 12.07 – czwartek – Chorawcja
Zapadła decyzja, że odwiedzamy w Biogradzie Na Moru kumpli Flawa, a właściwie od tego dnia „Nalewki”.
Więc do 13-tej kąpiele, jedzonko i trzeźwienie, a potem wyjazd. Flaw powiedział, że jego kumple pojechali gdzieś na rolkach i czekają na nas w centrum – nie wiedzieliśmy co o tym myśleć – trzech samotnych chłopów i to na rolkach!? Całe szczęście okazali się super ekipą- Łukasz, Szymek i Janek. Przywitali nas tak „szczerze”, że przed wieczornym wyjściem Wojtek z Herflickiem musieli zrobić sobie drzemkę! Potem kurs po plaży, obiad z owoców morza, piwko i znowu „powitanie” w apartamencie. Nocą kurs po chyba wszystkich knajpach w Biogradzie! Nalewka z Łukaszem chyba nawet nie wiedzieli, że wrócili do domu!
Dzień czternasty – 13.07 piątek – Chorwacja/Węgry
Rano trzeźwienie, śniadanko, pożegnanie i wyjazd serpentynami przez góry na Plitvickie Jeziora, dalej górami do Zagrzebia, potem Słowenia i Węgry – dotarliśmy do Csesztreg. Zrobiło się pochmurnie i trochę pokropiło. Zatrzymaliśmy się pod zakładową wiatą na rowery, zjedliśmy zupki oraz sałatkę z pomidora, papryki i półkilowej cebuli!
Znaleźliśmy camping w Zalalovie oddalony o 20 km, ale jak ruszyliśmy znowu zaczęło padać, więc podjechaliśmy pod miejscową knajpę i po dyskusji w nieznanym nam języku miejscowy boss pozwolił nam nocować w ośrodku treningowym piłki nożnej. Miła brunetka pilotowała nas tam samochodem – jezioro, łazienki i zabytkowy wigwam/skansen.
Tym razem odpuściliśmy rozbijanie namiotu i od razu ruszyliśmy w teren, pierwsza knajpka piwko, druga piwko i gulasz i powrót do pierwszej na piwko. Wracamy do ośrodka, znowu po dwa piwka, podsumowanie wyjazdu i łezka się w oku zakręciła… Potem lulu bo nazajutrz planowaliśmy najdłuższy trip wyprawy – ponad 800km do domu.
Dzień piętnasty – ostatni – 14.07 – powrót – Słowenia/Austria/Czechy/Polska
Rano pobudka, toaleta, śniadanko i kierunek dom. Trochę mieszały nam GPSy – każdy nastawił na swój dom. Jechaliśmy przez Węgry, Austrię, Czechy, Słowację znowu Czechy – tu stanęliśmy na obiad i pooglądaliśmy zabytkowe motocykle, samochody, a nawet autobusy – mieli akurat zlot oldtimerów.
Niestety dopadł nas po drodze deszcz który towarzyszył nam aż do Polski, ale już w miarę szybką trasą do Cieszyna. Herflick nawet myślał, że łamiemy przepisy, bo nie mamy winiet (jak się okazało po powrocie motocykle na czeskich autostradach nie muszą mieć winiet – winiety obowiązują jedynie dla pojazdów dwuśladowych, czyli 4 i więcej kołowych.)
Tankowanie w Cieszynie i do domu, w Katowicach pożegnanie z Flawem i już sami gierkówką do Tuszyna – tam następne pożegnanie i już samotnie każdy do domu.
Reasumując super wyprawa, idealnie dobrany skład, idealne zgranie na drodze w knajpie i zabawie! Spędziliśmy ze soba pełne wrażeń dwa tygodnie, zwiedziliśmy 15 krajów, popróbowaliśmy ichniejszej kuchni, podziwialiśmy zapierające dech w piersiach widoki. Była to wyprawa naszego życia.
Raport Wojtka:
Wyposażenie się sprawdziło, każde ma swoje zalety i wady. Ubiory każdego rodzaju – Flaw enduro czarny OK, Herflick super modeka OK, ja wszystko skóra, a od Słowacji spodnie jeans/moto – pociliśmy się wszyscy równo.
Moje spalanie z całej trasy 4,6l
Koszt paliwa przeliczony na złotówki 1500zł
Wydatki 1300zł
Opony
– tylna Haidenau K60 150/70/17 nowa 12mm zostało ponad 9,5mm na środku
– przednia Maxis Trakser 90/90/17 było 4mm jest ciut mniej ale jeszcze nie 3,5mm
Łańcuch nadal oryginalny i brakuje mu do przekroczenia normy 1mm.
Oliwiarka dała radę, minimalnie mniej w upały i +obrót deszcz/off .
Deflektor super sprawa zwłaszcza, że przejmuje większość owadów, a szyba w kasku czysta.
Box to jednak „ciężka” sprawa, wygodne, ale jak ściągnąłem tylko boxa, na plaży w Grecji (latanie po morzu) to jakby inne moto. Chodzi głównie o off, drifty, pochylanie.
Manetki Oxforda raczej nie używane – no przez góry w Chorwacji i ostatni dzień wieczorem, ale jak zwykle grzały OK.
Mamy nadzieję, że Was nie zanudziliśmy! 😛 Warto było!